Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

Miłość zapisana na wodzie - „Jaśniejsza od gwiazd” („Bright Star”) 2009

Moje pierwsze zetknięcie z twórczością Johna Keatsa było przypadkowe. I dokonało się – tym razem klasycznie, choć nie do końca – przez literaturę. Chodzi oczywiście o recenzowany już na tym blogu „Hyperion” Dana Simmonsa, który był inspirowany twórczością Johna Keatsa. Tak że przed obejrzeniem filmu miałam pojęcie (mgliste) kto zacz. Ale po kolei. „Jaśniejsza od gwiazd” to film wyreżyserowany przez Jane Campion, która ma na koncie taki hit jak „Fortepian”. Osią fabuły jest miłość romantycznego angielskiego poety Johna Keatsa i Fanny Brawne. Miłość jak przystało na epokę wszechogarniająca, niezwykła, łamiąca wszelkie konwenanse i – co dość nietypowe dla współczesnego kina - platoniczna. Do tego doprawiona nutką tragizmu i cieniem śmierci. Tyleż jest to bowiem opowieść o miłości, co o śmierci.

„Więzień labiryntu” („The Maze Runner”) 2014

Budzisz się pewnego dnia i nagle stwierdzasz, że coś tu jest bardzo nie w porządku. Znajdujesz się w gnającej gdzieś windzie i nie pamiętasz nic, nawet własnego imienia. Na domiar złego, gdy winda się zatrzymuje, ładują cię do doła wykopanego w ziemi i zamykają. Tak w skrócie wygląda początek „Więźnia labiryntu” zrealizowanego na podstawie powieści Jamesa Dashnera. Książki nie czytałam, więc recenzja dotyczy tylko i wyłącznie filmu.          Świat labiryntu poznajemy wraz z Thomasem, który podobnie jak widz jest świeżynką i niczego nie rozumie. Niby stary to i wiele razy stosowany chwyt, a jednak wciąż działa, a widz może poznawać świat wraz z bohaterem. Okazuje się, że Thomas trafił do Strefy. Otacza ją Labirynt, który zamyka się co noc. I dobrze, gdyż wtedy na żer wychodzą jego strażnicy. Żaden z chłopców, który został tam na noc, nie wrócił. Nic dziwnego, że wielu boi się nawet zaglądnąć do wnętrza…          Ci, którzy przeżyli, zorganizowali własną społeczność. Są podziele

Brent Weeks „Oślepiający nóż”

Obraz
  Gavin Guile nie ma łatwego życia. Choć teoretycznie świat leży u jego stóp, w praktyce uparł się, by go pożreć. Poprzedni tom cyklu „Czarny pryzmat” zakończył się w momencie, gdy Gavin zdał sobie sprawę, że zaczyna umierać. Zdarzyła się bowiem najgorsza rzecz dla krzesiciela – zaczął tracić Kolory.          W „Oślepiającym nożu” owa nieciekawa dla niego tendencja zostaje utrzymana. Ma na głowie tysiące uchodźców, którzy wielbią go jak boga, a z którymi nie wie, co zrobić; wściekłą byłą narzeczoną; nieślubnego syna i ojca, który jest najgroźniejszym człowiekiem w Siedmiu Satrapiach i bardzo mu się nie podoba, że syn próbuje zerwać się z jego smyczy. Te rodzinno – uczuciowe komplikacje to w sumie tylko przystawka przy wojnie z Księciem Barw, który okazuje się przeciwnikiem sprytnym i zaradnym. Do tego odradzają się starzy bogowie, a na światło dzienne wypływają potężne artefakty.

Brent Weeks „Czarny pryzmat”

Obraz
  „Czarny pryzmat” Brenta Weeksa już na pierwszy rzut oka wywarł na mnie dobre wrażenie. Od jakiegoś czasu nie czytałam solidnej fantasy, a książka z racji pokaźnej objętości i załączonej na końcu mapy dawała nadzieję na takową lekturę z własną wizją świata i odwieczną walką dobra ze złem.          Jak to często w fantasy bywa, autor stworzył własny świat, z historią, geografią, kulturą, religią, specyficznymi pojęciami. Ważną rolę odgrywa w nim magia. Jego wizja jest pełna rozmachu, prosta i urzekająca zarazem. Trochę na kształt Ziemiomorza – u Le Guin magię tworzyły słowa, u Wekksa kolory. Do czarowania nie trzeba żadnych różdżek, zaklęć i formuł. Magię władający mocą po prostu krzeszą ze swoich ciał i nazywani są krzesicielami. Kolorów magii jest siedem. Niektórzy władają jednym, inni dwoma, ci, którzy potrafią krzesać trzy i więcej trafiają się najrzadziej. I rzecz jasna, są najbardziej cenieni. Szczególną pozycję w tym świecie zajmuje Pryzmat – jedyny, który krzesze wszystki