Brent Weeks „Czarny pryzmat”
„Czarny pryzmat” Brenta Weeksa już na pierwszy rzut oka
wywarł na mnie dobre wrażenie. Od jakiegoś czasu nie czytałam solidnej fantasy,
a książka z racji pokaźnej objętości i załączonej na końcu mapy dawała nadzieję
na takową lekturę z własną wizją świata i odwieczną walką dobra ze złem.
Jak
to często w fantasy bywa, autor stworzył własny świat, z historią, geografią,
kulturą, religią, specyficznymi pojęciami. Ważną rolę odgrywa w nim magia. Jego
wizja jest pełna rozmachu, prosta i urzekająca zarazem. Trochę na kształt
Ziemiomorza – u Le Guin magię tworzyły słowa, u Wekksa kolory. Do czarowania
nie trzeba żadnych różdżek, zaklęć i formuł. Magię władający mocą po prostu
krzeszą ze swoich ciał i nazywani są krzesicielami. Kolorów magii jest siedem.
Niektórzy władają jednym, inni dwoma, ci, którzy potrafią krzesać trzy i więcej
trafiają się najrzadziej. I rzecz jasna, są najbardziej cenieni. Szczególną
pozycję w tym świecie zajmuje Pryzmat – jedyny, który krzesze wszystkie kolory,
a co więcej – nie potrzebuje światła w danej barwie, by je krzesać, rozszczepia
je w sobie. Nierównowaga w korzystaniu z magii różnych kolorów miała zgubne
skutki dla świata. Pryzmaci dbają o zachowanie harmonii.
Oczywiście,
magia ma swoja cenę. Krzesanie nieuchronnie prowadzi do szaleństwa i śmierci.
Zwykłych krzesicieli, ale także Pryzmatów. Z tym, że oni mogą korzystać ze swej
mocy przez 7, 14 lub 21 lat. Potem nieuchronnie nadchodzi koniec. No cóż,
siódemka to ulubiona liczba boga światła, Orholama.
Gavin
Guile jest Pryzmatem, któremu zostało tylko pięć lat życia. Przed laty wygrał
bratobójczą wojnę ze swoim bratem, Dazenem i zdobył władzę. Jednak wszystko
zaczyna się walić, gdy otrzymuje list informujący, że w odległym zakątku świata
dorasta jego nieślubny syn, Kip. Gavin ma o wiele więcej tajemnic, niż wszyscy
podejrzewają. Musi zdecydować, czy jest gotów je ujawnić i postawić na szali
pokój na świecie. Wiedza, którą ukrywa, może bowiem wstrząsnąć jego posadami.
Na domiar złego na horyzoncie pojawia się Książę Barw, wróg i heretyk, który
może zniszczyć cały porządek świata.
Historia
opowiedziana w „Czarnym pryzmacie” jest wciągająca i zaskakuje czytelnika zwrotami
akcji i zagadkami. Świat został zgrabnie skonstruowany i w miarę lektury coraz
lepiej poznaje się zwyczaje i obyczaje Chromerii, wsiąka w wizję autora. Intryga
jest wielowątkowa, a uchwycenie wszystkich nitek póki co niemożliwe. Stopniowo
opowieść zagłębia się też w przeszłość, pozwalając zyskać lepszy ogląd sytuacji
i zrozumieć specyfikę świata Siedmiu Satrapii.
Pryzmat Gavin jest
całkiem nieźle pomyślaną postacią, kryjącą w sobie wiele zagadek i wiele
twarzy. Trudno go rozgryźć. Jednak o Kipie z pewnością nie mogę powiedzieć tego
samego. Zresztą trochę miałam obawy, gdy zorientowałam się, że głównym
bohaterem książki jest piętnastolatek. Młodzieżowe fantasy jest już dla mnie
czasem nie do przełknięcia, ze swoimi uproszczeniami i problemami wieku młodzieńczego.
Zresztą raziło mnie samo imię. Na Orholama, jak autor wpadł na tak niefortunny
pomysł? Niby mała rzecz, a drażni. I jakoś tak z kiepem mi się skojarzyła. Kip
jest postacią wybitnie działającą na nerwy, obdarzoną wdziękiem słonia w
składzie porcelany. Mimo woli kibicowałam, by w końcu dopadł go któryś wróg i
byłoby po kłopocie. Równie słaba jest Liv. Chyba zaryzykuję stwierdzenie, że
postaci młodzieńcze autorowi zwyczajnie nie wyszły.
Nie
zniechęcajcie się jednak nieustającym zrzędzeniem Kipa. „Czarny pryzmat” to
kawał wciągającego fantasy, który naprawdę chce się czytać. I ciekawi, co
będzie dalej. Ja póki co na dobre rozgościłam się w tym świecie i zabrałam za
następny tom.
Autor: Brent
Weeks
Tytuł: „Czarny
pryzmat”
Tłumaczenie: Małgorzata
Strzelec
Cykl: Powiernik
światła – księga I
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 733
Data wydania: 2011
Komentarze
Prześlij komentarz