Patrick Dunne „Kolęda dla umarłych”

Kapitalny tytuł, który brzmi niemal jak oksymoron. Połączenie kolędy – pieśni kościelnej śpiewanej z okazji narodzin Chrystusa – ze śmiercią doskonale odnosi się do zawartości całej powieści. W niej również życie i śmierć łączą się w jeden cykl, który zresztą trwa poprzez wieki.
         Na Monashee zostaje odnalezione ciało potwornie okaleczonej (zapewne przed wiekami) kobiety i zdeformowanego noworodka. Ponieważ Monashee leży nieopodal Bru na Boinne (szeroki meander rzeki Boyne w Irlandii, w którym znajduje się ważny kompleks neolitycznych grobowców korytarzowych, kolumn skalnych, oraz innych zabytków prehistorycznych) do zbadania sprawy zostaje przysłana archeolog Illaun Bowe. Znaleziona kobieta może być ofiarą stosowanego przed wiekami rytualnego pochówku w bagnie. Nazwa Monashee oznacza bowiem ni mniej ni więcej tylko „bagno duchów” i uważana jest przez miejscowych za miejsce przeklęte i nawiedzone, do którego nie należy zbliżać się nocą.
         Illaun jest przekonana o wadze znaleziska, ale ktoś bardzo nie chce, by mogła kontynuować badania. Sytuacja robi się niewesoła, gdy w równie drastyczny sposób jak kobieta przed wiekami giną kolejne osoby, a ślady nieubłaganie prowadzą w stronę Zakonu św. Małgorzaty zwanego „szpitalem dla położnic”, położonego w pobliżu Monashee. Na dodatek Illaun nęka tajemnicza postać w białym stroju pszczelarza.
         Powieść jest tak skonstruowana, że na wyjaśnienie wszystkich zagadek trzeba będzie poczekać niemal do samego końca. Kolejne tropy okażą się bowiem mylące, ba, często wiodące zupełnie na manowce.
         Akcja „Kolędy dla umarłych” toczy się w przeciągu zaledwie kilku dni, od 16 do 31 grudnia. Osadzenie akcji właśnie w okresie bożonarodzeniowym ma duże znaczenie. Ustalając datę Bożego Narodzenia na 25 grudnia, Kościół próbował zastąpić przedchrześcijańskie święta przypadające na czas zimowego przesilenia, a związane z kultem Boga – Słońca. Nie inaczej było w kulturze celtyckiej. Tu przesilenie zimowe nazywano Alban Arthuan i oznaczało śmierć starego słońca. Inna nazwa w kontekście powieści też jest ciekawa – Madranachit oznacza bowiem Noc Matki. Przenikanie się tradycji celtyckiej i katolickiej, nakładanie symboliki, ma w „Kolędzie dla umarłych” niebagatelne znaczenie. Stąd też jestem rozczarowana zakończeniem. Autor postawił bowiem na racjonalizację zła i cały ten sztafaż mitologiczny okazał się zupełnie niepotrzebny.
         Jednak dla czytelników lubujących się w rozwiązywaniu zagadek kryjących się w archeologicznych znaleziskach, gdzie niekoniecznie krew leje się strumieniami, jest to z pewnością powieść warta przeczytania. Można się też dowiedzieć paru ciekawych rzeczy na temat kultury celtyckiej, np. co to jest cillin.
Autor: Patrick Dunne
Tytuł: „Kolęda dla umarłych”
Wydawnictwo: Vizja
Liczba stron: 368
Data wydania: 2006


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Mrok w szarym człowieku – „Upadek” („The Fall”)

Przeznaczenie jest wszystkim – „Upadek królestwa”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)