„Hollow crown”
Miniserial BBC „Hollow crown” to
ekranizacja czterech sztuk Williama Szekspira zwanych drugą tetralogią. Składa
się nań: „Ryszard II”, „Henryk IV” część 1, „Henryk IV” część 2 oraz „Henryk V”. Każdy
odcinek „Hollow crown” to adaptacja jednej sztuki, czyli jak łatwo wyliczyć,
miniserial liczy cztery odcinki. Na razie, ale nie uprzedzajmy faktów.
Szaleństwo króla Ryszarda
Pierwsza
część „Hollow Crown” to historia upadku i szaleństwa króla Ryszarda II. Cały
odcinek dźwiga na swych barkach niesamowity Ben Whishaw w roli popadającego w
obłęd monarchy. Bo szczerze mówiąc, pierwszy odcinek serialu jest wręcz
obłędnie nudny. Rozciągnięta do granic możliwości historia królewskiego
szaleństwa da się oglądać tylko dzięki znakomitej roli głównej i pięknym
kostiumom. To one przyciągnęły moją uwagę – kolorowe, nienaturalne, witrażowe –
teatralne, krótko mówiąc. Nawiązania do tradycji ikonograficznej są wyraźne -
król pokazywany jest jako Jezus oraz św. Sebastian przebity strzałami. Długie
ujęcia podkreślają majestatyczność postaci. Jak dla mnie „Ryszard II” to piękny fresk
historyczny, ale niestety poza tym nie ma wiele do zaoferowania.
Ojciec i syn
Na
szczęście, w drugiej i trzeciej części jest o niebo lepiej. Ponownie odtwórcy
głównych ról dali popis gry aktorskiej. Jeremy Irons to dla mnie klasa sama w
sobie i rolą Henryka IV tylko to potwierdza. Archetypiczny władca, majestat i
praworządność w każdym calu. Do tego dręczony obawami o przyszłość i demonami
przeszłości. Podkreśla to zestawienie z lekkomyślnym i lubującym się w dość nieodpowiednich
dla swego stanu rozrywkach synem monarchy – Henrykiem, księciem Hal. Tom
Hiddleston znakomicie odnalazł się w tej roli. Pokazał dwa oblicza –
lekkomyślnego, taplającego się w rozpuście i niewybrednych żartach młodzika,
który jednak ku zaskoczeniu wszystkich okazuje się władcą mądrym i statecznym.
Ową
przemianę świetnie obrazują dwie sceny. Pierwsza, gdy książę Hal wraz z
przewodnikiem po rozrywkowej stronie życia Falstaffem (także godna uwagi rola
Simona Russella Beale’a) parodiuje zachowanie starego władcy. Druga, gdy młody
Henryś staje się królem i odrzuca Falstaffa, cień z przeszłości. I wtedy nie
mam już wątpliwości, że król zmienił się naprawdę.
W
przeciwieństwie do postaci z „Ryszarda II” także bohaterowie drugoplanowi zapadają w pamięć.
Wspominałam już o Falstaffie. Simon Russell Beale bardzo dobrze oddał charakter
postaci, miotającej się między tchórzostwem a chełpliwą odwagą, zabawą a
drobnymi przestępstwami. Nie sposób mu nie współczuć, gdy jego Henryś obojętnie
rzuca: „nie znam cię”, mimo że Falstaff także przecież nie grał uczciwie wobec
młodego księcia, przypisywał sobie jego zasługi i liczył na określone korzyści
z tej znajomości. Falstaff i książę Hal to etatowa para, która rozbawi was w
poważnej skądinąd szekspirowskiej historii. W serialu pojawia się także David
Bamber (niezapomniany pan Collins z „Dumy i uprzedzenia” z 1995 r.) w roli
Shallowa. Tworzy równie dobrą parę z Falstaffem co książę Hal.
Na marginesie wspomnę, że
Falstaff był inspiracją dla naszego Jana Onufrego Zagłoby. Gdzie mu tam jednak
do mistrza forteli! Czyżby Falstaff za mało oleum spożywał?
Bardzo
dobrze w roli antagonisty i buntownika spisał się Harry Lloyd. I wierzcie mi,
chwilę musiałam się zastanawiać, skąd ja znam tę twarz, zanim spadło na mnie
olśnienie, że toć to Viserys z „Gry o tron”. Kibicowałam jego sprawie, bo w
końcu co król ma do jego jeńców? Niech sobie swoich zdobędzie. U jego boku pojawia
się kolejna znana twarz – Michelle Dockery („Downton Abbey”) jako Katy Percy.
I tutaj akurat bez żadnych fajerwerków. Gra jakby tę samą postać.
I tutaj akurat bez żadnych fajerwerków. Gra jakby tę samą postać.
Druga
część jest mniej teatralna, mniej witrażowa, pozbawiona ferii barw. Dominują w
niej szarości, wśród których jaskrawo odcina się książę Hal. Akcja toczy się
szybciej, a całość okraszono sporą dawką humoru. Jeremy Irons i Tom Hiddleston
nie pozwolą wam oderwać się od ekranu.
Król może być tylko jeden
„Henryk
V” przedstawia dalsze losy księcia Hal, który zdążył już dojrzeć i okrzepnąć w
roli monarchy. Postanawia sięgnąć dalej i połączyć w swym ręku berła Anglii i
Francji. Kulminacyjnym punktem odcinka jest bitwa pod Azincourt. Z uwagi na
ograniczoną ilość środków bitwa została pokazana w sposób kameralny, nie ma
szerokich planów, do których trochę się przyzwyczaiłam, ale ogólnie nie jest
źle. To najbardziej jednorodna fabularnie część „Hollow crown” i ogląda się ją
najlepiej. Widz może skupić się na śledzeniu losów konfliktu francusko –
angielskiego, rywalizacji między Henrykiem V a delfinem. Szkoda tylko, że
Francuz dostał tak mało miejsca, więc nie mógł być żadną przeciwwagą dla
angielskiego króla.
Na
ekranie niepodzielnie rządzi Tom Hiddleston, znakomity w roli dojrzalszego już
Henryka. Nie ma jednak tak silnej konkurencji jak w poprzednim odcinku. Aktorzy
grają poprawnie, a w pamięć zapada zwłaszcza księżniczka Francji – Melanie
Thierry. To jej przypadło w udziale rozśmieszanie widza po odejściu Falstaffa.
I trzeba przyznać, że zarówno w scenie, gdy uczy się angielskiego, jak i
oświadczyn Henryka, wypada znakomicie.
Historia nigdy się nie kończy…
Po
sukcesie pierwszego sezonu (jeśli można tak to nazwać) „Hollow crown” twórcy
postanowili pójść za ciosem. I słusznie. Drugi sezon będzie ekranizacją
pierwszej tetralogii Szekspira i skupi się na Wojnie Dwóch Róż. Obsada
przyprawia o zawrót głowy – Judi Dench, Sally Hawkins, Benedict Cumberbatch, Andrew Scott, Hugh Bonneville…
Bez dwóch
zdań zapowiada się hit. Czekamy zatem.
O proszę! Muszę to koniecznie obczaić, bo nigdy nie miałam serca do szkespirowych sztuk o królach, czytałam tylko Ryszarda III, a takie adaptacje mogą dobrze mi zrobić:)
OdpowiedzUsuńZachęcam do obejrzenia, nawet jeżeli nie przepadasz za Szekspirem. Dla samego wyśmienitego aktorstwa warto :)
OdpowiedzUsuń