Oprócz pochmurnego nieba… - „Walllander” BBC
Byłam bardzo ciekawa tego serialu, gdyż w Internecie krąży na
jego temat wiele pochlebnych opinii. Poza tym Szwecja w wersji angielskiej z
Kennethem Branaghem w roli głównej – to zapowiadało coś bardzo nietypowego.
Serial został
oparty na motywach prozy Henninga Mankella, opowiadającej o perypetiach Kurta
Wallandera. To niezwykle skuteczny śledczy z prowincjonalnego Ystad. Jednak
przy sporych sukcesach zawodowych jego życie prywatne obfituje w porażki. Wallander
rozstał się z żoną, którą w skrytości ducha wciąż kocha, a jego relacje z ojcem
są więcej niż trudne. Z córką trudno mu się dogadać, a na domiar złego jest
melancholikiem ze skłonnością do popadania w depresję. Przyjaciół brak. W jego
życiu liczy się tylko praca.
Główną zaletą
serialu jest kreacja tytułowego bohatera w wykonaniu Kennetha Branagha. Bo to
nie tyle serial o wyjaśnianiu zagadek kryminalnych, co o samym komisarzu
Wallanderze. Depresyjny, samotny typ, któremu wszyscy powtarzają jak mantrę: „Kurt,
idź do domu, prześpij się, odpocznij”, a on dalej rozwiązuje śledztwa z obłędem
w oczach i robiąc wrażenie, że za chwilę padnie na dobre i już się nie
podniesie. Nie ma się zresztą co dziwić – Wallander właściwie mógłby obyć się w
domu bez łóżka. Po cóż mu ono, gdyż wiecznie przysypia na kanapie w fotelu
przed telewizorem, wcześniej uraczywszy się odpowiednią dawką alkoholu? Umiejętność
odpoczywania nie jest jego mocną stroną.
Kenneth Branagh
świetnie uchwycił tę depresyjność, zmęczenie życiem i rozczarowanie światem
głównego bohatera. Śledztwa prowadzone przez niego toczą się niespiesznie, ale
są przerażające i odsłaniają najbardziej mroczne strony ludzkiej natury.
Dla mnie
„Wallander” BBC jest przede wszystkim serialem, który wyróżnia się melancholijnym
klimatem i wylewającą się z ekranu depresją. To serial pochmurnego nieba,
niepokojących ujęć i ludzi, którzy przegrali swoje życie. Współczesne kino
atakuje nas akcją, która rozwija się w piorunującym tempie. W „Wallanderze” nie
brakuje spokojnych, przedłużonych ujęć, pokazujących np. zmiany na ludzkich
twarzach. Ujęło mnie też podejście do starości. Czasem mi się wydaje, że to
temat okropnie wstydliwy dla telewizji, prawdziwe tabu. W wielu serialach ludzi
starych po prostu nie ma. Jakby życie kończyło się wraz z pierwszymi
zmarszczkami. Wszyscy są młodzi i piękni. Ale nie w „Wallanderze”. Tutaj
starość jest jak najbardziej obecna. Wątek relacji bohatera z ojcem jest bardzo
dobrze poprowadzony i wzruszający. Jak to mówią, starość się Bogu nie udała, ale
to nie powód, by udawać, że jej nie ma.
Jako
ciekawostkę dla fanów Lokiego dodam, że w serialu pojawia się także Tom
Hiddleston w roli Magnusa Martinsson. Jest pomocnikiem Wallandera. I dokładnie
tak – w tym serialu Hiddleston jest typowym pomocnikiem – „przynieś, wynieś,
pozamiataj”. Pierwsze skrzypce gra zdecydowanie Kenneth Branagh.
„Wallanderowi” BBC
świetnie udało się oddać mroczną i duszną atmosferę skandynawskich kryminałów. W
każdym aspekcie – od umęczonego życiem Branagha, poprzez paskudne sprawki
„zwykłych” ludzi, niepokojące ujęcia aż po podbijającą klimat muzyczkę.
Komentarze
Prześlij komentarz