Świat z Krzyku zrodzony – Łukasz Malinowski „Skald. Karmiciel kruków”


       Łukasz Malinowski jest historykiem, specjalizującym się w dziejach średniowiecznej Skandynawii. Dlatego, zaczynając lekturę „Karmiciela kruków”, z  jednej strony byłam spokojna o warstwę historyczną powieści, z drugiej zastanawiałam się, jak historyk poradzi sobie z fabułą.
Na początek małe wyjaśnienie. „Karmiciel kruków” tak naprawdę nie jest powieścią. To zbiór trzech opowiadań, które łączy postać głównego bohatera Ainara Skalda. W pierwszym mamy okazję zobaczyć, jak będący w prawdziwych tarapatach Ainar, dla ratowania własnej skóry rozpęta wojnę między jarlami. W drugim musi odkryć zagadkę niespokojnego drauga. W trzecim - wytropić mordercę w średniowiecznym klasztorze.
Początek „Karmiciela kruków” jest ciężki do przebrnięcia. Czyta się dość topornie, mnóstwo wstawek z języka średniowiecznych wikingów. Dziwną manierą autora jest wrzucanie w dialogi oryginalnego określenia, a zaraz potem polskiego odpowiednika, co w efekcie wychodzi dość zabawnie. Poszerzanie wiedzy czytelnika jest czymś chwalebnym, ale lepiej było zostawić oryginał, a polskie tłumaczenie dać w przypisie.
Drugim problemem pierwszego opowiadania jest… poezja skaldyczna. Od kenningów, drap i innych cudenek może zakręcić się w głowie. Zwłaszcza czytelnikowi niezbyt zorientowanemu w temacie. Interesuję się Skandynawią, sagami i mitologią, więc z grubsza orientuję się, co i jak. Obawiam się jednak, że ktoś, kto z tym tematem spotyka się po raz pierwszy, może przerwać lekturę.
         Poza tym jest to typowa dla sag staroskandynawskich opowieść o męskiej awanturze, w której stawką jest skarb.
         Na szczęście drugie opowiadanie czyta się lepiej. Tym razem Ainar w nagrodę za swoje poprzednie wyczyny prowadzi szczęśliwy żywot banity na Islandii. I właśnie otrzymuje ciekawe zlecenie – uporania się z draugiem, który nie chce być porządnym trupem i leżeć spokojnie w kopcu.
         Trzecia, najdłuższa historia, to opis śledztwa prowadzonego przez Ainara w chrześcijańskim klasztorze na Wyspie Irów. Znów mamy wątek fantastyczny i zagadkę z przeszłości Skalda. Moim zdaniem to najlepsze opowiadanie.  
         Wielką zaletą „Karmiciela kruków” jest postać głównego bohatera, Ainara Skalda. Nie sposób go lubić. I bardzo dobrze, bo Ainar nie jest do lubienia. Wielu twórców próbuje stworzyć postać wikinga, kompilując jakieś romantyczne wyobrażenia i wymogi naszej moralności. Ale Ainar jest dzieckiem innych czasów, wychowanym w odmiennych normach moralnych. Ta kreacja wyszła Malinowskiemu bardzo dobrze. Zdolny, bezczelny, dla zabicia czasu skłócający innych Skald jest w istocie węglożercą – najbardziej lubi leniuchować przy ognisku i uwodzić kobiety. A i tak z nich wszystkich najwyżej ceni swoją babkę, która musiała być naprawdę mądrą niewiastą, gdyż jej powiedzonka, które często się Skaldowi przypominają, dają wskazówki jak postępować w niemal każdej sytuacji.
         Fabuła bazuje na tematach znanych z sag. Zwady, walka o srebro, upiory wychodzące z kopców, a nade wszystko zemsta i poszukiwanie nieśmiertelnej sławy, godnej upamiętnienia w pieśni. 
         Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o specyficznej wizji mitologii. Jak się już zorientowaliście, mimo że Malinowski jest historykiem, „Karmiciel kruków” to w istocie powieść fantastyczna. Co do specyfiki samych sag staroskandynawskich pasuje idealnie. Autor nie skopiował jednak wierzeń germańskich, lecz stworzył własną wariację na ich temat, bazując na całkiem niezłym kluczowym założeniu - rozbija postać Odyna na kilka oddzielnych bytów. Każdy związany jest z jedną z funkcji tego boga, który był patronem magii run, szału bitewnego, poezji, a na dodatek wiecznie poszukiwał mądrości, za którą oddał oko i zawisł na świętym jesionie.
         Podoba mi się także koncepcja stworzenia świata przy pomocy krzyku – wszak każdy z nas z nim zjawia się na świecie. Pasuje to także do świata przedstawionego przez Malinowskiego, w którym rządzi wrzask i szaleństwo. Ainar odnajduje się w tym jak ulał. W końcu każdy prawdziwy poeta musi być szalony, aby tworzyć ;)
         Pozostali bogowie nie dostali tak dużo miejsca jak Odyn, ale także występują pod mniej znanymi imionami. Na przykład Loki to Lopt, „wędrujący przez powietrze”, co nawiązuje do jego magicznych zdolności, a Freja jest schowana pod imieniem Gefny.  Wyszło zadziwiająco świeżo i oryginalnie. Oczywiście, ci którzy choć trochę znają mitologię skandynawską, szybko zorientują się kto zacz, dla pozostałych będzie to coś zupełnie nowego.
         Podsumowując, umiejętność snucia zajmującej fabuły pozostaje na razie największą bolączką „Karmiciela kruków”. Ale to wszak debiut, a ja ujęta przede wszystkim ciekawą wizją mitologii i samym Ainarem, z pewnością dam „Skaldowi” następną szansę. Jak mawia moja babcia, też bardzo mądra niewiasta, „pierwsze koty za płoty”.
        
Autor: Łukasz Malinowski
Tytuł: „Karmiciel kruków”  
Cykl: Skald
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica 
Liczba stron: 420

Data wydania: 2013 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”

A zaczęło się od kotła – Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”

Raz na zawsze król – Bernard Cornwell „Zimowy monarcha”

Gdzie się podziała Klementyna Kopp? - Katarzyna Puzyńska „Dom czwarty”