5 powodów, dla których należy obejrzeć 12 sezon „Supernatural” z recenzją sezonu w bonusie


„Carry On My Wayward Son” znów rozbrzmiało na ekranie, co jest niechybnym znakiem, że kolejny sezon serialu „Supernatural” dobiegł końca. Jak zwykle, w finale poleciały głowy. Ba, w finale spadło ich nadspodziewanie wiele. Ale o tym później, w części ze spoilerami.
         Dwunasty sezon serialu skupia się wokół wątkowych zasygnalizowanych w zakończeniu poprzedniego. Po pierwsze, powrót z zaświatów wielkiej nieobecnej – Mary Winchester, matki Sama i Deana. Po drugie, brytyjski odłam Ludzi Pisma. I po trzecie, hasający na wolności Lucyfer, którego należy wpakować z powrotem do klatki.

         Nie byłam do końca przekonana do powrotu Mary Winchester (Samantha Smith). Ale po wizycie Boga w poprzednim sezonie właściwie tylko matka Winchesterów była postacią ważną dla całej historii, która dotąd nie zagościła na ekranie w dłuższym wymiarze czasu. Koniec końców, wyszło to jednak nie najgorzej. Na szczęście Mary nie jest troskliwą mamusią ze wspomnień Deana, lecz całkiem niezależną i charakterną osobą, która uwielbia robić to, co Winchesterom wychodzi najlepiej – czyli polować na potwory, a w międzyczasie ratować świat przed kolejną apokalipsą. A że zdarza jej się zbłądzić – cóż, taki człowieczy los.

         Brytyjscy Ludzie Pisma to wątek, z którym nawet teraz nie mogę dojść do ładu. Twórcy okropnie wręcz pojechali po brytyjskich stereotypach – świetnie ubrani Anglicy popijają herbatkę. Najbardziej irytował mnie Mr. Ketch (David Haydn-Jones) z tą swoją nieruchomą twarzą sfinksa. Było coś niesamowicie sztucznego w tym całym wątku, a to, że Winchesterowie dali się nabrać na bajeczkę o nowym, lepszym świecie, wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobne po tym, co stało się na początku sezonu. Sam i Dean nie dali się zwieść mistrzowi kłamstw, Lucyferowi, a nabrali się na propagandową gadkę Ludzi Pisma? Serio?
         Najmocniejszym punktem dwunastego sezonu jest z pewnością powrót Lucyfera, zwłaszcza, gdy gra go Mark Pellegrino. Nikt nie jest w tym tak dobry jak on. Był to wątek zaskakujący i najlepiej rozpisany. Bo dostaliśmy w nim to, czego w „Supernatural” jeszcze nie było. Narodziny nefilima, poprzedzone katastroficznymi wizjami i przejawami jego niezwykłej mocy, nadają ton temu sezonowi i są wskazówką, w którą stronę podąży serial. Znakomicie wpisują się także w mozaikową mitologię „Supernatural”. Nefilim to nie wymysł twórców, ten termin pojawia się w Biblii, a że tłumaczony jest różnie, to inna sprawa. Wersja zaproponowana przez „Supernatural” jest jedną z proponowanych przez badaczy.

Uwaga – spoilery!
         Finał „Supernatural” po w sumie średnim sezonie okazał się prawdziwą wisienką na torcie. Było zaskakująco i emocjonująco. Jak już wspominałam, poleciały głowy. Największe wrażenie wywarła śmierć Crowley’a, który w zupełnie nietypowy dla siebie sposób poświęcił się, by ostatecznie pokonać Lucyfera. Tym bardziej żal, ponieważ Mark. E. Sheppard oficjalnie potwierdził, że nie wróci już do serialu, a jego rozstanie z twórcami nie przebiegło ponoć w atmosferze wzajemnego zrozumienia. Bez jego pogawędek z Łosiem i słynnego „Hello, boys” to już nie będzie to samo.
         Na marginesie dodam jednak, że nie bardzo podoba mi się to, co scenarzyści dopisali w tym sezonie do tej postaci. Crowley oczywiście zmienił się pod wpływem Winchesterów, to nie ulega wątpliwości. Ale przy okazji spotkania z Ramielem, zobaczyliśmy Crowley’a z przeszłości, który bał się sięgnąć po tron króla piekieł. Było to dość żałosne i nie pasowało mi do postaci, jaką twórcy kreowali do tej pory – zimnego i wyrachowanego demona, który zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel, a jeżeli się płaszczy, to tylko po to, by w stosownym momencie ugryźć rękę, która go karmi.

         Początkowo większy wstrząs spotkał mnie tylko przy śmierci Castiela. Ale zrobiłam szybkie rozpoznanie w Internecie i na szczęście Misha Collins powróci w kolejnym sezonie. Uff. Zdaję sobie sprawę, że od kilku sezonów twórcy nie do końca wiedzą, jak zagospodarować anioła w beżowym płaszczu, ale póki pałęta się on po planie, póty jest nadzieja.
         Bardzo żal mi Roweny (Ruth Connell), z którą także pożegnaliśmy się w finale dwunastego sezonu. To była ciekawa postać, charakterystyczna, z dość pokręconą moralnością. Dlatego uważam, że twórcy powinni poświęcić jej odejściu więcej miejsca. Jeżeli już tak chcieli, to przynajmniej Rowena powinna odejść epicko i z przytupem.
         Nowe możliwości otwierają się przed „Supernatural” z uwagi na: raz – pojawianie się nefilima, którego zagra Alexander Calvert i dwa – intrygującą wizję świata postapo, w którym Sam i Dean, nigdy nie przyszli na świat i co zrozumiałe, nie mogli go uratować. Żyją w nim źli, których Winchesterowie wykończyli w poprzednich sezonach, więc szykuje się nam wielki powrót. Kto będzie tym głównym złym trzynastego sezonu? Nie wiem, kandydatów jest całkiem sporo.


A teraz:
5 powodów, dla których należy obejrzeć 12 sezon „Supernatural”
Spoilery!

1.      Bo  my jesteśmy z innych czasów
Serial zaczęto kręcić w 2005 r., czyli jakby nie patrzeć, trochę wody w rzece upłynęło i sporo się przez ten czas zmieniło. Naprawdę sporo. Ja jeszcze pamiętam czasy, gdy szczytem nowoczesności była komórka wielkości cegły z malutkim ekranem. Sam i Dean, choć trochę ode mnie starsi, to jednak moje pokolenie i razem dzielimy wątpliwy zaszczyt „bycia dinozaurem” dla młodzieży. „Supernatural” jest więc dla mnie trochę sentymentalną podróżą, a trochę przypomnieniem, że choć świat się zmienia, my wcale nie musimy ślepo podążać za trendami – bo w końcu flanela, dżins i impala są zawsze na czasie.
2.      Małe przyjemności Deana
Warto obejrzeć sobie ten sezon, choćby po to, by pośmiać się z Deana – wielbiciela ciast (ogólnie, on pożera wszystko, co znajdzie się w zasięgu jego wzroku i rąk) i nowych wynalazków. Nawet niekoniecznie nowych, granatnik, moi drodzy, to jest to, co tygrysy kochają najbardziej.
         Ale na tym nie koniec popisów Deana w tym sezonie. Pamiętacie nazistowskich Thuli? Powracają i starszy z braci Winchester będzie miał okazję, by osobiście zabić Hitlera. Oczywiście, nie pozwoli otoczeniu zapomnieć o swoim wyczynie, oj nie.
3.      Beyonce i Jay – Z
Znakiem rozpoznawczym Sama i Deana w wersji agentów federalnych było podawanie fałszywych personaliów, które często były imionami muzyków rockowych. Tropiący Lucyfera Castiel postanowił pójść tym samym tropem. Oczywiście, agent Beyonce nie może obyć się bez swojego Jaya- Z. A kto jest nim?
Crowley!
4.      Hogwart w wersji „Supernatural”
Komu szkoła brytyjskich Ludzi Pisma nie skojarzyła się z Hogwartem, a jej nadęta pani dyrektor z Dolores Umbridge – ręka w górę! Nie widzę żadnej. Obejrzenie Hogwartu w wersji „Supernatural” jest przyjemnością, której nie możecie sobie odmówić.
5.      Crowley, Crowley, Crowley

Co my bez niego poczniemy? Trzeba się napatrzeć i nasłuchać na zapas. 

Komentarze

  1. O nie, nie, bez spoilerów, zostało mi jeszcze gdzieś z osiem odcinków do końca sezonu! Ale przyznaję, Supernatural to klasa sama w sobie, chociaż z doświadczenia wiem, że ciężko namówić ludzi do jego oglądania - ale jak już się uda, przepadnie delikwent bez reszty. ♥
    duch lasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zapraszam do przeczytania recenzji i dyskusji po obejrzeniu całego sezonu :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Fantastyka jest kobietą – czyli 5 polskich autorek, z których twórczością należy się zapoznać