Agnieszka Hałas „Dwie karty”


Ponad osiemset lat temu bogowie opuścili świat. Pozostawili jednak śmiertelnikom ostatni dar – Zmrocze, barierę chroniącą ich przed istotami z innych wymiarów. Jednak w dni, gdy zasłona słabnie i nadchodzą zachwiania, dzieją się rzeczy dziwne i niebezpieczne. Nad równowagą Zmroczy (określaną jako Ekwilibrium) czuwają srebrni magowie, zwani Elitą – potężni i szanowani. Jest jednak i druga strona medalu, czarni, skażeni magowie, zakłócający porządek. Srebrni ścigają ich i tępią bez litości.
W Shan Vaola nad Zatoką Snów zostaje znaleziony mężczyzna z twarzą poznaczoną bliznami. Nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Trafia do Podziemi, brzydkiej strony pięknego Shan Vaola, zamieszkanych przez różnego rodzaju odmieńców, żebraków, przestępców i biedaków. Tam stopniowo zaczyna odkrywać swoje talenty. Przypomina sobie stare imię, Brune Keare, i otrzymuje nowe – Krzyczący w Ciemności.
Tymczasem demony stale rywalizują między sobą o nowe rzędy dusz. Tym razem na ich celowniku znalazło się Shan Vaola i pewien niezwykły przedmiot.


„Dwie karty” to debiutancka powieść Agnieszki Hałas, i jak to zazwyczaj w fantasy bywa, początek dłuższego cyklu „Teatr węży”. Światotwórstwo w wykonaniu tej pisarki stoi na bardzo wysokim poziomie. Zresztą jest to takie uniwersum, które lubię najbardziej – z trudem podnoszące się po jakiejś katastrofie. W tym konkretnym przypadku – po odejściu bogów. W kreacji świata przedstawionego widać inspiracje różnymi mitologiami. Są ifryty z mitologii arabskiej, chowańce rodem ze słowiańskich wierzeń, golemy wywodzące się z tradycji żydowskiej czy bogowie wyraźnie zainspirowani mitami greckimi. Korzystając ze znanych składników, Hałas tworzy jednak nowy świat. Ciekawy, wciągający, a przy tym taki, o którym wciąż wiemy niewiele.
Z jednej strony kreacja opiera się na dualizmie: jest światło i mrok, dobrzy srebrni magowie i źli czarni. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Srebrni magowie nie za bardzo przejmują się zasadami moralnymi i robią to, co sami uważają za słuszne dla utrzymania stabilności Zmroczy. A przy tym tolerują Podziemia, uważając, że trochę czerni jest niezbędne dla zachowania równowagi.

Ekwilibrium (…). Jestem prosty człek i mówię wam: gówno, doktorze. Piękne słowo, które nic nie znaczy. Co nam po Ekwilibrium, kiedy sprawiedliwości brak? Co to za sprawiedliwość, jeśli jednego dnia złodziei się wiesza, drugiego puszcza wolno? (…) Obaj mieszkamy w tym mieście, doktorze, obaj wiemy, jak ono wygląda. Biedy i przestępstw jest tyle samo co za dożów, może nawet więcej, ale srebrnych nic to nie obchodzi. Wolą gapić się w gwiazdy, tworzyć golemy, hybrydy i cholera wie co jeszcze (s. 35).

Smaczku rywalizacji magów dodaje fakt, że tak naprawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście srebrni magowie tak bardzo różnią się od czarnych, których nazywają skażonymi. Niewiele jeszcze wiemy o nich oraz magii, jaką się posługują. Autorka zaledwie napomknęła o tak ciekawych sprawach jak hodowanie ludzi w kadziach czy tworzenie symbiotycznych pancerzy, które przekształcają ludzi w golemy. Wiadomo, że tworzą najdoskonalsze symbiotyczne maski, a srebrne mogą nosić tylko magowie. Rodzi to oczywiście pole do pewnych teorii spiskowych, lecz wstrzymam się z nimi do następnej części, bo czuję, że mam jeszcze za mało informacji.


Akcja pierwszego tomu „Teatru węży” toczy się głównie w podziemiach Shan Vaola, nie oczekujcie zatem wspaniałych pałaców i pięknych bohaterów. Nie, tutaj dominują przeraźliwie zmutowani ludzie, wygłodniałe szczury i inne paskudne stworzenia. Smród, brud i ubóstwo. A jednak mieszkańcy Podziemi są bardziej empatyczni niż ci mieszkający na powierzchni. Pomagają sobie i chronią się nawzajem. Co nie zmienia faktu, że krajobraz jest całkiem turpistyczny.

Mocną stroną książki jest główny bohater, Brune Keare. Człowiek, którego niesłychanie trudno sklasyfikować, bo i on sam nie pamięta, kim był. Czytelnik towarzyszy mu w procesie żmudnego odkrywania własnego ja. I gdy staje się jasne, że jest skażonym magiem, żmijem, wcale to nie oznacza, że przejdzie na ciemną stronę mocy. Brune próbuje żyć po swojemu, najzwyczajniej w świecie przetrwać. W sytuacjach, jakie spotykają go w Podziemiu, wybiera raczej dobro niż zło. Choć czuje zdradziecką euforię po morderstwie, która nie do końca mu się podoba. Trudno rozgryźć Krzyczącego w Ciemności. I bardzo dobrze.

Właściwie największą wadą „Dwóch kart” jest brak głównej linii fabularnej. Przez długi czas wydawało mi się, że będzie to osnute wokół artefaktu, o którego walczą demony z różnych piekielnych frakcji i srebrni magowie. Jednak sprawa dość szybko się wyjaśniła, przedstawiciele Otchłani zostali zepchnięci na dalszy plan, a na placu boju został Krzyczący w Ciemności.
Gdyby tytuł potraktować jako kluczowy dla powieści, to rzeczywiście odnosi się on do głównego bohatera. Tytułowe „Dwie karty” to te, które Brune nosi jako talizman i które go w jakiś sposób definiują – Mag i Błazen. Problem w tym, że nie bardzo się to ma do zawiązania akcji i początkowych rozdziałów, w których na pierwszy plan wysuwa się artefakt.
Po jego zdobyciu struktura książki zaczyna przypominać zbiór powiązanych ze sobą, ale jednak opowiadań. A „Dwie karty” to powieść, więc tutaj minus.

Poza tym jednak debiutanckie dzieło Agnieszki Hałas bardzo przypadło mi do gustu. Lubię autorów tworzących ciekawe światy, w których chce się zanurzyć i pragnie dowiedzieć się o nich jak najwięcej. „Dwie karty” są intrygującym początkiem cyklu „Teatr węży”. Zaledwie zaglądnęłam do uniwersum Zmroczy, a kryje się tam wiele interesujących zagadek i jestem pewna – chcę więcej.
Nie sposób też zapomnieć głównego bohatera, który jest kwintesencją tego świata. W nim nic nie jest jednoznaczne, nie ma ciemnej i jasnej strony mocy.
Nie czekajcie z lekturą „Dwóch kart”. To świat fantasy, który koniecznie trzeba poznać.  

Wpis bierze udział w wyzwaniu „Tropem fantastycznych postaci”.
Obcy z „Dwóch kart” to Krzyczący w Ciemności.


Autor:  Agnieszka Hałas  
Tytuł:  „Dwie karty”
Cykl: Teatr węży
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 371
Data wydania: 2017

Komentarze

  1. Nie przypuszczałam, że na rynku jest tak ciekawie zapowiadająca się książka i do tego wyszła spod pióra polskiej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dłuższego czasu spoglądam w kierunku tej książki i tylko mogę się cieszyć z kolejnej pozytywnej recenzji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też trochę poleżała na półce, ale w końcu przyszedł jej czas :)

      Usuń
  3. Na pewno będę czytać, ale nie wiem kiedy i cieszę się, że oceniasz ją pozytywnie. :) W ogóle coraz częściej zerkam w stronę polskiej fantastyki i mam nadzieję, że Agnieszka Hałas mnie nie zawiedzie... a są na to duże szanse. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytam sporo polskiej fantastyki. Za Hałas długo się zabierałam, ale jak już przeczytałam, to uważam, że było warto :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Co się stało z Cristiną Olmedo? – „Gran Hotel”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)