I stała się światłość? – Brent Weeks „Gorejąca biel” („The Burning White”)

 

Nadciąga decydująca bitwa. Biały Król i jego sprzymierzeńcy zamierzają zadać Chromerii cios po którym już nigdy się nie podniesie. Kip Guile przejrzał plan wroga i desperacko próbuje zdążyć na czas z odsieczą i informacjami, które mogą odmienić bieg wojny. Gavin wyruszył w straceńczą misję, by odszukać samego Orholama i w ten sposób ocalić tych, których kocha. Teia kontynuuje działania mające na celu zniszczenie Zakonu Złamanego Oka. Liv sprzymierza się z Białym Królem, ale snuje własne plany. Czy w godzinie próby świat ocali Powiernik Światła?

Gorejąca biel, finałowy piąty tom serii Powiernik Światła Brenta Weeksa, została w Polsce podzielona na dwie części. Jednak pisanie o nich oddzielnie wydaje mi się bezcelowe, dlatego recenzja dotyczy obu części. Byłam bardzo zawiedziona Krwawym zwierciadłem, miałam jednak nadzieję, że finał cyklu będzie lepszy. I jest, ale tylko odrobinę. Kilka rzeczy ostatecznie się wyjaśnia, ale to nie jest dobra książka i dobre zakończenie serii.

Największym grzechem Gorejącej bieli jest to, że powinna być przynajmniej o połowę krótsza. W polskim wydaniu widać to jeszcze wyraźniej, bo w pierwszym tomie dzieje się naprawdę niewiele, a wszystko jest preludium do wielkiej ostatecznej bitwy. Ale i w zakończeniu Weeks popełnił wiele grzechów, które sprawiają, że nie można uznać je za satysfakcjonujące. Chyba miało być bardzo wzruszająco, więc bohaterowie co i rusz się poświęcają, odnoszą poważne rany, a nawet umierają, by w następnym rozdziale wstać i walczyć dalej (jeżeli akurat są potrzebni, bo jak nie, to mogą nadal odpoczywać). Jedna z postaci ma tak dwa razy, przy czym  w jednej akcji zabija głównego złego bossa, po czym, uwaga, mdleje. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tak się nie buduje postaci ani dramaturgii. Poświęcenie staje się wydmuszką.

W ogóle w tym zakończeniu dzieją się rzeczy przedziwne, a rozwiązania wyskakują jak króliki z kapelusza. Wiele z nich to typowe Deus ex machina. W finale przybywają niespodziewani sprzymierzeńcy, w tym bohaterka, którą ostatnio widzieliśmy dawno temu i nic nie wskazywało na to, że żyje. A tu proszę, cała, zdrowa, a jeszcze do tego na czele armii. Jednak jak do tego doszło, nie wiem i z książki się nie dowiem. Kolejnym problemem finału jest postawienie na głowie prawideł magii. Przykład? Proszę bardzo, czarny luksyn. Jego stosowanie wywoływało wielkie spustoszenie, szaleństwo, zaniki pamięci, ale w tym tomie nikt o tym nie pamięta. Jak jest potrzebny, to czarny luksyn leje się strumieniami. Mam też dziwne wrażenie, że o innych swoich pomysłach autor też najzwyczajniej w świecie zapomniał (ojcostwo Kipa).

Zakończenie jest tak słodkie, że naprawdę jestem zdziwiona. Dotychczas bohaterowie byli poniewierani, a tutaj wszyscy są szczęśliwi, a rodzina Guile’ów mimo ujawnienia kolejnych tragicznych sekretów trzyma się razem, radośnie patrząc w przyszłość. Znów mamy porcję kolejnych pomysłów wywracających do góry nogami wiedzę o rodzinie Guile’ów i całym świecie przedstawionym. Historia z Oślepiającym Nożem i zbrodniami, które były sercem Chromerii, mogła stać się bardzo ciekawym punktem wyjścia do tego, by podbudować racje Białego Króla i uczynić go mocno niejednoznacznym czarnym charakterem. Niestety, Biały Król nie pojawia się niemal wcale. Wprowadzenie bogów i nieśmiertelnych mi nie przeszkadza, choć dziwne, że Abaddona jest tak mało.

Weeks chyba chciał, by jego seria miała pozytywne przesłanie (co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę wcześniejsze tomy) i powplatał ni z gruszki ni z pietruszki mało subtelne nawiązania do religii chrześcijańskiej. Osią książki są pytania o dobro, zło, przebaczenie i odkupienie. Tyle że postawione w sposób nieudolny. Czy bycie po dobrej stronie konfliktu wystarczy? No właśnie.


Bohaterowie na czele z Gavinem byli bardzo mocnym punktem serii. Weeksowi udało się stworzyć niejednoznaczne i przykuwające uwagę postacie, które nieraz skrywały mroczne sekrety, a ich odsłanianie do pewnego momentu zdawało się ciekawe i przemyślane (bo potem było już tego za dużo jak na mój gust). Gavin, Andross, Grinwoody i Corvan trzymają poziom także i w finale. W ogóle w jednej z recenzji natknęłam się na uwagę, że tak jak finał Gry o tron był napisany z perspektywy zwycięskich Starków, tak tutaj powstał na zlecenie Androssa. I faktycznie coś w tym jest. Andross jest ciekawą postacią, jednak finału jego wątku kompletnie nie kupuję. Choć tutaj pochwalę dość nietypowe rozwiązanie motywu wybrańca.

Trochę brak pomysłu na Karris i Teię. Kip zmienił się tak bardzo, że sama nie wiem, jak to się stało. Jego relacja z Tisis w ogóle mnie nie przekonuje, podobnie jak rozwiązanie wątku uczucia Kipa do Teii. Liv majaczy na obrzeżach fabuły i zdecydowanie jej potencjał nie został wykorzystany.

Trudno jest mi ocenić całość sagi Powiernik światła, bo to cykl bardzo nierówny, z ostrym spadkiem formy w ostatnich tomach. Był tutaj interesujący pomysł na magiczny system i świat oraz ciekawi bohaterowie. Na pewno byłoby lepiej dla całości, gdyby autor zamknął ją maksymalnie w czterech częściach i nie starał się co tom zaskakiwać czytelnika. To było fajne i działało, ale tylko do pewnego momentu. Potem zrobiło się jednak tego zwyczajnie za dużo. Trochę jest to saga zmarnowanego potencjału.

Autor:  Brent Weeks

Tytuł: Gorejąca biel tom 1

Tytuł oryginalny: The Burning White

Cykl: Powiernik Światła

Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec  

Wydawnictwo: Mag

Liczba stron: 656

Data wydania:  2020

 

Autor:  Brent Weeks

Tytuł: Gorejąca biel tom 2

Tytuł oryginalny: The Burning White

Cykl: Powiernik Światła

Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec  

Wydawnictwo: Mag

Liczba stron: 720

Data wydania:  2020


Komentarze

  1. Jeśli będę miałam czas, to dam jej szansę tej serii, ale zacznę od pierwszego tomu.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomimo tych kilku wad myślę, że sięgnę kiedyś po ten cykl. Może jeszcze nie teraz, ale kiedyś pewnie dam mu szansę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, zawsze najlepiej przekonać się samemu :)

      Usuń
  3. Ten cykl jeszcze jest dla mnie niespodzianką, ale chętnie go przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam serii "Powiernik Światła", ale brzmi całkiem ciekawie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły były dobre, a z wykonaniem to już różnie ;)

      Usuń
  5. Ciekawa recenzja. Może kiedyś przeczytam ten cykl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Zawsze można spróbować, może tobie spodoba się bardziej?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Mrok w szarym człowieku – „Upadek” („The Fall”)