Sztuka mrugania okiem do widza – „Sherlock i upiorna panna młoda”
Przyznam, że dopóki sama
nie obejrzałam „Sherlocka”, pozostawałam w stanie lekkiego zdumienia, o co tyle
szumu. Fotosy z serialu jakoś niespecjalnie do mnie przemawiały. Ale jak już
zaczęłam oglądać, zrozumiałam, na czym polega międzynarodowe szaleństwo
związane z serialem BBC, który przenosi słynnego detektywa, Sherlocka Holmesa, bohatera
powieści Arthura Conan Doyle’a, we współczesność. Byłam jednak w tej
uprzywilejowanej (lub straconej, zależy jak na to spojrzeć) pozycji, że hurtem
obejrzałam trzy sezony, nie musząc czekać na kontynuację. Po nadrobieniu
zaległości dołączyłam jednak do grona czekających na czwarty sezon. W
międzyczasie grający główne role Benedict Cumberbatch i Martin Freeman stali
się międzynarodowymi gwiazdami, ze szczelnie wypełnionymi grafikami, w których
brakuje miejsca na przygody detektywa z Baker Street. Na osłodę czekania twórcy
serialu, Mark Gatiss i Stevan Moffat, zaproponowali widzom odcinek specjalny.
Przenosi on widzów do
klimatów rodem z klasycznej prozy Conan Doyle’a. Mamy zatem wiktoriański
Londyn, Sherlocka z charakterystycznym zaczesem i Watsona z imponującymi
wąsami. Jak zwykle w produkcjach BBC, charakteryzacja i kostiumy są na
najwyższym poziomie i nie ma się do czego przyczepić. W tym przypadku dodatkową
przyjemnością jest obserwowanie bohaterów w klasycznych wcieleniach. Nieraz się
zastanawiałam, jak wyglądałby Sherlock czy Lestrade z wersji współczesnej w
klimacie retro i tu dostałam odpowiedź. Ale nic i tak nie przebije Molly
Hooper.
A sama intryga
kryminalna? Niejaka Emilia Ricoletti w dniu ślubu pokłóciła się z narzeczonym,
a później zaczęła strzelać do tłumu, by na koniec palnąć sobie z rewolweru w
usta. Nie muszę chyba dodawać, że tym samym zakończyła swój żywot. Jednak panna
Ricoletti nie zamierzała być porządnym trupem i spoczywać w pokoju. Najpierw
zamordowała niedoszłego męża, a potem kolejnych mężczyzn. Upiorna panna młoda
znalazła się na ustach całego Londynu, więc zagadkę rozwiązać mógł tylko najlepszy
z najlepszych detektywów – Sherlock Holmes, któremu w niebezpiecznej wyprawie
przez zamglone wiktoriańskie miasto towarzyszy skryba, doktor Watson opisujący
jego przygody.
Odcinek specjalny od
pierwszej chwili, gdy ranny lekarz wraca z wojny do Anglii i szuka
współlokatora wywołuje w fanach „Sherlocka” ze stajni BBC miłe wspomnienia. A
to przecież dopiero początek. Mnóstwo tu odniesień do serialu, domysłów fandomu
i wreszcie klasycznej prozy Conan Doyle’a. Aż gęsto od mrugania okiem w stronę
widza.
Jeżeli chodzi o
aktorstwo, „Sherlock i upiorna panna młoda” jest odcinkiem znakomitym. Do
niczego nie można się przyczepić. Widać, że Benedict Cumberbatch i Martin
Freeman lubią ten serial i swoich bohaterów. To po prostu emanuje z ekranu. Sceny
dialogów między nimi to największa ozdoba tego odcinka. Zwłaszcza kapitalny spór
o bliźniaczki oraz przepytywanie Sherlocka przez Watsona podczas obserwacji. To
moje ulubione.
Także Mark Gatiss
błyszczy. Pokazuje swoje dwa oblicza - zbliżonego do książkowego pierwowzoru
łakomczucha oraz zatroskanego o losy Sherlocka starszego braciszka – i w obu
jest świetny.
Pani Hudson i Mary również
dostały swoje pięć minut. Może dlatego, że w serialu mają więcej kwestii niż w
książkach Watsona. Mary w ogóle w tym odcinku wypada szczególnie tajemniczo. A
zwłaszcza jej wdowia suknia, która nie ma oparcia w fabule. Wszak jej mąż John
żyje. Jak to się mówi – to pewnie coś znaczy, ale nie wiem co.
Uwaga. Teraz będą spoilery.
Sama konstrukcja odcinka
specjalnego jest jednym, wielkim mrugnięciem oka w stronę fanów serialu. Bo
spodziewałam się historii Sherlocka osadzonej po prostu w czasach, w których
umiejscowił ją autor, czyli inaczej mówiąc, powrotu do źródeł. A dostałam coś
zgoła innego. Obejrzałam z wielką przyjemnością, ale trzeba sobie szczerze
powiedzieć, że ten odcinek niczego do historii serialu nie wnosi. I klimat
retro zepsuto bardzo szybko. Za szybko. Chwyt z bohaterem, który się budzi i
zdaje sobie sprawę, że to wszystko dzieje się tylko w jego głowie, nie jest ani
nowy ani oryginalny, ale należy do tych chwytów, które są po prostu dobre. Jednak
jak na mój gust, zbyt szybko scenarzyści uzmysłowili mi, że to tylko pozory,
więc siłą rzeczy ciężko było mi traktować sprawę upiornej panny młodej
poważnie. Wszak to tylko zasłona dymna.
Także intryga kryminalna
kuleje. Zapowiadało się smakowicie – duch snujący się po zamglonych ulicach
Londynu, ale zakończyło raczej banalnie. Ot, zwykła zemsta gospodyń domowych,
które mają dość tyranii mężów. Zresztą wyeksponowany wątek feministyczny
(zgodnie zresztą z zapowiedziami twórców
serialu, którzy w następnych sezonach planują więcej miejsca poświęcić
postaciom kobiecym) nie wypadł najlepiej. Samo jego zakończenie, rytuał rodem z
Ku Klux Klanu i wreszcie Sherlock w roli adwokata praw kobiet – dla mnie całość
wypadła co najmniej dziwnie i trudno mi to przełknąć.
Pojawienie się Andrew
Scotta było miłą niespodzianką. Bo trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że tylko
on jest w stanie sprostać roli największego wroga Sherlocka. Powróci czy nie? –
oto jest pytanie. Chyba warto przedyskutować teorię bliźniaków ;) A poważnie –
być może rację mają ci, którzy twierdzą, że Moriarty to tylko tytuł
arcyprzestępcy, a nie konkretna osoba. Umarł król, niech żyje król. Może tak,
może nie. Twórcy z pewnością nas zaskoczą.
Obejrzenie „Sherlocka i
upiornej panny młodej” było dla mnie świetną zabawą. Ale to tylko przystawka –
i na nowy sezon trzeba cierpliwie czekać dalej. Elementarne, prawda?
Upiorna panna młoda udała się duetowi Moffat-Gatiss, oj udała. Co do samego Sherlocka. Pamiętam, kiedy po pierwszym odcinku koleżanka opowiadała mi o serialu stojąc w kolejce do klubu. Zastanawiałam się, co to za serial i dlaczego takie emocje wzbudza. Następnego dnia już wiedziałam :)
OdpowiedzUsuńTak, chyba na tym polega magia "Sherlocka" BBC. Człowiek tego nie rozumie, dopóki sam nie zobaczy :)
Usuń