Dalej, w głąb Stref Poza Czasem – Maja Lidia Kossakowska „Bramy Światłości” tom 2
Uwaga – tekst zawiera spoilery dotyczące pierwszego tomu
Cliffhanger
kończący pierwszy tom Bram Światłości
Mai Lidii Kossakowskiej zostawił mnie z uczuciem lekkiego niepokoju o dalsze
losy Daimona i Piołuna. Ale Niszczyciel Światów z niejednego pieca chleb jadał,
więc i tym razem dał radę. Wyprawa poszukująca Jasności (lub jej najgorszego
wroga – Antykreatora) brnie dalej w
Strefy Poza Czasem, które kryją coraz to nowe niebezpieczeństwa. Tym razem
bohaterowie zawędrują do Omeyocanu, krainy zaludnionej przez bóstwa z wierzeń
ludów z Ameryki, zwłaszcza Azteków.
Tymczasem Gabriel, regent Królestwa,
nie mogąc doczekać się na wieści z misji kierowanej przez Daimona i Seredę,
zmusza wywiad do niebezpiecznej i nieprzemyślanej misji w Głębi. Tam bowiem
Razjel udaje Lampkę, coraz mocniej pogrążając się w nowej roli. Gdy jego jedyny
sojusznik, Belial, popada w depresję, a wzrok
na imperatora Głębi kieruje budzący powszechną grozę Nergal, naczelnik
Kongregacji Kary, Kaźni i Wiecznej Miłości, katastrofa wisi w powietrzu.
Asmodeusz nadal podąża tropem wyprawy
Daimona, by przywołać Lampkę do porządku. Do pomocy werbuje słynnego
czarodzieja Algiviusa, którego zachowanie nie przypada jednak Zgniłemu
Chłopcowi do gustu.
Drugi tom Bram Światłości, podobnie jak pierwszy, od początku do końca jest
wypełniony dynamiczną akcją. Nie ma miejsca na nudę, cały czas coś się dzieje.
Najmocniej obrywa się Aniołowi Zagłady, który nie dostaje ani chwili wytchnienia,
i co i rusz zbiera niezłe manto. Pod
względem konstrukcji jest to książka bardzo podobna do tomu pierwszego –
drużyna bohaterów nadal przemierza świat, by dotrzeć do upragnionego celu.
Oczywiście na drodze nie brakuje przeszkód, i to całkiem poważnych. Spotykają
istoty przyjazne i wrogie, a czasem zdrajcy kryją się wśród członków wyprawy. Jednak
bohaterowie nikogo nie zostawiają samego, jeżeli jest choć cień nadziei, że
mógł ujść z życiem z tarapatów.
Strefy Poza Czasem, pomyślane jako tygiel dawnych bogów i kultur,
rozrastają się i wzbogacają. O ile w poprzednim tomie autorka zainspirowała się
wierzeniami hinduskimi, w tym trafiamy do krainy rodem z mitologii azteckiej. Jest to kultura powszechnie
kojarząca się przede wszystkim z krwawymi obrzędami i wyrywaniem serc jeńcom.
Nie inaczej jest u Kossakowskiej, choć dobrze, że autorka nie przedstawia tego
jako rozpasanego, bezcelowego okrucieństwa, ale pokazuje też, że takie
działania miały swój sens i jak najbardziej praktyczny wymiar (według Azteków,
oczywiście). Bo cywilizacja rządzona przez Tezcatlipocę Czarnego, Dymiące
Zwierciadło, jest w dużej mierze cywilizacją śmierci, w której trupy zalegają
ulice, a czasy świetności są tylko wspomnieniem.
Wiesz, nie wszystko tutaj jest brzydkie i złe. Te krainy potrafią być bardzo piękne, a cywilizacja wiekowa i mądra. Tylko niezrozumiała dla nas (s. 146).
Autorka w niezwykle plastyczny sposób
przedstawia przebogaty świat azteckiej mitologii, jej bóstwa oraz konflikty
nimi targające, i dobrze wkomponowuje je w swoją koncepcję Stref Poza Czasem.
Gabriela w tym tomie dalej jak na
lekarstwo, jego rola właściwie ogranicza się do narzekania i to by było na
tyle. Trochę mało jak na regenta.
Ponownie bardzo dobrze wypada wątek wydarzeń w Głębi, gdzie autorka częstuje
czytelnika charakterystycznym dla siebie humorem. Trochę więcej dowiadujemy się o
panujących tam zwyczajach, które bardzo przypominają te z ludzkiego świata. Są
bogaci i biedni, zwycięzcy i przegrani. Wysoko urodzonych Mrocznych nie
interesują sprawy zwykłych demonów, a zmuszeni do ich wysłuchiwania nudzą się
niemiłosiernie. Kongregacja, którą kieruje Nergal, jest w oczywisty sposób
wzorowana na komunistycznym UB. I to rozczarowanie tym, że zaświaty nie
wyglądają tak, jak śmiertelnicy by sobie życzyli, Kossakowska wplotła w
odczucia słynnego maga Algiviusa.
Poznawszy najpotężniejszych dostojników Jasności, najwyższych rangą aniołów, Algivius przeżył prawdziwy wstrząs. Okazali się tacy ludzcy, tacy przewidywalni w swoich ambicjach i planach. Niemal zwyczajni. Jeszcze gorzej było z Mrocznymi. Według maga największą bandą degeneratów, głupców, pyszałków i rozpustników, jakich kiedykolwiek spotkał (s. 387).
To oczywiście zamysł, który legł u
podstaw Zastępów Anielskich, ale w
tym tomie wybrzmiewa z jeszcze większą siłą. Asmodeusz niczym się nie różni od
ludzkich dzieci, które od zawsze muszą polegać tylko na sobie i rozpaczliwie
poszukują miłości. Dlatego wątek głębiański w tym tomie doprawiony jest sporą
dawką goryczy.
Niestety, niektórzy bohaterowie
zaprezentowani w pierwszym tomie Bram
Światłości kompletnie się gubią. Sigil, na którego rozwój liczyłam, niemal
w ogóle się nie pojawia. A szkoda.
Jednak głównym problemem drugiej odsłony Bram Światłości jest to, że książka praktycznie w ogóle nie
przyczynia się do rozwoju głównej akcji. Owszem, dzieje się sporo, ale nie jesteśmy nawet o krok
bliżej do rozwiązania zagadki rzekomego pojawienia się Jasności w Strefach Poza
Czasem. Czyta się bardzo dobrze, warsztat Kossakowskiej jak zawsze świetny, ale
odkładając książkę poczułam jednak lekki niedosyt.
Wydanie
Nawet ładniejsze niż pierwszy tom. Fantastyczna okładka za którą odpowiada
Dark Crayon, utrzymana w błękitnej tonacji, i z tymi wszystkimi mieniącymi się
srebrzyście dodatkami, wygląda świetnie. Jako okładkowa sroka absolutnie
nie mogłam przejść obojętnie.
Drugi tom mam akurat w twardej
oprawie, w przeciwieństwie do pierwszego, i sama nie wiem, jak do tego doszło.
W każdym razie jeżeli macie duszę bibliofila i kolekcjonujecie Bramy Światłości zdecydowanie polecam
wersję z twardymi oprawami.
Wpis bierze udział w wyzwaniu Tropem fantastycznych postaci. Aniołów
tu dostatek, więc do wyboru, do koloru.
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Tytuł: Bramy
Światłości tom 2
Cykl: Zastępy Anielskie
Ilustracje:
Vladimir Nenow
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 537
Data wydania: 2018
Nie słyszałam wcześniej o tej serii, więc chętnie ją poznam :)
OdpowiedzUsuńPolecam zwłaszcza "Siewcę Wiatru" :)
Usuń