Winston Graham „Przybysz z morza”, „Taniec młynarza”


Po ponad rocznej przerwie postanowiłam wrócić do Sagi rodu Poldarków. Ale taki odstęp czasowy to nic w porównaniu z tym, co zaserwował miłośnikom perypetii Rossa, Demelzy i licznego grona ich krewniaków, wrogów i przyjaciół, Winston Graham. Akcja poprzedniego tomu, siódmego, Fala gniewu, toczyła się w latach 1798-1799, natomiast ósmy – Przybysz z morza to Powieść o Kornwalii w latach 1810-1811, a akcja Tańca młynarza obejmuje lata 1812-1813. Jak łatwo się domyślić, przez ten czas sporo się zmieniło w życiu bohaterów. Ci, którzy pozostawali dotychczas na pierwszym planie, nieco się ustatkowali i spoważnieli, natomiast pałeczkę w kłopotach sercowych przejęło młode pokolenie, a zwłaszcza dwójka najstarszych dzieci Rossa i Demelzy – Jeremy i Clowance.

Muszę przyznać, że trochę mi żal, iż autor pominął wcześniejsze lata. Bardzo chciałabym przeczytać, co stało się bezpośrednio po śmierci Elizabeth. Zwłaszcza że Graham nie serwuje nam zbyt wielu szczegółów na temat minionych wydarzeń. Kolejną rzeczą, która niespecjalnie mi się podoba, jest niemal kompletne pominięcie postaci, które były tak istotne w poprzednich tomach. Wzmianki o Verity, Morwennie, Drake’u czy Samuelu nie wydają mi się wystarczające, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej poświęcono im tak dużo miejsca.
Lecz poza tym, oba tomy mają to, co zawsze stanowiło siłę Sagi o Poldarkach – barwnych bohaterów, mnóstwo zawirowań, plastyczny obraz świata dotyczący niemal wszystkich sfer społecznych, a wreszcie płynne przemieszanie losów fikcyjnych postaci z historią. Bo w Anglii i Europie działo się wtedy bardzo dużo – szaleństwo króla, zabójstwo premiera, wojny z Napoleonem. Przybysz z morza wydaje mi się częścią nieco bardziej melancholijną, wstępem do dramatycznych wydarzeń, które w pełni rozwinął Taniec młynarza. Ósmy tom niesie ze sobą sporą dawkę melancholii. Przyczyniają się do tego rozmyślania Demelzy, która z niepokojem obserwuje rozterki miłosne swoich dzieci i tym samym uzmysławia sobie, że dorosły, a ona sama się zestarzała i nie targają nią tak silne emocje jak kiedyś.

Mieli czworo dzieci – jedno zmarło – i teraz dwoje starszych przeżywało te same przytłaczające emocje, które Demelza odczuwała tamtego wieczoru. Może były to na razie lekkie, powolne ruchy smoka morskiego kryjącego się w głębinie. Zasypia dopiero na starość – choć czasem, jak opowiadali ludzie, nawet wtedy czasem się budzi. Ale w młodości jest niepohamowanym impulsem, który przekracza granice rozsądku. Przyczyną połowy tragedii i połowy radości świata (Przybysz z morza, s. 291).

Nawet konflikt na linii George – Ross nie jest już tak ostry jak kiedyś. Wszystko stępił czas. Przy zmianie pokoleniowej ciekawie jest też oglądać dzieci głównych bohaterów, które bywają kompletnie niepodobne do rodziców. Pojawiają się także zupełnie nowe postacie, a wśród nich najważniejszą jest Stephen Carrington, młody rozbitek wyłowiony przez Jeremy’ego. A przy tym postać, której szczerze nie znoszę i rzutuje to też na mój odbiór Clowance. Nie widzę w nim nic, co mogłoby zainteresować kobietę. Bo brutalność i nieszczerość dla mnie nie są kompletnie w cenie.
Ale to też chyba jest trochę tak, że Graham postanowił zbudować portrety dzieci Rossa i Demelzy w opozycji do ich rodziców. Jeremy jest nieszczęśliwie zakochany w pannie, która aby utrzymać wysoki status materialny swój i swojej rodziny musi bogato wyjść za mąż, a młody Poldark nie spełnia tych warunków (zupełnie jak w przypadku Elizabeth i Rossa). Wydaje się, że Jeremy jest spokojnym marzycielem, zafascynowanym możliwościami kotłów parowych (no tak, nadchodzi rewolucja przemysłowa), ale miłość i jego doprowadza do czynów niezgodnych z prawem.
Clowence ma wiele z Demelzy, urok, bezpretensjonalność, ale nie doświadczyła tego, co ona. Nie widziała brudu, chorób i nałogów trawiących klasy niższe. I patrząc na jej postępowanie, a zwłaszcza zauroczenie Carringtonem, można śmiało zawyrokować, że mimo wszystko brak jej zdroworozsądkowego podejścia Demelzy do życia.
Mimo skoncentrowania na nowych bohaterach, życie starszego pokolenia także się nie skończyło, nie brak w nim nowych ciekawych sytuacji i niespodzianek. Powraca temat kopalni (a jakże), ustroju panującego w Anglii, nastrojów podczas wojen napoleońskich, a wreszcie nowego etapu w rywalizacji Rossa z Georgem, w którym ten, po raz pierwszy, będzie miał poważne kłopoty finansowe.


Mimo pewnych wad, porzucenia ważnych bohaterów i dużego przeskoku czasowego, Przybysz z morza i Taniec młynarza to książki, które czytało mi się niezwykle lekko. Cenię barwnych bohaterów wykreowanych przez Winstona Grahama, zawirowania życiowe, których im nie szczędzi oraz niezwykle ciekawie i plastycznie oddany obraz epoki, w którym para zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Powrót do Kornwalii uważam zatem za udany.

Autor:  Winston Graham      
Tytuł: Przybysz z morza, Taniec młynarza
Tytuł oryginalny: The Stranger From The Sea, The Miller’s Dance  
Cykl: Saga rodu Poldarków 
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński   
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 510, 510
Data wydania: 2018

Komentarze

  1. Od dawna przymierzam się do tej serii, ale na planach się skończyło. Może za jakiś czas to zmienię zważywszy, że recenzja zachęca. Oczywiście zaczęłabym od pierwszego tomu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Cię bardzo przepraszam, ale nie przeczytałam recenzji. przyszłam tylko zaznaczyć swoją obecność, bo mam cztery pierwsze tomy na półce, pierwszy już nawet za mną i niedługo chcę skompletować serię i zrobić sobie maraton. Tak więc boję sie spojlerów. Ale przeczytałam ostatnie zdanie i wnioskuję, że seria trzyma poziom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co :) Zawsze miło Cię widzieć :) Naprawdę warto, seria trzyma poziom.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Top 5 książek fantastycznych z motywem zimy

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Strzeż się węża – H. P. Lovecraft, Zealia Bishop „Kopiec”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Życie ponad śmiercią. Siła ponad słabością. Podróż ponad celem. – Brandon Sanderson „Droga królów”