Ludzie jak owady – Frank Herbert „Rój Hellstroma” (recenzja)


Nils Hellstrom to ceniony entomolog i ekolog, który na swojej farmie, od wieków pozostającej w rękach rodziny, kręci filmy o owadach. Jest to też człowiek posiadający spore znajomości. Jednak pewnego dnia przyciąga uwagę tajnej Agencji. Jeden z jej pracowników przypadkiem znajduje teczkę asystenta Hellstroma z bardzo dziwnymi notatkami, a ludzie wysłani do zbadania sprawy giną bez śladu. Co naprawdę dzieje się na farmie Hellstroma?

Rój Hellstroma to powieść znanego przede wszystkim z cyklu Diuna Franka Herberta. Została zainspirowana filmem dokumentalnym Kronika Hellstroma z 1972 roku. Jego główną tezą było to, że owady są lepiej przystosowane do życia na Ziemi niż ludzie i z tego względu przetrwają naszą zagładę. Herbert przerobił ten pomysł po swojemu i w efekcie powstała książka Rój Hellstroma, którą przypomina nam wydawnictwo Rebis w serii Wehikuł czasu.

Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, bo już tytuł jasno sugeruje, co znajduje się na farmie Hellstroma, pisząc, że istnieje tam społeczeństwo zorganizowane na wzór owadziego roju. Owa wizja jest zdecydowanie najmocniejszym i przykuwającym uwagę elementem książki. Herbert bardzo oszczędnie dawkuje czytelnikowi wiedzę o tym miejscu. Powieść ma niepokojący klimat, właściwie już od pierwszych stron wiadomo, że coś jest nie tak z położoną na uboczu farmą. Podejrzana cisza, brak zwierząt. Im dalej w głąb książki, tym więcej dowiadujemy się o życiu w roju, by na końcu wraz z Janvertem, pracownikiem Agencji, przemierzać Ul w obłąkańczej ucieczce, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje i dlaczego.

Herbert postawił w Roju Hellstroma na opozycję dwóch męskich bohaterów symbolizujących dwa style życia. Janvert został zmuszony do pracy w Agencji i marzy przede wszystkim o tym, by od niej uciec. Jest indywidualistą, stawiającym siebie nad dobro społeczeństwa. Jego przeciwieństwem jest Hellstrom, wszystkie swoje działania podporządkowujący dobru Ula. Rój jest jednością – zmarli trafiają do kadzi, nowi z niej wychodzą. Herbert jest zresztą świetny w rzucaniu fragmentami informacji o życiu w Ulu przy zupełnie błahych okazjach, zmieniając całkowicie sytuację. Na przykład podczas wspólnego posiłku Hellstroma i Janverta, przywódca Roju od niechcenia zastanawia się, z czego jest ta świetna pieczeń – prawdopodobnie z ciała robotnicy, która niedawno zginęła.

Rój Hellstroma jest więc fantazją na temat społeczeństwa, w którym każdy ma z góry przyporządkowane miejsce i rolę. Jest hodowany i warunkowany przez całe życie. W skrajnych przypadkach nawet okaleczany. Tak pożądani fizycy płacą za swój intelekt fizycznymi deformacjami – mają nieproporcjonalnie wielkie głowy, szczątkowe nogi, są też bezpłodni. Na egoizm nie ma miejsca, a wadliwe linie genetyczne są bezwzględnie usuwane.

To był ludzki rój. Żyli tu jak owady. A jak żyją owady? Robią rzeczy, których nie chciałby robić żaden człowiek, a nawet takie, których żaden człowiek n i e  m ó g ł b y zrobić. Mieli tu trutnie i robotników… i królową i … jedli, by żyć. Jedli rzeczy, które odrzuciłby ludzki żołądek, nawet gdyby nie odrzuciła ich wcześniej ludzka świadomość (s. 358).

Herbert umieścił fabułę książki w bliżej nieokreślonej przyszłości, która została zaledwie wspomniana. Właściwie wiadomo tylko, że Stany Zjednoczone są państwem policyjnym, w którym działa tajna, ale mająca ogromny wpływ na życie obywateli, Agencja. Nikt nic o niej nie wie, nawet sami członkowie nie mają pojęcia, kto jest szefem. Panuje ostra rywalizacja, a każdy gra do własnej bramki. Herbert ciekawie zestawia dwa różne światy, systemy wartości, poglądy na człowieka i jego rolę w społeczeństwie. Żaden z nich nie jest idealny i choć Ul Hellstroma jawi się jako wypaczenie tego, co ja rozumiem jako istotę człowieczeństwa, to także Agencja nie jest stroną, której z czystym sumieniem można kibicować.

Herbert nie byłby sobą, gdyby nie zamieścił w swojej książce przemyśleń na temat ewolucji człowieka, eksperymentów genetycznych, socjologii czy ekologii. Rój Hellstroma jest powieścią z bardzo ciekawą koncepcją społeczeństwa ludzkiego zorganizowanego na wzór owadziego ula. Trochę słabiej wypadają poboczni bohaterowie, ale całość uważam za ciekawą i zdecydowanie wartą przeczytania.

Autor:  Frank Herbert        

Tytuł: Rój Hellstroma

Tytuł oryginalny: Hellstrom’s Hive

Tłumaczenie: Andrzej Jankowski  

Wydawnictwo: Rebis

Liczba stron: 399

Data wydania:  2021

Komentarze

  1. Ciekawa recenzja, ale to nie moje klimaty czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Herbert kojarzy mi się tylko z fragmentami czytanymi na lekcjach polskiego. Nie wiem, czy byłoby to coś dla mnie, ale może kiedyś spojrzę na coś od autora (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to chyba nie ten Herbert ;) Spróbować zawsze można, najwyżej rzucisz w kąt.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niespodzianki nie zawsze są miłe - Katarzyna Bonda „Sprawa Niny Frank”

5 powodów dla których warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”) plus kilka uwag o dziesiątym sezonie