O dwóch braciach, co rządzili Francją – „Wersal. Prawo krwi” („Versailles”)
Historia Francji wykraczająca poza
średniowiecze nie jest moim konikiem, ale co do tego, że Ludwik XIV „Król Słońce” zasługuje na to, by zrealizowano
o nim serial, nie miałam wątpliwości. Jednak kiedy usłyszałam, że będzie to projekt
anglojęzyczny, to mocno się zdziwiłam. Najdroższy serial w historii francuskiej
kinematografii i Ludwik XIV mówiący po angielsku? „Król Słonce” w grobie się
przewraca. No cóż, ale nie po to wydano tyle pieniędzy, by „Wersal” nie odniósł
sukcesu. Nawet Francuzi w ostatecznym rozrachunku postawili na pragmatyzm, a
nie idealizm.
Akcja
zaczyna się w 1667 r. Ludwik XIV postanawia umocnić swoją władzę. W tym celu
opuszcza wraz ze swoim dworem Paryż i rozpoczyna przygotowania do budowy
Wersalu. Chce w ten sposób umocnić swoją władzę („Francja to ja!”), dać
prztyczka w nos ministrom i opornej szlachcie oraz pokazać innym krajom potęgę
Francji.
Walka
o urzeczywistnienia marzenia o budowie pałacu to jedna z najważniejszych osi
fabularnych serialu. Drugą jest zawiła relacja łącząca Ludwika XIV z bratem
Filipem Orleańskim. Wyszła ona znakomicie dzięki kreacjom jakie stworzyli
George Blagden („Wikingowie”) i Alexander Vlahos („Przygody Merlina”). Dość
powszechna jest opinia, że Vlahos zagrał tak dobrze, iż przyćmił brata. Nie do
końca się z tym zgadzam. Myślę, że obaj zagrali dobrze i stworzyli
niejednoznaczne kreacje. Serialowy Ludwik XIV jest marzycielem i manipulatorem.
W jednej chwili ujmujący, w drugiej tchórzliwy. Blagden dobrze oddał te zmiany
nastrojów i to bez popadania w jakąś sztuczną manierę. Kreacja Vlahosa w niczym
mu nie ustępuje. W dzieciństwie traktowany jak dziewczynka, dorosły Filip
Orleańskiego jawnie obnosi się ze swoim homoseksualizmem i paraduje po dworze w
damskich sukniach. W których, trzeba przyznać, obłędnie wygląda ;) A przy tym
to doskonały wódz i strateg. I na marginesie – jego żona to kochanka króla. Nie
mówiłam, że ich relacje są skomplikowane?
Kobiecych
postaci jest całkiem sporo, ale nie dorównują tym męskim. Niestety, większość z
nich można wcisnąć w pewne szufladki. Mamy zatem niekochaną, zdradzaną królową,
żadną władzy metresę, nawiną dziewczynkę, pannę cnotliwą i niewiastę dążącą do
zemsty. A już okrutną wisienką na torcie jest wciskana do wielu seriali
historycznych postać kobieca, która pasuje do realiów epoki jak kwiatek do
kożucha – feministka. Taka medyczka w tamtych czasach nie miała prawa istnieć.
I opieka króla nie ocaliłaby jej przed stosem. Jest jednak światełko w tunelu –
Sophie zapowiada się całkiem nieźle, przekształcając z głupiej gąski, właśnie –
w co? Oto pytanie na następny sezon.
Pieniądze
zainwestowane w serial najlepiej widać po kostiumach i scenografii. Jest
olśniewająco – naprawdę na bogato. Wiele pięknych kadrów zostaje w pamięci.
Zwłaszcza gra światła robi duże wrażenie – w końcu to serial o „Królu Słońce”.
Odrębną
sprawą jest na ile rzeczywistość przedstawiona w serialu jest zgodna z prawdą
historyczną. Z „Wersalu” w żadnym wypadku historii uczyć się nie należy. To
serial, który miał odnieść sukces, a nie
szerzyć wiedzę historyczną. Skrojono go więc pod gusta współczesnego widza,
wychowanego na „Dynastii Tudorów” i „Rodzinie Borgów”.
Zawsze
kiedy myślę o tamtych czasach przypomina mi się nauczyciel historii z liceum,
który tłukł nam do głów, że w Wersalu Ludwika XIV panował smród, peruki roiły
się od wszy, a potrzeby fizjologiczne załatwiano po kątach pałacu. Co
oczywiście nie ma nic wspólnego z tym, co widzimy na ekranie. Wszyscy są
czyściutcy, zadbani, z pięknymi włosami (fryzury Ludwika XIV i jego brata
niejedną kobietę mogę wpędzić w kompleksy). Współczesny widz zniesie przemoc i
wypruwanie flaków na ekranie, plastyczne sceny seksu i skomplikowane spiski.
Nie będzie jednak solidaryzował się z bohaterami, którzy są brudni i
niechlujni. Jeśli prawda o Wersalu wyglądała inaczej? Cóż, tym gorzej dla
prawdy.
Za
to bardzo dobrze oddano w serialu zupełny brak prywatności. Scena, gdy król
zasiada na fotelu w towarzystwie dworu, by obserwować poród żony, dla nas jest
szokująca. Ale to akurat zgodne z duchem tamtych czasów. Życie monarchy było
życiem na pokaz.
Ścieżka dźwiękowa jest
nowoczesna, nic z klimatów epoki. „Wersal” ma jedną z najładniejszych czołówek
jakie ostatnio widziałam. W punkt zgrana z muzyką, geometryczna, trochę
futurystyczna – świetna po prostu.
Jeśli ktoś nie oczekuje
od serialu prawdy historycznej, z przyjemnością obejrzy „Wersal”. Zachwycające
kostiumy i scenografia sprawiła, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Trochę
mi tylko żal, że Francuzi nie postawili jednak na stworzenie własnego wzorca
popularnego serialu historycznego, tylko skorzystali z pomocy Anglików. Myślę,
że dzieło napisane przez Francuzów byłoby jednak trochę inne, bardziej
oryginalne. A tak – „Wersal” jest ciekawy, dobrze zagrany, ale przypomina inne
znane seriale historyczne.
Muzyka to masakra ale to dotyczy wielu współczesnych filmów po prostu muzyka z samplera małpa by mogła stworzyć taką samą.
OdpowiedzUsuń