Marcin Podlewski „Głębia” t. II „Powrót”
Ta-dam, zapnijcie pasy. Czas na
powrót do Wypalonej Galaktyki w towarzystwie drugiego tomu cyklu Marcina
Podlewskiego „Głębia”, który, nomen – omen, nosi tytuł „Powrót” właśnie.
Myrton
Grunwald i załoga „Wstążki” mają przechlapane. Wiadomość o przejętym przez nich
bycie maszynowym rozeszła się po całej Wypalonej Galaktyce. Na poszukiwanie
skokowca wyrusza Flota K – złożona ze statków wszystkich przedstawicieli
Triumwiratu, Kontroli, Stripsów i Zbioru.
Tymczasem
po wyjściu z Głębi załoga skokowca odnajduje ciężko rannego Myrtona. Uszkodzona
„Wstążka” trafia w łapy Paliatywy, na wpół legendarnego bossa przestępczego
Wypalonej Galaktyki, który od dawna ma z Grunwaldem na pieńku (to jest właściwa
chwila na włączenie „Marszu Imperialnego”).
A
przecież jest jeszcze genohakerka Kirke Bloom w towarzystwie sympatycznego kota
(koty są dobre) oraz książę Natrium Gatlark, jedyny psychofizyk od wieków.
No
i nie zapominajmy o Tartusie Fimie, kapitanie „Krzywej Czekoladki”, któremu
przyszło podróżować w towarzystwie nieobliczalnej najemniczki Tsary.
Sporo
tego, prawda? A przecież tylko bardzo ogólnie nakreśliłam najważniejszych
bohaterów i główne wątki. A jest ich sporo. I widać już jedno – książka ma
rozmach. Czasem może nawet zbyt duży. Szczerze brakowało mi Grunwalda, który
przez większość książki tkwił zamrożony, a jest on moim zdaniem najciekawszą
postacią w uniwersum Podlewskiego i wzbudził moje największe zainteresowanie po
pierwszym tomie. Razem z załogą „Wstążki”, której też nie ma zbyt wiele.
Akcja
„Powrotu” rozwija się może niezbyt spiesznie (mnogość wątków i bohaterów), ale
tak mniej więcej w połowie dostaje solidnego kopa. Wtedy, gdy z cienia wychodzą
ukryci w nim gracze, a w Wypalonej Galaktyce wybucha spektakularna wojna.
Słabością
powieści jest „katalogowanie” miejsc, w których znajdują się nasi bohaterowie.
A że przemykają oni po całej Wypalonej Galaktyce, trudno za nimi nadążyć. Może
wejście w Głębię by pomogło?
Podobnie
jak w poprzednim tomie czytelnik wyłapie sporo zapożyczeń, poczynając od
klasyki science fiction. Widoczne są wątki z „Diuny”, „Hyperiona”, „Gry Endera”
czy „Gwiezdnych wojen”, żeby wymienić tylko te najbardziej znane. Ale nie tylko
– w powieści znajdziecie też echa fantasy: „Gry o tron” czy „Wiedźmina”.
Jednak
mimo tych słabości wciągnęłam się w uniwersum stworzone przez Marcina
Podlewskiego. Na początku musiałam przypomnieć sobie: kto, jak i dlaczego, bo
pierwszy tom przeczytałam już jakiś czas temu i nie ukrywam, co nieco wyleciało
mi z głowy (dlatego nie lubię cykli książkowych. To znaczy cykle lubię, ale
wtedy, gdy są już ukończone). Wypalona Galaktyka obudziła się ze stagnacji, w
której trwała do tej pory, na koniec było wielkie „bum!”. Jest sporo
pozaczynanych ciekawych wątków (chwalmy Bladego Króla), postaci, które do tej
pory nie zaistniały w tym uniwersum, no i jestem ciekawa Antenata. Bo on może być
wcale tak oczywistą postacią jak się wydaje. Co nieco dowiedzieliśmy się też o
przeszłości niektórych bohaterów – Grunwalda, Tartusa Fima czy Kirke Bloom. Te
retrospekcje są konieczne dla pokazania pełnego charakteru tych postaci i ich
motywacji.
Co
zrobić – pozostaje czekać na kolejny tom. A potem jeszcze jeden i wszystko
będzie jasne. z pewnością jeszcze zaglądnę do Głębi.
Wpis bierze udział w
wyzwaniu „Czytam fantastykę V” z blogu „Magiczny świat książki”.
Autor: Marcin Podlewski
Tytuł: „Głębia” t. II „Powrót”
Cykl: Głębia
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 792
Data wydania: 2016
Komentarze
Prześlij komentarz