„Przygody Merlina” vs „Camelot”



Dziś czas na obiecany pojedynek między dwoma serialami opartymi na legendach arturiańskich – Przygodach Merlina i Camelocie. Pierwszy odniósł spory sukces, drugi jest powszechnie krytykowany. Czy słusznie? Przekonajmy się.

1. Pomysł
Oba seriale prezentują z gruntu inne podejście do legend arturiańskich, są też skierowane do innej grupy odbiorców. Przygody Merlina to serial dedykowany młodszym widzom, co znalazło swoje odbicie w pewnych fabularnych uproszczeniach i głupotkach scenariuszowych. W tej wersji Artur i Merlin są bardzo młodzi i dorastają wraz z widzem. Problemy z którymi się mierzą i moralne dylematy z sezonu na sezon są coraz trudniejsze.
Camelot to serial skierowany do starszego odbiorcy, w stylu Gry o tron i Dynastii Tudorów. Czyli bez seksu, nagości i brutalnych scen obejść się nie można. Fabuła wpisuje się w modny trend odzierania magicznych historii z elementów nadprzyrodzonych. Jest ukierunkowana na zagadnienia znane z seriali historycznych – czyli przede wszystkim brutalną walkę o władzę. Magia, choć gdzieś obecna w tle, nie ma wielkiego znaczenia. W ujęciu twórców Camelotu i Merlin, i Morgana, są przede wszystkim zręcznymi politykami.
Fabularnie Camelot jest znacznie bliższy arturiańskiemu mitowi. Właściwie wszystkie elementy układanki pozostają bez zmian. Artur jest bękartem, kocha żonę swego najlepszego przyjaciela itd. Twórcy Przygód Merlina potraktowali materiał wyjściowy z o wiele większą swobodą. Artur jest prawowitym synem Uthera, który przez większość odcinków cieszy się dobrym zdrowiem i zasiada na tronie, przygotowując syna do roli następcy. Merlin to młody czarodziej, który dopiero odkrywa swoją moc i uczy się, jak z niej korzystać. Morgana na początku to niezwykle sympatyczna postać, z charakterem, ale zdecydowanie stojąca po stronie dobra. Jednym z najważniejszych zagadnień serialu jest dojrzewanie głównych bohaterów. Na początku nie są jeszcze uformowani, dopiero kolejne wydarzenia i wybory odkrywają prawdę o ich duszach. Mamy tu do czynienia z rzadką w gruncie rzeczy sytuacją, gdy ci dobrzy (na czele z Merlinem) pchają Morganę w objęcia zła, stwarzając tym samym potężnego wroga.
Sporo tu też magii i niezwykłych stworzeń – smoków, mantikor, goblinów, trolli i czego tylko dusza zapragnie. Uther nienawidzi magii, dlatego Merlin musi ukrywać swój dar. Walka z czarami to kolejny ważny temat Przygód Merlina.

Punkty: Pomysły są, zobaczymy, jak wyszła ich realizacja, a na razie:
Wynik: 1:1

Artur: Bradley James i Jamie Campbell Bower.
Pierwszego uwielbiam, o drugim chcę jak najszybciej zapomnieć.

2. Gra z legendami arturiańskimi
Mimo że Przygody Merlina są znacznie bardziej odległe od mitu, pojawia się w nich cała masa nawiązań do oryginalnej opowieści. Autorzy podjęli grę z utrwalonym wizerunkiem czarodzieja z długą białą brodą. Merlin przybiera ją, ponieważ nie chce zostać rozpoznany. W fabule pojawiają się niemal wszystkie ważne wątki m.in. miecz w skale i miecz w kobiecej dłoni wynurzającej się z jeziora, Król Rybak i klątwa Ziemi Jałowej, Kielich Życia; spotkamy też sporo postaci z legend, zazwyczaj w nieco innych rolach – Nimue, Vivianę, a nawet Tristana i Izoldę, którzy są wariacją na temat Bonnie i Clyde’a.
Ale na tym nawiązania się nie kończą. Pojawia się m.in. Geoffrey z Monmouth, który w tej wersji jest bibliotekarzem na dworze Uthera, Taliesin, największy jasnowidz mitologii celtyckiej czy królowa Mab znana z walijskiego folkloru.
Do tego w Przygodach Merlina widać wyraźną inspirację Mgłami Avalonu Marion Zimmer Bradley. Nie od samego początku, ale wraz z kolejnymi sezonami coraz mocniej wybrzmiewa myśl, że walka Artura i Morgany to w istocie walka Starej Religii i ostatniej z Najwyższych Kapłanek z Utherem i jego synem, którzy próbują usunąć magię z Camelotu. Potrójna Bogini jest kilkakrotnie wspomniana w serialu. Kluczowy jest odcinek 5x05, gdy Artur dostaje ostatnią szansę – ma przyjąć Starą Religię, gdyż inaczej dosięgnie go nieubłagany wyrok przeznaczenia.
Wszystko to jest dobrze poprowadzone, ale brak mi jednego elementu – chrześcijaństwa. Stara religia powinna z czymś walczyć. Tymczasem w Przygodach Merlina wychodzi na to, że Uther zabrał ludziom wiarę, ale nie dał nic w zamian. No może nie do końca, ale trudno traktować Camelot i kodeks rycerski jako wartości równoważne religii.
Z kolei Camelot dość wiernie odtwarza klasyczną wersję legendy, ale właściwie tylko jeden twist fabularny utkwił mi w pamięci – historia wyprawy Merlina po Excalibur. Według mitu Artur otrzymał go od Pani Jeziora, stąd też jeden z najpopularniejszych obrazków ilustrujących opowieści arturiańskie to kobieca ręka dzierżąca miecz, która wynurza się z wody. W Camelocie ten obraz też się pojawia, ale w zupełnie innych okolicznościach. Historia powstania Excalibura została skażona złem i morderstwem, które wynika z tego, że Merlin jest w tym serialu genialnym szaleńcem i kompletnie nie panuje nad mocami, które posiada. Oczywiście w wersji opowiedzianej przez czarodzieja na dworze Artura wszystko jest jak być powinno, ale widz wie, że to tylko upiększona na potrzeby okoliczności wersja wydarzeń, które chluby młodemu królowi i jego doradcy nie przynoszą.
Ten epizod świetnie pokazuje, czym Camelot mógłby być. Pokazywanie pięknych klasycznych historii odartych ze złudzeń i upiększeń mogło być siłą napędową tego serialu. Ale twórcy woleli skupić się na innych zagadnieniach, co nie wyszło im (a także ich dziełu) na dobre. 

Punkty: jedna ciekawa historia na sezon to zdecydowanie zbyt mało, dlatego punkt wędruje do Przygód Merlina.
Wynik: 2:1


Merlin: Colin Morgan i Joseph Fiennes.

Morgan znakomity, Fiennes poprawny, ale Merlin z Camelotu nijak się ma do moich wyobrażeń na temat tej postaci. 


3. Aktorstwo
Właściwie ciekawi i dobrze wykreowani bohaterowie, których możemy kochać lub nienawidzić to rzecz niezbędna w każdym dziele.
Przygody Merlina to serial bardzo dobrze zagrany. Zarówno młodzi aktorzy, jak i wspierające ich starsze pokolenie zostali świetnie dobrani. Duet Merlin (Colin Morgan) i Artur (Bradley James) to główna siła napędowa serialu. Nawet gdy trafiają się słabsze odcinki, główna para bohaterów zawsze błyszczy. Ich żarty i wzajemne docinki nieodmiennie bawią, kłócą się jak stare, dobre małżeństwo, a przy tym nie ma wątpliwości, że jeden za drugim skoczyłby w ogień.
Obaj przechodzą podobną ścieżkę. Buntują się przeciw zakazom starszych (Merlin Gajusza, a Artur Uthera), popełniają błędy, dojrzewają i zmieniają. To zdecydowanie ich serial, co doskonale widać w zakończeniu. To nie bitwa pod Camlann jest wielkim finałem Przygód Merlina, lecz to, co dzieje się potem, gdy wreszcie padają słowa na które czekaliśmy od początku historii: „Jestem czarodziejem. Władam magią”. I reakcje Artura, dobrze przemyślane, wiarygodne, aż w końcu młody król zaczyna rozumieć, jak bardzo nie doceniał swego sługi, który na równi z nim budował wielkość Camelotu.
Znakomity jest Anthony Head jako Uther. Bohater zdecydowanie przerastający młodzieżowy serial. Uther jest postacią tragiczną. Na co dzień dobrym, sprawiedliwym królem, który traci jednak rozum, gdy tylko ktoś w pobliżu wspomni o czarach. Wtedy nie pamięta o niczym – wieloletnich przyjaźniach, zasługach, więzach krwi. W efekcie bohaterowie podejrzewani o czary regularnie lądują w lochach Camelotu.
Absolutnie cudowne są odcinki, gdy twórcy zdecydowali się ograć zaślepienie króla w sposób komiczny – dwuczęściowy odcinek Beauty and the Beast (2x5-6), gdy pod wpływem czarów Uther zakochuje się w trollicy i spogląda na nią maślanymi oczami, nawet gdy potwór tuż obok niego tatła się w gnoju, to jest coś! Sarah Parish, która pojawia się gościnnie jako lady Catrina (pod nią podszywa się trollica), także gra rewelacyjnie. Nawet jeżeli nie macie zamiaru oglądać całego serialu, to Beauty and the Beast koniecznie obejrzyjcie.

Postacią pozostającą w podobnym tragicznym konflikcie jak Uther jest Morgana grana przez Katie McGrath. Do pewnego momentu jest lojalną poddaną króla i wielką przyjaciółką Artura, ba, nawet sympatyczniejszą niż on sam. Jednak gdy na jaw wychodzą paskudne sekrety z przeszłości, a wszyscy, których ceniła, wbijają jej nóż w plecy (na czele z Merlinem) Morgana staje się najzagorzalszym wrogiem Camelotu. I trudno ją za to winić. W efekcie okazuje się, że czarodziejka jest nieodrodną córką Uthera, co trafnie podsumowała królowa, mówiąc: „Przyszłaś do mnie w imieniu Gorloisa, ale jesteś bardziej podobna do Uthera niż sądzisz”.
Bardzo dobrze radzi sobie Richard Wilson jako Gajusz. Z jednej strony to mędrzec, z drugiej możemy go oglądać w wielu komediowych scenach. To co wyczynia w Goblin Gold’s, 3x03, to coś wspaniałego! Zawsze płaczę ze śmiechu przy tym odcinku.
Bardzo dobrze dobrano aktorów do postaci Mordreda, zarówno chłopca (Asa Butterfield), jak i dorosłego (Alexander Vlahos), Gwaine’a (Eoin Macken) i tak mogłabym jeszcze długo wymieniać.
Jedyną, ale poważną pomyłką w obsadzie jest Angel Coulby jako Gwen. I już nie będę się rozpisywać, że jej wygląd i pochodzenie nijak nie przystają do legend arturiańskich, ale jest to postać tak niewiarygodnie idealna, że aż irytująca. A jej związek z Arturem to typowy przykład braku chemii między aktorami.


Morgana: Katie McGrath i Eva Green
Obie role bardzo dobre, ale to Eva Green jest moją idealną Morganą.

W Camelocie na pierwszy plan wysuwają się dwie postacie: Eva Green jako Morgana i Joseph Fiennes w roli Merlina. I choć lubię Katie McGrath, to Green jest moją wymarzoną Morganą. Idealnie zgrywa się z moim wyobrażeniem na temat tej postaci. Od pierwszej chwili, gdy pojawia się na ekranie, widać, że drzemie w niej słabo skrywane szaleństwo.
Bardzo dobrze zagrał też Joseph Fiennes, ale z jego interpretacją Merlina mam inny problem. Ponury, ogolony na łyso i z widocznymi bliznami drab, całkowicie rozmija się z moim wyobrażeniem na temat czarodzieja. Gdy go oglądam, rodzi się straszny dysonans i nic na to nie poradzę. Nie kupuję tej wersji Merlina, który na domiar złego jest niesympatyczny i zamiast udzielić bohaterom dobrych rad, potrafi tylko stać z boku i się przyglądać.
I wreszcie on – Jamie Campbell Bower w roli Artura. Nie wiem, kto go wybrał, ale gdybym miała wskazać głównego winowajcę skasowania Camelotu, bez wahania wskazuję na niego. Gra fatalnie, nie potrafi przekazać żadnych emocji, charyzmy za grosz i jak tu wierzyć, że ktoś taki mógłby porwać tłumy?

Ginewra: Angel Coulby i Tamsin Egerton
Obie irytujące, choć z różnych powodów.

Równie bezbarwna jest Tamsin Egerton jako Ginewra. A że historia miłosna jej i Artura zajmuje sporo miejsca, w efekcie irytowali mnie oboje coraz bardziej.
Peter Mooney jako Kay może być, James Purefoy i Liam Cunningham (który zagrał małą rólkę także w Przygodach Merlina) dobrzy, ale pojawili się tylko epizodycznie, reszta wypada mizernie.

Punkty: nie ma się nawet nad czym zastanawiać, gdy Przygody Merlina mają jedną pomyłkę w obsadzie, a twórcy Camelotu trafili dobrze tylko z dwoma aktorskimi wyborami. No i punkt karny za fatalny wybór do głównej roli musi być.
Wynik: 3:0

4. Scenografia, kostiumy i cała reszta
Przygody Merlina to niby serial rozgrywający się w średniowiecznej Anglii, ale tak naprawdę ahistoryczny. Przedziwna mieszanka czasów i stylów, co świetnie odbija się w budowli, gdzie kręcono serial – czyli zamku Pierrefonds, którego obecny stan bardziej jest wynikiem rekonstrukcji niż realizacją oryginalnych założeń. No i trudno myśleć serio o średniowiecznej Anglii, gdy na śniadanie serwuje się pomidory koktajlowe, słudzy walczą o wolne dni, a król poślubia córkę kowala. Kostiumy to też każdy z innej bajki, choć zdecydowanie najlepsze suknie nosiła Morgana, a Gwen nawet jako królowej dostały się te brzydsze.
Ale w tej baśniowej konwencji, w jakiej osadzono serial, jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza. Przeszkadza mi za to coś innego – efekty specjalne. Jest źle. Te wszystkie smoki, mantikory i gigantyczne szczury wyglądają na takie jakieś… gumowe. Toleruję tylko wielkiego smoka.
W Camelocie kostiumy, scenografia i muzyka stoją na bardzo dobrym poziomie, a przede wszystkim widać, że to jest jakaś konkretna epoka. Szalenie podobają mi się kreacje Morgany oraz koncepcja Camelotu – starej, opuszczonej i zrujnowanej rzymskiej twierdzy położonej tuż nad urwiskiem. Jest wiele bardzo ładnych, plenerowych ujęć, a muzyka dodaje klimatu. Od strony technicznej wszystko gra, widać, że w serial zainwestowano niemałe pieniądze.

Punkty: od strony technicznej Camelot prezentuje się bardzo dobrze i tym samym zdobywa punkt, który pomaga mu uratować honor.
Ostateczny wynik: Przygody Merlina vs Camelot 3:1

To prawda, co mówią. Camelot jest serialem złym, z fatalnie dobranym głównym bohaterem i pozostawia po sobie wrażenie zmarnowanego potencjału. Przygody Merlina są dobrze zagrane (znajdziecie tutaj prawdziwe aktorskie perełki), ciekawie ogrywają wątki z legend arturiańskich i zdecydowanie warto je obejrzeć.

Chcielibyście więcej serialowych pojedynków na blogu? Dajcie znać w komentarzach.


Komentarze

  1. To się napracowałaś!!! Nie oglądałam żadnego z tych seriali, choć o "Przygodach Merlina" słyszałam wiele razy. Eva Green byłaby dla mnie zdecydowanym plusem nawet w roli trolla, bo uwielbiam tę aktorkę, ale poza nią nie znam nikogo z obsady (tak to jest, jak się nie ma telewizora, a do seriali sięga się bardzo rzadko)^^;

    Mimo mojej nieznajomości obu serii czytało mi się Twój wpis świetnie i nie powiedziałabym nie kolejnemu wpisowi z tej serii:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że doceniasz mój trud :) Eva Green jako Morgana jest przewspaniała, ale jak się ma talent, to i z roli trolla da radę wiele wycisnąć. Ja jestem serialożercą i zawsze coś tam oglądam, choć raczej rzadko w telewizji.

      W takim razie pomyślę nad następnymi pojedynkowymi wpisami ;)

      Usuń
  2. Bardzo fajnie się rozpisałaś :) Jako, że nie oglądam TV (nie mam telewizora:P) miło było przeczytać czyjeś spostrzeżenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja w ogóle jestem straszna gaduła. Super, że się podobało, nawet mimo braku TV ;)

      Usuń
  3. Właśnie takiego postu potrzebowałam kilka lat temu jak zastanawiałam się czy poświęcić czas na oglądanie "Merlina". Ale może jeszcze nie jest za późno nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, wszystko ma swój czas, a na nadrabianie zaległości nigdy nie jest za późno :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Mroczny świat elfów – Holly Black „Okrutny książę”