Jens Henrik Jensen „Zamrożone płomienie”
Czasem myślę sobie, wiesz, że my wszyscy mamy w sobie coś w rodzaju płomienia. Ten płomień to życie, właśnie. I kiedy on zgaśnie, to bach – i cię nie ma. Umierasz, po prostu. Tak jest i tak być powinno. Ale mój płomień został nie tylko zgaszony – został zamrożony. Jestem żywym trupem. Tak się czuję (s. 148).
Danehof pokazał swoją siłę i dotrzymał danego słowa, niszcząc życie tych,
którzy odważyli się mu przeciwstawić i próbowali ujawnić działania organizacji. Oxen jest powszechnie uważany za
zmarłego. Margrethe Franck została wyrzucona z PET i aby przetrwać, ima się
najgorszych zajęć, zarezerwowanych dla imigrantów. Danehof wciąż dba, by
płaciła za swój błąd. Ilekroć znajdzie lepszą pracę, błyskawicznie ją traci. Wielki
Axel Mossman został zmuszony do przejścia na emeryturę. Łyka antydepresanty i
spaceruje z psem. Jego siostrzeniec, Sonne, także stracił pracę.
Bohaterom nie zostało nic do stracenia, a przyparci do muru ludzie są
najbardziej niebezpieczni. Postanawiają zatem raz jeszcze podjąć walkę z
oficjalnie nieistniejącym wrogiem, o czym opowiada finałowa część trylogii o
Nielsie Oxenie – Zamrożone płomienie
Jensa Henrika Jensena.
Finał serii zawsze jest trudny, ale muszę przyznać, że w tym przypadku
trzeci tom jest dla mnie najlepszy. Autor zgrabnie przypomina wydarzenia z poprzednich części, a
potem zaczyna się akcja. Jensen dobrze przemyślał strukturę powieści i całą
intrygę. Sprawy z przeszłości (śmierć najlepszego przyjaciela Oxena, Bossego i
zabójstwo Ryttingera, który zanim umarł, napisał słowo Danehof własną krwią), które pojawiały się w poprzednich częściach,
tutaj okazują się kluczowe. Co więcej, wreszcie w pełni rozumiemy, jak bardzo
wpłynęły one na życie głównych bohaterów.
No i zakończenie – trudno byłoby mi
wymyślić lepsze. Nie chcę spoilerować, ale autor zdecydowanie rozegrał to tak,
jak należało. Słodko-gorzko.
Bohaterowie są dobrze poprowadzeni, a
motywacja Oxena jasna i wiarygodna. Łatwo byłoby zrobić z niego człowieka typu zabili go i przeżył, ale weteranowi
zmagającemu się z traumą daleko do króla życia, Jamesa Bonda. Ciekawie został
też rozegrany wątek Margrethe, która doświadczyła społecznej degradacji. To, co
było symbolem jej statusu i charakteru – fryzura, ubiór, auto – zniknęło.
Została tylko przeciętna, zmęczona życiem kobieta. Jensen przy okazji ukazuje rzeczywistość imigrantów, którzy podejmują
się prac, jakich nie chce żaden Duńczyk i ciężko harując, ledwo wiążą koniec z
końcem.
Mossman zawsze był zagadką i grał na
dwa fronty. To się nie zmieniło, jednak w tej książce pokazał, jak świetnym
jest strategiem i swoją partię rozegrał po mistrzowsku.
Zamrożone płomienie to dla mnie książka, która właściwie czyta się sama. Akcja nie zwalnia
ani na chwilę. Autor opisuje nie tylko trudną walkę bohaterów z potężnym
przeciwnikiem, ale i ich zmagania z codziennym życiem. Do tego bliżej przyglądamy się wewnętrznym tarciom w samym Danehofie i
odwiecznej rywalizacji tradycji z nowoczesnością. Dzięki temu, że rozdziały
poświęcone są różnym postaciom, także bohaterom negatywnym, można bliżej
przyjrzeć się ich motywacjom. We własnym przekonaniu postępują oni bowiem
właściwie, a zbrodnie uzasadniają mniejszym
złem.
Sam też sprawował dużą władzę, lecz egzekwował ją w sposób bardziej dyskretny niż pokryty patyną wojowniczy biskup.Władzę przekazywaną kolejnym pokoleniom, ale zawsze utrzymywaną w tych samych kręgach. Niekoniecznie szlacheckich, jak w początkowym okresie istnienia parlamentu. Dziś chodziło raczej o strefy wpływów. O nakładające się na siebie warstwy potęgi i władzy. Gdyby jednak odrzucić wszystkie współczesne terminy, tak jak się obiera ziemniaka ze skórki, definicja ich gremium była wciąż tak samo prosta jak wtedy: byli najzwyczajniej solą tej ziemi. Najlepszymi mężami w królestwie (s. 120).
Zamrożone płomienie to intrygujący miks kryminału i thrillera politycznego, z dużą domieszką
wątków obyczajowych. Jensen pisze o nurtujących Danię współczesnych problemach:
imigrantach, uchodźcach, tolerancji czy angażowaniu armii w konflikty zbrojne poza
granicami kraju.
Jednak w tym wszystkim nie traci z oczu swoich bohaterów, którzy postawieni pod
ścianą, musieli walczyć nie tylko z wrogiem, ale także własnymi słabościami.
Ot, życie… Pełna przeszkód i diabelskich ingerencji wędrówka ku temu, co nieuniknione. Nigdy nie bał się śmierci, ale też nigdy nie widział tak wyraźnie jak teraz, że część tej wędrówki jest pokutą. Że nieobecność można naprawić tylko obecnością (s. 371).
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Wydawnictwu Editio.
Autor: Jens Henrik Jensen
Tytuł: Zamrożone
płomienie
Tytuł oryginalny: De frosne flammer
Tłumaczenie: Edyta
Stępkowska
Wydawnictwo: Editio
Liczba stron: 562
Data wydania: 2019
Może kiedyś się skuszę, ale nie jest to mój priorytet. Nie przepadam za wątkami politycznymi w książkach. 😊
OdpowiedzUsuńJakby co, to polecam, choć polityki tam niemało :)
UsuńNie miałam okazji sięgnąć po tą serię, ale widzę, że warto. Zwłaszcza, że piszesz, iż trzeci tom jest najlepszy.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Często autorzy mają problemy z zakończeniem serii, ale to zdecydowanie nie jest ten przypadek.
UsuńKoniecznie muszę się zapoznać z tą pozycją. Jest to coś co może mnie zaciekawić.
OdpowiedzUsuńWarto, zwłaszcza, że cała trylogia jest już dostępna i nie trzeba czekać na kontynuację.
UsuńIntrygująca recenzja :)
OdpowiedzUsuńKsiążka też intrygująca :)
Usuń