W Rosharze pulsuje – „Rytm wojny” Brandon Sanderson

Minął rok od czasu, gdy Wieczna Burza uderzyła w Roshar. Alethkar upadł, parshmeni porzucili swą potulną formę. Teraz zwą się pieśniarzami, a u ich boku walczą przywołani z przeszłości Stopieni, dysponujący niezwykłymi mocami. Koalicja ludzkich monarchów stworzona przez Dalinara Kholina, przy wsparciu Świetlistych Rycerzy, od roku toczy z nimi wojnę. Długą i wyniszczającą, w której żadna ze stron nie osiągnęła znaczącej przewagi. Jednak to może się zmienić dzięki wynalazkom Navani Kholin. Oczywiście wróg nie chce bezczynnie czekać i szykuje uderzenie w samo serce ludzkiej koalicji. Ma ukrytych sojuszników, a wśród nich realizującego własne plany Taravangiana.

Rytm wojny (w Polsce podzielony przez wydawcę na dwie części) to czwarty tom sagi Archiwum Burzowego Światła Brandona Sandersona, po Drodze królów, Słowach światłości i Dawcy Przysięgi. I tak, to jest zdecydowanie książka na którą czekałam i na której się nie zawiodłam. Trochę marudziłam przy poprzednim tomie, ale tutaj nie mam się do czego przyczepić, co bardzo mnie cieszy. Rytm wojny to epicka, porywająca powieść fantasy.

Sanderson tworzy swoje książki w dość podobny sposób: spokojny wstęp, w środku napięcie narasta, by zakończyć się trzęsieniem ziemi. Jednak Rytm wojny tempo ma świetne. Na początku jest spokojnie, ale absolutnie nie nudno. Już w tej części pojawiają się ważne informacje i chwytające za serce sceny.

Wiesz, co ludzie zyskują przez to, że są tak zaciekli? Że wyciągają ręce, nim są gotowi? Tak, ich dzieła niszczeją. Tak, ich królestwa upadają od wewnątrz. Tak, kończą, sprzeczając się, walcząc i zabijając się nawzajem.

Ale jest taki moment, gdy są szybkobiegaczem, który wyprzedza długodystansowca. Jest taki moment, gdy tworzą cuda. Nie można nie docenić ich zuchwałości. Ich wyobraźni. Z pewnością zauważyłaś, że Stopieni mają problem. Myślimy tymi samymi starymi, znajomymi trybami. Nie tworzymy, bo zakładamy, że już stworzyliśmy wszystko, czego potrzebujemy. Jesteśmy nieśmiertelni i dlatego myślimy, że nic nas nigdy nie zaskoczy… a to sprawia, że przepełnia nas samozadowolenie (Część I, s. 486). 

Jednak tym co najlepiej wychodzi Sandersonowi jest kreacja bohaterów, którzy nie pozostawiają czytelnika obojętnym, przykuwają uwagę, budzą emocje, a przy tym nie są jednoznaczni. On po prostu to ma. Potrafi wziąć oklepany schemat i stworzyć z niego coś niezwykłego. Przykład? Proszę bardzo. Adolin. Ma wiele z zepsutego chłopca z dobrego domu, interesującego się tylko modą, flirtami i pojedynkami. I te wszystkie cechy Adolin posiada, ale Sanderson dopisuje mu także życzliwość, otwartość, ogromną empatię. I to ostatecznie, a nie umiejętność władania mieczem, doprowadza do sukcesu Adolina w tej powieści. Sceny końcowe jego procesu nie tylko trzymają w napięciu, ale są naprawdę piękne. 

Sanderson nie żałuje czasu na pogłębianie psychologii swoich postaci, które mimo posiadania niezwykłych mocy są bardzo ludzkie. W cieniu totalnej wojny i nadciągającej być może zagłady borykają się z poważnymi problemami natury psychicznej. Zespół stresu pourazowego, wyparcie, rozdwojenie jaźni, depresja – oto problemy z którymi muszą zmagać się bohaterowie. Wzruszająca jest historia Kaladina, walki z tkwiącym w nim mrokiem i w końcu narodzin legendy. Jego niezłomność staje się inspiracją dla innych. A przy swoich niezwykłych mocach Kaladin (podobnie zresztą jak Adolin) musi zmierzyć się z niezadowoleniem ojca odnośnie jego życiowych wyborów. Obaj bohaterowie muszą dorosnąć i zacząć żyć po swojemu.

Shallan było w Dawcy Przysięgi tak wiele, że trochę zmęczyła mnie jej postać, mimo że ją lubię. Jednak jej historia dopiero w Rytmie wojny ukazała cały swój tragizm. Teraz już rozumiem, co stało za jej wyborami, wyparciem i ucieczką od bolesnych wspomnień.

Jednak czwarty tom to teatr przede wszystkim dwóch postaci – Navani i Venli. I to chyba nawet bardziej Navani, która do tej pory była niezbyt ważną bohaterką z drugiego szeregu. Teraz wreszcie mamy okazję poznać ją bliżej. Smaku temu wątkowi dodaje znakomicie rozpisana relacja z Raboniel. Nienawiść, ciekawość, wzajemny szacunek, manipulacja, wykorzystywanie do swoich celów – to wszystko znajdziemy w relacji tych dwóch bohaterek. To także odbicie odwiecznego konfliktu starego i nowego, sprawdzonych rozwiązań i nowości. W ABŚ starożytna wiedza niekoniecznie okazuje się lepsza od współczesnej. Wiele zapomniano, ale też i wiele przez wieki osiągnięto.

Dzięki wątkowi Venli Sanderson pokazuje konflikt z punktu widzenia drugiej strony czyli pieśniarzy. Sporo w nim retrospekcji pokazujących przeszłość bohaterki i wyjaśniających dlaczego podjęła takie, a inne wybory. Przy okazji po raz kolejny podkreśla, że konflikt w Rosharze nie jest czarno-biały. Parshmeni doznali wielu krzywd od ludzi, a sami okazują się od nich pod wieloma względami lepsi i bardziej miłosierni.

Powiedziałbym, że nadzieja nas definiuje, Jasnah. Bez niej nie jesteśmy ludźmi (Część II, s. 485).

Droga przebyta w tym tomie przez Venli dobrze wpisuje się w losy innych bohaterów – Kaladina, Shallan, Adolina czy Navani. Muszą odnaleźć w sobie siłę i zmagać się ze słabościami. Autor zrezygnował bowiem z wszechmocnych mocy Świetlistych, które w poprzednim tomie były nieco niepokojące. Jak bowiem przejmować się losami bohaterów, którym właściwie nic nie może zagrozić? W Rytmie wojny proporcje zostają wyrównane. Już nie jest tak łatwo, a bohaterowie nieraz ocierają się o śmierć.

W czwartym tomie ABŚ bardzo wyraźne stają się nawiązania do innych książek z cosmere. Taka tendencja była już widoczna w Odprysku Świtu i tutaj zdecydowanie została utrzymana. Sanderson ma rozmach, a ja chyba muszę zacząć nadrabiać pozostałe jego książki.

Rytm wojny Brandona Sandersona to taka kontynuacja na jaką czekałam. Mimo słusznej objętości książka czyta się właściwie sama. Dostajemy kolejną porcję informacji o Rosharze, jego przeszłości czy naturze sprenów. Ale ta historia nie byłaby tak wciągająca i ciekawa gdyby nie niezwykli bohaterowie stworzeni przez autora, do których czytelnik się przywiązuje, kocha ich lub nienawidzi. Siła ponad słabością.

Autor:  Brandon Sanderson     

Tytuł: Rytm wojny część 1

Tytuł oryginalny: Rythm of War

Cykl: Archiwum Burzowego Światła  

Tłumaczenie: Anna Studniarek  

Wydawnictwo: Mag

Liczba stron: 544

Data wydania:  2021

 

Autor:  Brandon Sanderson    

Tytuł: Rytm wojny część 2

Tytuł oryginalny: Rythm of War

Cykl: Archiwum Burzowego Światła 

Tłumaczenie: Anna Studniarek 

Wydawnictwo: Mag

Liczba stron: 611

Data wydania:  2021


Komentarze

  1. Już przestała mnie przerażać objętość tych książek i mam w planach przeczytać książki z Cosmere, ale od początku, czyli od Elantris. Czekam tylko na ten czas, kiedy będzie mi się chciało czytać i zacznę sypiać w normalnych godzinach, bo zdecydowanie nie chcę ich słuchać, tylko wyciągnąć maximum i pochłonąć w pełnym skupieniu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skupienie na pewno się przy nich przyda. Powodzenia w czytaniu :)

      Usuń
  2. Miło czytać tak entuzjastyczną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Bardzo chętnie będę stale takie pisać, tylko dajcie mi równie fantastyczne książki ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

„Poldark” – recenzja sezonu czwartego (ze spoilerami)