Jak dbam o włosy wurly czyli włosomaniactwo po mojemu

 


Dziś wpis nietypowy dla mojego bloga, bo nie będzie ani o książkach, ani o serialach czy filmach, ale temacie, któremu poświęciłam więcej uwagi w czasie pandemii – czyli o włosomaniactwie. Sporo osób było zainteresowanych, więc czemu nie. Sama lubię poczytać na ten temat, więc może ktoś z moich doświadczeń skorzysta. Mam włosy grube, gęste, a jeśli chodzi o porowatość – średniopory minus. Typ włosów to tak zwane wurly – czyli mieszanka fal i loków. Moje włosy bez stylizacji wyglądają tak jak na zdjęciu powyżej. Zaczynają się skręcać poniżej ucha, jedne w fale, drugie w loki, a część (zwłaszcza tych pod spodem) nie kręci się w ogóle.

W czym więc był problem? Otóż nie mogłam poradzić sobie z łupieżem. Nie był to jakiś okropny stan, nie miałam świądu, ale jednak ten łupież nie chciał zniknąć. Teraz już wiem, że skóra głowy nie dawała rady, ponieważ używałam szamponów z SLS i SLES – mocnymi detergentami, które zawiera większość produktów dostępnych w drogeriach.


Mycie

O równowadze PEH, która jest podstawą pielęgnacji we włosomaniactwie można pisać tomy. W skrócie: włosom należy dostarczać trzech grup składników: emolientów, protein i humektantów. Emolienty są potrzebne wszystkim włosom i stosuję je przy każdym myciu, jako zamknięcie pielęgnacji. Proteiny i humektanty to już kwestia indywidualna, metodą prób i błędów trzeba dobrać odpowiednią ilość do swoich włosów. Moje na przykład kochają proteiny i nigdy nie zdarzyło mi się przesadzić z ich ilością.

Myję włosy metodą OMO (Odżywka, Mycie, Odżywka). Pierwsze O – odżywka, której nie spłukuję, humektantowa albo proteinowa. Obecnie używam Garnier Botanic Therapy Hair Milk maski wzmacniającej z rycyną jako humektantu, a maska proteinowa to Total Repair od Revuele (dostępna w Hebe). Obie mi się sprawdzają, ale polecam zwłaszcza Revuele, która ma bardzo dobrą jakość i do tego nie kosztuje dużo. W cenie regularnej 15 zł i jest bardzo wydajna.

Pierwszego O nie spłukuję, tylko nakładam szampon. Używam metody kubeczkowej – spieniam szampon w naczyniu (ja używam opakowania po zużytej masce do włosów) i myję włosy otrzymaną w ten sposób pianą i roztworem. Jako że mam problemy z łupieżem, zawsze robię to dwa razy. Obecnie używam przeciwłupieżowego szamponu Antyhillis EcoBio z wyciągiem z szałwii i pokrzywy. Jest to łagodny produkt, bez mocnych detergentów. Gdy czuję, że włosy wymagają mocniejszego oczyszczenia, wybieram szampon Syoss Curls&Waves.

Jako drugie O zawsze używam odżywek emolientowych. Obecnie Barwy Octowej, która dobrze mi się sprawdza. Wcześniej miałam też maskę Kallosa w wersji bananowej i to jest maksymalna ekonomia, bo za litrowe opakowane zapłaciłam 10 zł na promocji, a i jakość jest niezła. A że emolienty stosuję przy każdym myciu, to idą jak woda. Najlepszą z dotychczas stosowanych przeze mnie odżywek tego typu była odżywka emolientowa do włosów średnioporowatych od OnlyBio. Dawała najbardziej spektakularne efekty miękkości i dociążenia.

Po zmyciu emolientów nakładam jeszcze odżywkę bez spłukiwania. Obecnie jest to Garnier Botanic Therpay, maska 3 w 1 z mlekiem kokosowym i olejkiem makadamia. Nie do końca mi się sprawdza, bo wygląda na to, że moje włosy nie lubią mleka kokosowego. Muszę bardzo uważać, by nie nałożyć za dużo, bo przyklap gotowy. Ale stosuję ją też przy stylizacji i tutaj sprawdza mi się bardzo dobrze. A jeżeli chodzi o moje ulubione odżywki bez spłukiwania to póki co są to Oleo-kremy od BioWax. Miałam już dwie wersje: Oleje indyjskie: moringa i tamanu oraz Oleje amazońskie: babassu i pequi i obie sprawdzały mi się wyśmienicie. Na pewno jeszcze do nich wrócę, będę też wypróbowywać inne z tej serii.

Wszystkie maski wczesuję grzebieniem o szeroko rozstawionych ząbkach. Wyjątkiem są proteiny – te wgniatam we włosy.

Olejowanie

Zabieg olejowania włosów robię raz w tygodniu. I uprzedzam od razu – to zabawa dla cierpliwych, bo nie przynosi od razu widocznych efektów. U siebie zagęszczenie i blask zauważyłam po 4/5 miesiącach od rozpoczęcia regularnego olejowania.

Moją ulubioną metodą włosów jest olejowanie na podkład. Na początek nakładam humektant – żel aloesowy, hydrolat różany lub nawilżającą odżywkę (polecam Nawilżający Bez od Anwen) i wczesuję we włosy grzebieniem o szeroko rozstawionych ząbkach. Na skórę głowy stosuję olejek musztardowy, który przyspiesza ich wzrost, a na długości olej do olejowania włosów średnioporowatych od OnlyBio i też wczesuję. Trzymam to na włosach 40 minut, po czym nakładam odżywkę bez silikonów, która ma za zadanie zemulgować olej (połączyć w jedną substancję olej i maskę). Do tego celu używam arganowej maski od Isany, wcześniej stosowałam Garnier Hair Food w wersji macadamia i obie polecam. Trzymam 30 minut, a potem myję dwa razy łagodnym szamponem. Obecnie to Petal Fresh Aloes i Cytryna. Dzięki temu mam pewność, że olej zostanie dokładnie zmyty z włosów.

Stylizacja, wcierki i inne dobra

Włosy stylizuję wtedy, kiedy chcę (i mam na to czas). W praktyce latem rzadziej, bo gorąco i najczęściej upinam je w luźne koczki. Moja stylizacja wygląda tak: na ociekające wodą włosy nakładam odżywkę bez spłukiwania i zaczynam ugniatać je rękami. Potem dodaję stylizator (żel Taft złoty lub krem do włosów kręconych od Nivea) i dalej ugniatam rękami, a potem bawełnianą koszulką. Sucharki zostawiam do wyschnięcia, a potem rozgniatam. Efekt widzicie na poniższym zdjęciu.


Po każdym myciu wcieram w skórę głowy wcierkę. Wybieram tylko takie bez alkoholu, a moją ulubioną, po której miałam prawdziwy wysyp nowych włosów, jest Henna i Amla od Sattvy. Obecnie używam wcierki stymulującej porost włosów od NaturalIme. Jest w porządku, ale nie daje tak spektakularnych efektów. Może dlatego, że producent rekomenduje codzienne stosowanie, a ja tego nie robię. Jeżeli chodzi o stosowanie wcierek, to bardzo polecam jeden przydatny gadżet – masażer do skóry głowy (zwany też grabkami). Aby zabezpieczyć końcówki stosuję silikonowe serum od Nacomi. Raz w tygodniu robię peeling skóry głowy. Produkt od OnlyBio uważam raczej za średni, lepiej wspominam rokitnikowy skrub od Natura Siberica.

Nawyki

Włosomaniactwo spowodowało, że zmieniłam też sporo swoich nawyków włosowych. Ręczniki frotte porzuciłam na rzecz tych z wiskozy bambusowej. Po myciu już nie trę włosów, tylko je wygniatam. Wymieniłam też szczotki. Po latach pożegnałam się z Tangle Teezerem na rzecz szczotki z naturalnym włosiem oraz biodegradowalnej bez żadnego włosia. Obie służą mi bardzo dobrze, z tym że naturalne włosie ma to do siebie, że szybko się brudzi i nawet mycie szczotki raz w tygodniu wydaje się za rzadkie. Porzuciłam też gumki z metalowymi elementami na rzecz delikatnych scrunchie.

Czy warto?

Jeżeli chodzi o kondycję włosów, na pewno warto, ale jest przy tym trochę zabawy i niełatwego dobierania najlepszych kosmetyków. Ale nawet jeżeli nie chcecie wchodzić we włosomaniactwo, warto zmienić niektóre szkodliwe dla włosów nawyki i poznać składniki zawarte w kosmetykach, które potencjalnie mogą im szkodzić.

Komentarze

  1. Ja od jakiegoś czasu próbuję dogadać się z moimi włosami, ale mam AZS i eksperymentowanie z kosmetykami może się u mnie skończyć długotrwałym leczeniem. Ale zmieniłam odżywkę na proteinową i szampony na łagodniejsze i w końcu pożegnałam się z poplątaymi włosami po myciu, także małymi kroczkami :D

    bardzo wartościowy post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      Przy AZS faktycznie eksperymentowanie jest bardzo trudne, ale jeżeli są efekty, to mam nadzieję, że będzie tylko lepiej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”