Tajemnice kosmicznych głębin – Jan Maszczyszyn „Necrolotum” (recenzja)
Alternatywna rzeczywistość, Australia, początek XX wieku. Ludzkość już wkroczyła w okres rewolucyjnych wynalazków, a niektórzy wizjonerzy wyruszyli nawet na podbój kosmosu. Jack de Waay jest cenionym specjalistą w dziedzinie kawitologii, tworzenia podziemnych przejść za pomocą topienia skał. Ów dżentelmen jest szczęśliwie zakochany w Abelii. Gdy jednak na jego drodze pojawia się profesor Ocearus Molier, życie Jacka wywraca się do góry nogami. Wyrusza w niezwykłą podróż, która będzie od niego wymagała nie lada poświęceń.
Necrolotum. Podmorskie Imperia. Morska opowieść fantastyczna Jana Maszczyszyna jest z pewnością powieścią specyficzną. Roi się w niej od ciekawych pomysłów. Sama koncepcja sieci wodnej umożliwiającej podróże w Układzie Słonecznym, a kto wie, może nie tylko, jest świetnym punktem wyjścia, i do tego wyjątkowo oryginalnym. Podobnie jak przekonanie, że ludzki gatunek popełnił błąd, wychodząc na ląd, gdy powinien pozostać w wodzie. Zresztą można to niedopatrzenie rozwiązać dzięki regresowi ewolucyjnemu, upodobnieniu ciała ludzkiego do morskich stworzeń. Kolejnym interesującym pomysłem jest włączenie w koncepcję Necrolotum legend o Atlantydzie i zaawansowanych wynalazkach ze starożytności jak słynny Mechanizm z Antykithiry rzekomo potwierdzających istnienie w odległej przeszłości rozwiniętej pradawnej cywilizacji. W pomyśle Maszczyszyna płynnie łączy się to z legendami o syrenach czy ningenach.
I o ile autor ma wiele ciekawych światotwórczych
pomysłów, to niestety nie idą one w parze z poprowadzeniem fabuły i kreacjami
postaci. Zdecydował się na napisanie książki w stylu Juliusza Verne’a. Jest więc
archaiczna stylizacja, z czym zazwyczaj nie mam problemów, zresztą w
dzieciństwie zaczytywałam się prozą Verne’a, ale w tym wydaniu jakoś wybitnie
mi to nie pasowało. Niby dzieje się sporo, ale akcja niespecjalnie wciąga. Dużo
istotnych wydarzeń rozgrywa się poza kadrem, a bohaterowie zamiast rozmawiać,
toczą ze sobą dysputy na różne naukowe tematy.
No właśnie, bohaterowie. To chyba największa bolączka Necrolotum. Jack de Waay jest postacią, o której tak naprawdę nie za bardzo wiem, co napisać. Molier czy Abelia mogliby wypaść ciekawiej, gdyby poświęcono więcej miejsca na ich perypetie i podbudowę psychologiczną. Przecież Abelia po traumie chyba powinna to jakoś przeżywać, a nie od razu z pasją rzucać się w wir naukowych badań. Za mało wiem o tych postaciach, by się przejmować ich losami. Główny zły też jest potraktowany po macoszemu. Ot, kolejny psychopata, który pragnie podbić świat. Tyle że dzięki Necrolotum ma szansę rozbudować imperium daleko poza Ziemię.
Sama idea niedoskonałości ludzkości, która mocno wybrzmiewa w powieści, jest interesująca. Dwa obozy, dwa odmienne poglądy na przyszłość.
Jak mawiał mój nieboszczyk brat, ludzkość od tysięcy lat wciąż w zaskakującym stopniu pozostaje niedojrzała. Niszczy i deprawuje wszystko, czego dotknie. Znajdzie sposób, by zniweczyć światy od milionów lat doskonałe (s. 310-311).
Z tą koncepcją i postacią profesora
Moliera mam jednak pewien problem. W powieści wyraźne jest przekonanie
arystokratycznych bohaterów o swej wyższości i pogarda dla klas niższych.
Akceptuję to jako element epoki u takich bohaterów jak szlachetnie urodzony
podróżnik, ale zgrzyta mi, gdy wizjoner i człowiek nauki wywodzi uczoną teorię
o pochodzeniu arystokracji od Atlantów, a całej reszty ludzkości z naturalnej
ewolucji.
Nie umiem jednoznacznie ocenić Necrolotum. Doceniam światotwórstwo, ale bohaterowie i fabuła są na zdecydowanie niższym poziomie. Decydujcie sami.
Wpis w ramach wyzwania Sylwki z bloga
Unserious.pl
– Polska fantastyka fajna jest
Autor: Jan
Maszczyszyn
Tytuł: Necrolotum
Wydawnictwo: Genius Creations
Liczba stron: 583
Data wydania: 2019
Raczej nie dla mnie. Trudno zagłębić się w świat, który zamieszkują nijacy bohaterowie. Przynajmniej na mnie działa to mocno odstraszająco.
OdpowiedzUsuńNiestety, masz rację. Szkoda, bo "Necrolotum" ma duży potencjał.
Usuń