Eric Frattini „Wodny labirynt”
Ogromny sukces „Kodu da Vinci” Dana
Browna wywołał istny urodzaj na książki podobnego typu. W ten nurt wpisuje się
też „Wodny labirynt” Erica Frattiniego. Jest i teoria spiskowa, sięgająca
początków chrześcijaństwa, i tajemnicza kościelna organizacja, wszechpotężna i
mordująca wszystkich, którzy nawet pomyślą o ujawnieniu prawdy, oraz para
głównych bohaterów, mężczyzna i kobieta, rozpaczliwie jej poszukująca.
Na
początek mamy kilka początków. Aleksandria, 68 r., umiera Judasz Iskariota,
który swemu uczniowi, Eliezerowi, dyktuje tekst, zwany potem „Ewangelią
Judasza”. Potem akcja przenosi się do roku 1955, do Egiptu. Trzech mężczyzn
odkrywa jaskinię, a w niej tajemniczy manuskrypt. 1981, Akka. Kobieta majaczy
coś w lochu. I to właśnie ona będzie główną bohaterką historii.
To
Afdera Brooks, młoda, piękna, inteligentna i bogata do granic niemożliwości
archeolog, która w spadku po babci, znanej i ekscentrycznej kolekcjonerce
sztuki otrzymuje stary manuskrypt. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, gdyż to
wiadomo od początku, że chodzi o „Ewangelię Judasza”. Afdera chce przetłumaczyć
i ujawnić tekst, na co nie zdobyła się jej babcia. Jej działania są od początku
śledzone przez Krąg Octogonus, tajną kościelną organizację, kierowaną przez
kardynała Lienarta. A ludzie mający cokolwiek wspólnego z manuskryptem szybko
żegnają się z tym światem.
Tak
w ogólnym zarysie prezentuje się intryga, jak widać, niezbyt oryginalna. Zresztą
Frattini popełnił w swej książce wiele grzechów i podobieństwo do innych dzieł
tego typu to chyba najmniejszy z nich. Autor z pewnością dobrze przygotował się
do napisania tej powieści, ale zapomniał, że nie wszystkim, co się wie na dany
temat, należy dzielić się z czytelnikiem. Nadgorliwość gorsza jest od faszyzmu.
Odbiorca dostaje szczegółowy opis wszystkiego – budowli, statków, osób. Gdy
pojawia się nowy bohater, autor serwuje nam historie jego życia, a potem, o
zgrozo, nawet losy jego przodków. Wygląda to trochę jak przepisywanie danych z
encyklopedii i zaburza tok akcji. Trup tu ściele się gęsto, ale jakoś tak
bezbarwnie, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało. Nie ma nawet śladu napięcia,
wszystko jest dość przewidywalne.
Kolejna
bolączka – bohaterowie. Jednowymiarowi, z góry wsadzeni przez autora do
określonej szufladki, a tym samym niewiarygodni i nie budzący żadnych emocji.
Najwyraźniej widać to na przykładzie Afdery. Jej relacje z Maksem – też
kompletna porażka. Jak można zaufać mężczyźnie, którego widziało się parę razy
w życiu i opowiadać mu wszystko (nawet przez telefon - a podsłuchy?) o sprawie,
którą należy zachować w najgłębszej tajemnicy?
Poza
tym obawy, że „Ewangelia Judasza” wstrząśnie Kościołem też jakoś mnie nie
przekonują. Zwłaszcza, że została wydana w Polsce i nikt się jakoś tym nie
przejął. Paranoja kręgu, na której oparta jest fabuła powieści, zahacza w
takiej sytuacji o śmieszność. Frattini przedstawił własną wersję zamachu na
papieża Jana Pawła II i też wypadła blado.
Nie
polecam „Wodnego labiryntu”. Ja się skusiłam, bo dostałam go w prezencie i od
jakiegoś czasu leżał na półce. Ale „Wodny labirynt” to nie wino – upływ czasu
nie wzmógł jego smaku.
Autor: Eric
Frattini
Tytuł: „Wodny
labirynt”
Wydawnictwo: Prószyński i S - ka
Liczba stron: 416
Data wydania: 2010
Komentarze
Prześlij komentarz