Od dziś kocham Wickhama - „Śmierć w Pemberley” („Death comes to Pemberley”)
Gdyby popularność powieści mierzyć
ekranizacjami i przedziwnymi wariacjami na jej temat, to „Duma i uprzedzenie”
Jane Austen nawet jeżeli nie wygra, to będzie w ściślej czołówce. Fenomen,
prawdziwy fenomen. Zachęcona dość pozytywnymi recenzjami i faktem, że to
produkcja BBC, sięgnęłam po „Śmierć w Pemberley”, mini serial opowiadający o
dalszych losach Elizabeth Bennet (teraz już Darcy) i Fitzwilliama Darcy’ego. Są
małżeństwem, dochowali się ślicznego synka i wiodą szczęśliwe życie. Taka
sielanka musiałaby wiać na kilometr nudą, a na to scenarzyści nie mogą przecież
pozwolić, gdyż widz zanudziłby się przy oglądaniu. Zakładając, że w ogóle
dotrwałby do końca. Zgodnie z tytułem, w
okolicy Pemberley dochodzi do morderstwa, o które zostaje oskarżony nie kto
inny jak naczelny mąciwoda z oryginalnej wersji – George Wickham. Skandal może
nie tylko zrujnować reputację Darcy’ego, ale i jego szczęście rodzinne.
Lizzie i Darcy
Ha, to musi być w tym wypadku kwestia
kluczowa. Kto tym razem zagrał słynną parę? Rolę Elizabeth powierzono Annie
Maxwell Martin i… jest to największa pomyłka w obsadzie. Nawet nie chodzi mi o
sam typ urody aktorki, który moim zdaniem do tej postaci nie pasuje, ale o sposób
jej przedstawienia. Znikła gdzieś żywiołowość, uśmiech i energia Lizzy. Została
smutna, zmęczona życiem kobieta, która wygląda o wiele starzej niż jej ekranowy
partner. Dobrze, że retrospekcji z wydarzeń znanych z „Dumy i uprzedzenia” jest
mało, bo tam owa dysproporcja aż kłuje w oczy. A tak możemy sobie wmawiać, że
to wcale nie jest Lizzy, nie wiadomo kto, ale nie Lizzy. Utkwił mi w pamięci
gest, gdy bohaterka umęczona życiem ociera spocone czoło. Zaiste, życie
małżeńskie jej nie służy.
Matthew Rhys jako pan Darcy prezentuje
się lepiej. Nie mam do niego większych zastrzeżeń. Jest trochę gburowaty, ale w
głębi duszy to czarujący angielski dżentelmen. Oddał tę dwoistość – i ja jestem
zadowolona.
Para, która skradła show – czyli Wickham
i Lydia
„Śmierć w Pemberley” ma jak dla mnie najlepszego
z dotychczasowych Wickhamów (i najprzystojniejszego). Matthew Goode w
kostiumach z epoki wygląda niemal tak dobrze jak w „Grze tajemnic”. Udowadnia
także, że jest po prostu niezłym aktorem. Wreszcie dostrzegłam w Wickhamie
głębię i niejednoznaczność, której brakowało mi w poprzednich wcieleniach. To
bohater wojenny, buntownik łamiący konwenanse, żyjący po swojemu. Oczywiście,
jego słabość do kobiet niesie nieraz przykre konsekwencje, ale z pewnością nie
jest to postać jednowymiarowa. P. D. James, autorka powieści, na podstawie
której powstał ten mini serial, była chyba wielbicielką Wickhama. Coś tak
podejrzewam.
U boku męża dzielnie trwa Lydia
(Jenna Coleman). Śliczna, roztrzepana kokietka, na bakier z manierami i konwenansami.
Jednak jak i w przypadku Wickhama, jej postać nabrała nieco głębi. To nie tylko
próżna osóbka, która chce się bawić. A do takiej, pełnej pustoty (Tytułem
wyjaśnienia – skąd sypię takimi archaizmami? – właśnie czytam nowy przekład
Lovecrafta, a tam o pustaci jest całkiem sporo) w kilku scenach Lydia dodaje
zadziwiającą dojrzałość i nad wyraz ostro (acz trafnie) osądza środowisko.
Pułkownik Fitzwilliam i Georgiana
Darcy
W sumie miało tu być o jednej
postaci, ale że tak już wszystko mi się w pary ułożyło, niech więc tak będzie.
Niestety, pułkownik Fitzwilliam, postać, która zawsze wydawała mi się
sympatyczniejszą, bardziej empatyczną wersją samego Darcy’ego, w tym serialu przeszła
największą przemianę w stosunku do pierwowzoru Jane Austen. Tom Ward jako
człowiek srogi i wyrachowany gra dobrze, ale i tak nie wybaczę scenarzystom, że
posłali go na ciemną stronę mocy. A w tym serialu spojrzenie i minę ma stokroć
groźniejszą niż sam Darcy.
Georgianę gra Eleanor Tomlinson,
znana mi z „Białej królowej”. Ostatnio zagrała w „Poldarku”, którego wszyscy
tak zachwalają, że także mam zamiar obejrzeć. Jak widać, chętnie ją angażują do
ról kostiumowych. Gra poprawnie, jest ładną dziewczyną. Nie mam zastrzeżeń.
Nie ma jak w domu…
Od razu urzekła mnie w tym serialu
jedna rzecz, zresztą z pewnością przemyślana i sprytnie adresowana do
wielbicieli „Dumy i uprzedzenia” z 1995 r. Otóż filmowe Pemberley „gra” to samo
miejsce, co w tej słynnej ekranizacji. Z tym, że ładniej sfilmowane i jeszcze
zdaje mi się, bogatsze. A to pewnie dlatego, że więcej czasu spędzamy w jego
wnętrzach, ogrodach i okolicach (a nawet zaglądamy do kuchni). Jest się czym
zachwycać. Zwłaszcza podobają mi się spacery państwa Darcy, którzy obgadują w
pięknych okolicznościach przyrody wszystkie swoje sprawy.
Klimat…
Zaczęło się jak w powieści gotyckiej.
Z lekka niesamowity nastrój, las, pustać (ha, nie czytam więcej Lovecrafta ;)),
nagrobek, a wreszcie duch i zemsta zza grobu. Szybko jednak zrezygnowano z tej
otoczki, by iść w stronę retro kryminału.
Ale nie oszukujmy się, większość
widzów (ja również) oglądnęło ten mini serial głównie ze względu na sentyment
do „Dumy i uprzedzenia”. W końcu miło od czasu do czasu wrócić do bohaterów i
miejsc, które się zna i lubi. Oczywiście, nie jest to dzieło wybitne, ale
pozwala miło spędzić kilka godzin, popatrzeć na piękne plenery i kostiumy (znak
rozpoznawczy BBC) oraz ujrzeć Wickhama w innym (zdecydowanie bardziej
korzystnym) świetle.
Komentarze
Prześlij komentarz