Nie jest łatwo być bohaterem – Jacek Łukawski „Grom i szkwał”
Uwaga. Recenzja zawiera spoilery do
pierwszego tomu.
Marcas i Arthorn dokonali rzeczy
bohaterskiej, ba, wręcz niemożliwej. Przeszli przez Martwicę, pokonali
rozliczne niebezpieczeństwa (nie zabrakło wśród nich nawet smoka) i jako jedyni
ocalali powrócili z ważnymi wieściami do Wondettel. Wydawało się, że wreszcie
czeka ich upragniony odpoczynek, laury dla bohaterów, lecz nic z tego. Stary król
zmarł, księżniczka Azure przepadła bez wieści, a wojska zdradzieckiego lorda
Aurissa szturmują królewski zamek. Garhard próbuje opanować chaos, a Arthorna
wysyła ponownie do Martwej Ziemi, bo wszystko wskazuje na to, że tam właśnie
jest Azure. Tyle że następczyni tronu ma własne plany.
Drugi tom Krainy Martwej Ziemi Jacka Łukawskiego zatytułowany Grom i szkwał zaczyna się w momencie, w
którym skończyła się akcja pierwszego. Pod
względem warsztatowym widać znaczną poprawę. Nie ma już przydługiego i nużącego
wstępu, jak w części pierwszej, lecz czytelnik od razu zostaje wrzucony w
wartką akcję. Styl też staje się bardziej dynamiczny, większą rolę odgrywają
dialogi.
Autor już w poprzedniej części
wplatał w fabułę nawiązania do znanych dzieł, ale tutaj robi to znacznie
lepiej, bo zamiast wtrąconych opowieści, są to epizody z życia bohaterów (jak
nowa wersja Czerwonego Kapturka czy Robin Hooda). Ale i tak najbardziej
ubawiłam się przy fragmencie o Pirógu i złocie (choć smoczy jeźdźcy też byli
zabawni). Ta wzmianka jest z jednej strony humorystyczna, a z drugiej naturalnie
wpleciona w opowieść.
Podobnie jak stwory rodem z mitologii słowiańskiej, które w Gromie i szkwale nie są tylko klimatyczną, ale jednak przede
wszystkim otoczką, lecz niektórzy z nich stają się pełnoprawnymi bohaterami,
jak pewien płanetnik czy czart. No i w tym tomie o czartach dowiadujemy się
więcej, z czego jestem zadowolona, bo pomysł na ich przedstawienie jest
przedni. Pojawiają się dwargowie, kolejna wariacja na temat krasnoludów, która
mnie osobiście mocno kojarzy się z karlakami Williamsa. To właśnie dwargom i
płanetnikom poświęca się w drugim tomie Krainy
Martwej Ziemi najwięcej miejsca i wychodzi to powieści na dobre, bo ich
zwyczaje i historie są bardzo ciekawe.
Grom i szkwał to także znaczne rozbudowanie dość jednak enigmatycznego świata
nakreślonego w pierwszej części. Łukawski powoli zaczyna odsłaniać karty,
wreszcie dowiemy się, kim jest Ona i tajemnicze Nife, i o co chodzi w
dotychczasowych zdarzeniach. Choć akurat nie jest to fantasy nastawione na
światotwórczość, więc te informacje udzielane są w małych dawkach, a niektóre
rzeczy trzeba sobie po prostu dopowiedzieć, bo część ludów występujących w Krainie Martwej Ziemi jest silnie
inspirowana tymi faktycznie istniejącymi – jak Dao czy Dorsal. Tym niemniej
zręby intrygi zaczynają się ujawniać, a w tej części pojawia się sporo
informacji o świecie, siłach nim kierujących, a wreszcie o starym mieczu
Arthorna, który oczywiście nie mógł być – i nie jest – zwykłą bronią. Czytelnik
wkracza trochę na salony tego świata – bliżej wielki polityki, intryg władców,
kłótni kapłańskich frakcji.
Pomyślał, że jego życie zdecydowanie zbyt często przypomina pieśń pijanego barda. Cholerne księżniczki, latające okręty, czarty, cudowne ocalenia, smoki, jaskinnicy… Krew, cierpienie i trupy. Do tego szaleństwo wzbierające z każdą chwilą jak gówno w miejskiej latrynie. Albo bogowie go przeklęli, wiodąc w te cuchnące odmęty, albo przeklęli cały świat. Nie był pewien, co byłoby lepsze (s. 246).
Owa różnorodność wiąże się w naturalny sposób z pokazywaniem wydarzeń z
punktu widzenia różnych postaci. Na pierwszym planie nadal pozostaje Arthorn,
wciąż otoczony mgiełką tajemniczości dzielny sługa Wondettel, ale coraz
częściej mający dość swoich obowiązków. A trzeba przyznać, że jego życiowa ścieżka nie jest różami
usłana. Na bardzo ważną postać wyrasta w tym tomie księżniczka Azure, która
jest bardzo charakterną (żeby nie powiedzieć - wredną) bohaterką. Ma swoje
plany i nikt nie będzie jej przeszkadzał w ich realizacji, a swój urok i
umiejętność ukrywania prawdziwych uczuć w oczekiwaniu na odpowiedni moment
używa jak śmiercionośnej broni. Ładnie rozwija się Auriss, zwłaszcza że dodano
mu taką przeciwwagę w postaci Salabesha.
Grom i szkwał Jacka Łukawskiego to kawał solidnej, rozrywkowej fantastyki, której
charakterystycznego smaku dodają nawiązania do słowiańskiej mitologii i typowe
dla tego cyklu mrugnięcia okiem do czytelnika. Jest to powieść, która unika błędów poprzedniczki,
lepiej napisana pod względem technicznym, fabularnie przemyślana, a do tego
pokazująca więcej istot i miejsc w Krainie Martwej Ziemi.
O książce możecie również przeczytać
na blogu:
Autor: Jacek Łukawski
Tytuł: Grom i szkwał
Cykl: Kraina Martwej Ziemi
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 400
Data wydania: 2017
Poczekam na propozycje książkowe z innego gatunku literackiego. 😊
OdpowiedzUsuńRozumiem ;)
Usuń