Andrzej Ziemiański „Miecz Orientu”

Andrzej Ziemiański to nazwisko dobrze znane fanom fantastyki, choćby z „Achai”. Gdy natrafiłam w bibliotece na „Miecz Orientu” pomyślałam, a co mi tam, może czas się znajdzie i przeczytam? No i czas się znalazł. II wojna światowa, a właściwie jej ostatnie akordy. Wszędzie chaos i zamieszanie. Marek Brener ucieka z obozu i wycieńczony pościgiem postanawia schronić się w… innym obozie, na który natknął się w lesie. Jak to przeczytałam, serce mi ostrzegawczo piknęło. Bo nie powiem, rozwiązanie dość karkołomne i niewiarygodne. Ale czytam dalej. Obóz zagubiony na odludziu wśród lasów jest jednak dość dziwnym miejscem. Więźniowie nie pracują (nie licząc szycia worków), szwendają się gdzie chcą i w ogóle nie widują strażników, z wyjątkiem chwil, gdy wpadają oni, by skatować więźnia trudniącego się handlem żywnością. Zresztą tylko jego. Atmo...