„Wikingowie” („Vikings”) – recenzja pierwszej części 5 sezonu
„Wikingowie” powrócili z piątym
sezonem, który podobnie jak poprzedni, został podzielony na dwie części liczące
po dziesięć odcinków. Na drugi akt będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, a na
razie podzielę się wrażeniami po obejrzeniu pierwszej odsłony.
Synowie
Ragnara dokonali zemsty za śmierć ojca. Królowie Ella i Egbert zginęli. Bjorn
postanawia wrócić do realizacji swoich marzeń i popłynąć na Morze Śródziemne.
Ubbe, Hvitserk i Ivar mają dowodzić wielką armią i wyegzekwować akt nadania
ziemi ofiarowany im przez króla Egberta. Cóż z tego, że jest on nieważny, gdyż
Egbert przekazał wcześniej koronę swojemu synowi? Wikingowie raczej nie
przejmują się takim drobiazgami.
Fabuła
piątego sezonu skupia się wokół działań synów Ragnara. Podobnie jak w
poprzedniej odsłonie najlepiej wypadają Bjorn i Ivar. Pokazanie jakże innej
kultury arabskiej i bizantyjskiej było powiewem świeżości w serialu. Niestety, ciekawy
i mający duży potencjał wątek został zaprzepaszczony przez zakończenie, które
było zupełnie bez ładu i składu. Tak jakby twórcy nie do końca wiedzieli, co
począć z wyprawą Bjorna na nieznane ziemie, a gdy zdali sobie z tego sprawę,
pospiesznie wpakowali go na okręt płynący z powrotem do Kattegat.
Dużym
plusem tego wątku było sparowanie Bjorna i Halfdana. Ten ostatni, grany przez
Jäspera Pääkkönnena, do tej pory tkwił w cieniu swojego brata, Haralda
Pięknowłosego. Gdy w końcu z niego wyszedł, okazał się całkiem ciekawym bohaterem.
Ivar
czyli Alex Høgh Andersen miał przejąć po Ragnarze Lodbroku schedę głównego
bohatera serialu. I tak się stało. Ivar jest postacią bardzo dobrze zagraną i
napisaną (no może pod koniec sezonu zdarzają się małe potknięcia, ale jeżeli
pytacie, czy sądzę, że Bjorn przechytrzył Ivara, to nie mam wątpliwości, że nie.
Bez Kości najwięcej skorzystałby na śmierci Haralda i jego postępowanie było
jak najbardziej celowe).
Ivar jest trochę taką
mroczniejszą wersją swego ojca, nastawioną tylko na prowadzenie walki i gry politycznej.
Zwykłe ludzkie pragnienia – posiadania rodziny i gospodarowania na kawałku
własnej ziemi – są mu zupełnie obce.
Jego
przeciwieństwem jest Ubbe (Jordan Patrick Smith), najstarszy syn Ragnara, który
jest z kolei bardziej dobrotliwą wersją ojca. Już na początku twórcy jasno
podkreślają, że Ubbe ma dość przemocy. Chce mieć dom, uprawiać ziemię i żyć w
spokoju. Nic dziwnego, że między nim a Ivarem dochodzi do ciągłych starć, w
których Ubbe stoi na straconej pozycji, gdyż to postać, której brak charyzmy.
Można o nim napisać niejedno, ale z pewnością nie to, że jest wytrawnym
politykiem (patrz: negocjacje z Anglosasami). Nie umie manipulować masami, tak
jak Ivar. I to ostatecznie prowadzi go do klęski.
Miałam
nadzieję, że po dość niespodziewanym rozdzieleniu nierozłącznych dotąd braci –
Ubbe i Hvitserka (Marco Ilsø) drugi z synów Ragnara stanie się wyrazistszy niż
w poprzednim sezonie. Niestety, to co udało się Halfdanowi, Hvitserkowi nie
wyszło. Jest to nadal postać tak bezbarwna, że czasem żałowałam, iż Ivar nie
pozbył się dwóch braci za jednym zamachem.
A
skoro o Halfdanie była mowa, to jeszcze kilka słów o drugim z braci, Haraldzie
(Peter Franzén). Co prawda, pożegnał kobietę, która popchnęła go do marzeń o
zostaniu królem Norwegii, ale raz powziętych ambicji się nie wyzbył. Jego
powrót do Kattegat nie jest jednak taki, jak by sobie życzył. Jak pamiętamy z
poprzedniego sezonu, Lagherta obroniła miasto i nie wita zbyt życzliwie Haralda
na swoich ziemiach. Co jest kolejnym istotnym konfliktem kształtującym fabułę
piątego sezonu „Wikingów”. Lagherta musi się bronić przed atakiem Haralda i
Ivara, który poprzysiągł zemstę za śmierć matki. W tym sezonie Pięknowłosemu
poświęcono więcej miejsca, pogłębiono charakterystykę tej postaci i z pewnością
była to właściwa ścieżka.
Floki,
Gustaf Skarsgård, jedna ze sztandarowych postaci serialu, w piątym sezonie
znacząco obniża loty. Jego pożegnanie z synami Ragnara było naprawdę
przejmujące. Nie widząc sensu dalszego życia po śmierci Helgi, Floki ruszył
samotnie na morską wyprawę. I tak sobie pomyślałam, że to właściwe zakończenie
historii czciciela dawnych bogów. A tu niespodzianka. Floki nie umarł, dopłynął
na Islandię, a co więcej, postanowił założyć tam kolonię.
Jest
to wątek pasujący do bazowych założeń serialu, który nie oglądając się na
realia historyczne, przedstawia wszystkie najważniejsze wydarzenia dla epoki
wikingów. A jednym z nich było skolonizowanie Islandii. I tak postać Flokiego,
budowniczego łodzi Ragnara, została połączona z Hrafna-Floki Vilgerdarsonem,
który jako pierwszy celowo dopłynął na Islandię, a co więcej, nadał wyspie to
miano. Pamiętacie kruki, które uparcie towarzyszyły serialowemu Flokiemu w jego
podróży? To kolejne nawiązanie do historycznej postaci, gdyż miano
„Hrafna-Floki” oznacza „Kruczego Flokiego”. Według legendy to właśnie trzy
kruki pozwoliły mu szczęśliwie dopłynąć do Islandii.
Pomysł
może i ciekawy, ale przez większą część czasu obłędnie wręcz nudny. Floki
zawsze był nośnikiem mistycznych nawiązań w „Wikingach”, co w tym sezonie
obróciło się na jego zgubę. Jest to kompletnie niestrawne, widać, że robione na
siłę, a nachalne odniesienia do Starego Testamentu wcale nie ulepszają tego
wątku. Ale był jeden moment, w którym naprawdę spodobał mi się pomysł
scenarzystów – gdy wizję nowego, idealnego społeczeństwa, które nie będzie już
rządzone przez zaklęte koło zemsty, przeplatają migawki z rzezi zgotowanej
sobie nawzajem przez synów Ragnara, walczących w imię zemsty właśnie. I to było
takie wykorzystanie symboliki, jakie chciałabym oglądać.
Sam
wątek wydaje się ostatecznie sprowadzać do tego, co napisałam na początku.
Ciekawe, czy scenarzyści zdecydują się na ten krok.
W
Anglii nie dzieje się dobrze. Na całej linii zawodzi biskup Heahmund czyli
Jonathan Rhys Meyers. Wiele sobie obiecywałam po tym bohaterze, gdy pojawił się
w zakończeniu czwartej serii, a tu klops. Nie dość, że zagrany okropnie, to
jeszcze postać zmieniająca strony jak rękawiczki. Żadnego psychologicznego prawdopodobieństwa,
charyzmy, celu. Największe rozczarowanie piątego sezonu.
Iskierką
nadziei dla tego wątku jest młody Alfred (Ferdia Walsh-Peelo), który prezentuje
nowe podejście do walki z najeźdźcami z Północy. W końcu bycie Alfredem Wielkim
zobowiązuje.
Pierwsza
odsłona piątego sezonu „Wikingów” kończy się spektakularnym finałem. To
konflikt, który nie tylko zmieni życie bohaterów, ale i cały świat. W
obsesyjnie wręcz powtarzanej frazie, że jest to starcie bratobójcze (i nie tylko
dlatego, że walczą ze sobą synowie Ragnara oraz Halfdan i Harald), słychać
wyraźnie echa słynnej pieśni „Eddy poetyckiej”.
Trup będzie ścielił się gęsto, z
kilkoma postaciami przyjdzie się pożegnać. Sposób pokazywania bitwy nie jest
typowy, ale ja jestem z tych, którym podoba się skupienie na znanych nam
bohaterach. Dzięki temu nie tracę ich z oczu w ferworze walki.
Podsumowując, pierwsza odsłona piątego
sezonu „Wikingów” jest nierówna. Ciekawie poprowadzone wątki niekiedy się rwą,
a te, które należałoby zakończyć, są kontynuowane. Oprócz świetnie wykreowanych
postaci mamy także kompletnie nieudane. Sceny walki i warstwa wizualna jak
zawsze na plus.
Najważniejsze pytanie na drugą odsłonę
piątego sezonu: Co kombinuje Rollo? Bo że coś kombinuje, to pewne.
Mnie rozczarował cały ten sezon. Właściwie im dalej, tym gorzej. O Bjornie napisałaś w punkt. To było takie bez sensu, wysłać go na wyprawę, a potem niech sobie ot tak wraca, bo nie wiadomo co z nim zrobić. Wątek z Flokim przeraźliwie nudny, też się z Tobą zgodzę. Właściwie zgodzę się ze wszystkim poza tym, że Ivar daje radę. Dla mnie nie daje rady, jest takim skrzywdzonym dzieckiem-psychopatą... :( Biskupa już w ogóle nie skomentuje... :D
OdpowiedzUsuńA ja tam lubię Ivara :) W sumie to on jest i skrzywdzonym dzieckiem, i psychopatą ;)
UsuńTak dobra recenzja, a ja nawet nie wiem, że taki serial istnieje! Co prawda nie interesuję się za bardzo serialami, ale ten zainteresował mnie. Bardzo dobry opis serialu. Dodaję bloga do obserwowanych.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/02/slammed-colleen-hoover.html
Moja druga połówka jest zafascynowana tym serialem mi nie do końca przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuń