Cień nad Osten Ard – Tad Wiliams „Smoczy tron”
Wszyscy myśleli, że John Prezbiter, pogromca
smoka, Władca Erkynlandu i Wielki Król całego Osten Ard, będzie żył wiecznie na
swoim zamku w Hayholt. Lecz nie jest to los pisany ludziom. Po wielu latach
panowania i pokoju stary król umiera, a na tronie zasiada jego starszy syn
Elias. Szybko okazuje się, że nie jest idealnym władcą. Nie dba o plagi
dotykające poddanych, a tych, którzy nie chcą płacić danin, wyrzyna w pień. Nic
dziwnego, że ludzie zwracają swe myśli ku drugiemu z królewskich synów, Josui.
Zwłaszcza, że u boku Eliasa trwa tajemniczy i budzący grozę kapłan Pryrates.
Na królewskim zamku w Hayholt dorasta
Simon. Chłopiec jest sierotą, dość niezdarnym i marzycielskim. Zamiast
wypełniać swoje obowiązki, buja w obłokach i przemierza różne zakamarki
budowli. Znika na długie godziny, więc niektórzy mówią o nim chłopiec-duch. Świetnym dostarczycielem
opowieści jest doktor Morgenes, roztargniony uczony, u którego Simon zostaje
pomocnikiem. Niespodziewanie gamoniowaty podkuchenny zostaje wciągnięty w wir
wielkich wydarzeń, od których zależy los całego Osten Ard.
Smoczy tron Tada Williamsa to pierwszy tom cyklu Pamięć,
Smutek i Cierń, który po raz pierwszy został wydany w 1988 roku. Trochę wody w rzece upłynęło od tego
czasu, pewne rozwiązania fabularne, które autor stosuje, są bardziej opatrzone
niż wtedy, ale muszę przyznać, że wcale mi to nie przeszkadza. Wydawca pisze na
okładce, że to książka dla fanów Tolkiena i ma rację. Williams korzysta z klisz
charakterystycznych dla fantasy, ale jego talent i styl pisania sprawiają, że wcale
nie miałam wrażenia wtórności. Niewielu jest autorów, którzy potrafią wzruszyć
snutą przez siebie opowieścią – dla mnie Tad Williams jest jednym z nich.
Powieść obraca się wokół dwóch
najbardziej klasycznych chyba klisz w fantasy. Pierwsza to wędrówka grupy
bohaterów, w czasie której spotykają oni wielu przerażających wrogów, ale i
niespodziewanych przyjaciół. Jest to także dla głównego bohatera, Simona,
podróż w dorosłość, która nie okazuje się tak pociągająca jak w marzeniach, a
zwycięstwo i triumf mają nieraz bardzo gorzki smak. Druga klisza to
poszukiwanie magicznych artefaktów – księgi oraz mieczy, od których zależą losy
świata. Jednak na szczęście Smoczy tron
oferuje znacznie więcej niż wypełnienie prostych podstawowych założeń. Dla Williamsa są bazą, wokół której buduje
niesamowity świat Osten Ard i czaruje słowami. Nie brakuje w nim pieśni i
starych historii, wielkich zwycięstw, ale także rzezi, cierpienia i smutku.
Do tego nie tworzy jednowymiarowych bohaterów, którzy łatwo daliby się wcisnąć
do szufladek. Nawet sam Ineluki, budzący grozę Król Burz, nie jest złem
wcielonym. Jego działanie ma swoje przyczyny i trudno odmówić mu prawa do
zemsty.
Imieniem Króla Burz określają strach w mrocznej Północy. Jest to imię z legend, którym straszy się albo czaruje. Mój mistrz czasem wspominał o tym, lecz wystarczyło tego, by mnie przestraszyć (s. 379).
Smoczy tron ma niesamowitą głębię. Już od zawiązania akcji, które swoją drogą jest
dość statyczne, dostajemy mnóstwo informacji o świecie, jego historii, różnych
ludach, które go zamieszkują bądź zamieszkiwały, ich obyczajach i religiach. Z początku wywołuje to lekki zamęt,
bo trzeba trochę rzeczy przyswoić, ale dzięki temu poczułam, że Osten Ard to
nie jest wydmuszka, lecz świat, który ma czytelnikowi naprawdę wiele do
zaoferowania. Do tego Williams ma
cudowny styl pisania i wyobraźnię. Potrafi zgrabnie poruszać się na cienkiej
granicy między pięknym, ale nie kwiecistym stylem. Dzięki temu wykreowane
przez niego Osten Ard żyje i głęboko zapada w pamięć.
Tworząc ludy zamieszkujące ten świat,
autor sięgnął do naszego świata – i tak Rimmersmeni przypominają wikingów,
Hernystirczycy Celtów, a Nabbańczycy Rzymian. Jednak, co bardzo mi się podoba,
nie jest to przepisywane jeden do jednego (to byłoby trochę za proste,
prawda?), ale te inspiracje są w rożny sposób miksowane. Weźmy na przykład
nawiązania do kultury i religii wikingów. Rimmersmeni, to oczywiste. Ale mamy
przecież też Nornów jako odłam Sithów, williamowskich elfów (do których jeszcze
wrócę), a Usires Aedon, wokół postaci którego zbudowana jest religia
przypominająca chrześcijaństwo, wisiał na drzewie dziewięć dni i nocy, co jest
z kolei nawiązaniem do samoofiary Odyna na drzewie Yggdrasill.
Smoczy tron to, jak przystało na powieść wyrastającą z tradycji tolkienowskiej,
opowieść o walce dobra ze złem. Ale w
przeciwieństwie do Śródziemia, Osten Ard jest bliższe naszemu światu, bardziej
realistyczne. A to
znaczy, że nawet ci główni źli – jak Król Burz – mają swoje racje, które łatwo
jest mi zrozumieć. Sam Elias także nie zamyka się w szufladce negatywnego
bohatera. Jest znacznie bardziej skomplikowany i niejednoznaczny.
Sithowie, elfowie w świecie Osten
Ard, nie przypominają dostojnych i szlachetnych elfów z Śródziemia. Są znacznie
bardziej odlegli człowiekowi i niezrozumiali, rządzący się własnymi prawami. A
historia ich upadku i odejścia nie jest łagodna, lecz pełna przemocy, wojen z
ludźmi i smutku.
Wszystko przeminęło. To był czas Lata dla mego ludu. Dawno już nastała dla nas Jesień… (…) Przeminęło. Ale Lato pozostanie tak długo, jak długo pozostaną wspomnienia. Nawet Zima przemija (s. 760).
Trolle też nie przypominają nieokrzesanych
i raczej stojących po stronie zła osobników, jacy dominują w fantasy. Binabik,
niespodziewany towarzysz podróży Simona, pochodzi z mroźnej Północy, jest mądry
i zaradny, a przy okazji potrafi rzucać magicznymi kośćmi.
Smoczy tron to
była naprawdę piękna podróż. I nie mam jeszcze zamiaru opuszczać Osten Ard.
Autor: Tad Williams
Tytuł: Smoczy tron
Tytuł oryginalny: The Dragonbone Chair
Cykl: Pamięć, Smutek i Cierń
Tłumaczenie:
Paweł Kruk
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 820
Data wydania: 2014
Dawno nie czytałam fantastyki, chętnie poznam tę powieść:)
OdpowiedzUsuńWarto, zresztą to klasyka gatunku :)
UsuńNazwisko jest mi znane i już niejeden fan polecał mi książki tego autora. Muszę się w końcu za nie zabrać :)
OdpowiedzUsuńJa też już od jakiegoś czasu słyszałam, że Wiliams jest świetny i w końcu zabrałam się za czytanie.
UsuńZ chęcią sięgnę po tę książk. Zbankrutuję przez tę fantastykę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Witaj w klubie ;)
UsuńFantastyka nie jest moim ulubionym gatunkiem, choć czytając ją, przeważnie mam szczęście i jestem zadowolona z lektury, może więc i na tę książkę się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeżeli lubisz fantasy w stylu Tolkiena, powinna ci się spodobać :)
Usuń>Williams korzysta z klisz charakterystycznych dla fantasy<
OdpowiedzUsuńTak i nie :D Z niektórych korzystał, ale inne sam tworzył - a kliszami się stały, bo po nim powielali to inni. Trzeba pamiętać, że Smoczy tron po raz pierwszy ukazał się w 1988 r., przed falą young adult. Wtedy wcale nie był powszechny np. motyw (jak to zwę) Wybrańca Gimbazy. Owszem, był już obecny (wszak Eddings z Belgariadą był wcześniej), ale wykorzystywany zdecydowanie rzadziej niż dziś.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo właśnie, i ja tak po latach postanowiłam nadrobić zaległości, bo wiele osób chwaliło Williamsa i porównywało do Tolkiena, a że ja Tolkiena uwielbiam, to koniecznie musiałam sprawdzić.
UsuńWybraniec Gimbazy - ładne określenie ;)
Już kiedyś słyszałam o tym autorze, może w końcu czas coś przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZa mną chodził kilka lat, ale w końcu się udało :)
Usuń