Fantastyka po radziecku – Arkadij i Borys Strugaccy „Piknik na skraju drogi”, „Ślimak na zboczu” (recenzja)

Dziś o klasyce literatury science fiction, tym razem radzieckiej – czyli twórczości braci Arkadija i Borysa Strugackich. Ich dzieła szybko zdobyły popularność, zachwycał się nimi sam Stanisław Lem (Piknik na skraju drogi, który czytałam, został opublikowany w serii Stanisław Lem poleca, to wydanie zawiera także napisane przez autora Solaris posłowie), a to zdecydowanie zobowiązuje. Najsłynniejsze dzieło braci Strugackich to Piknik na skraju drogi, na którego motywach oparty został film Andrieja Tarkowskiego Stalker, ukazała się też seria gier.

Piknik na skraju drogi

Trzynaście lat temu obcy odwiedzili Ziemię w sześciu przypadkowych miejscach obecnie nazywanych Strefami. Pozostawili po sobie mnóstwo zagadkowych, śmiertelnie niebezpiecznych i – jak łatwo się domyślić – niezwykle cennych przedmiotów. Ludzie szybko zagospodarowali Strefy, otoczyli je zabezpieczeniami, wojskiem i laboratoriami. Wykształcił się też nowy zawód – stalkera. To ludzie, którzy ryzykują własnym życiem nielegalnie wchodząc do Strefy, by wynieść z niej cenne artefakty. Akcja Pikniku na skraju drogi toczy się w jednej ze Stref, w miasteczku Harmont, a głównym bohaterem powieści jest Red Shoehart zwany Rudym. Za dnia laborant Międzynarodowego Instytutu Cywilizacji Pozaziemskich, a nocami stalker.

Tym, co pierwsze przykuwa uwagę w powieści Strugackich, jest sama koncepcja Strefy. Dziś się trochę opatrzyła, ale trzeba pamiętać, że Piknik na skraju drogi powstał w 1972 roku. To miejsce, gdzie nie obowiązują prawa fizyki, pełne niezwykłych zagrożeń, których ludzie nie rozumieją, a próbują jakoś nazwać – na przykład czarci pudding. Tutaj wszystko może okazać się śmiertelnie niebezpieczne, a sekunda nieuwagi skończyć wyjątkowo paskudnie. Mimo to, dla ludzi takich jak Red, Strefa jest czymś w rodzaju narkotyku. Nie umieją i nie chcą się od niej uwolnić, wyjechać. Potrzebują adrenaliny, nie chcą już spokojnego życia. Stalkerzy są w przedziwny sposób związani ze Strefą. Jest taka surrealistyczna scena, w której czytelnik trafia do mieszkania Reda. A w nim przebywa jego córka, cierpiąca na dziwną chorobę i coraz bardziej oddalająca się od człowieczeństwa oraz ojciec stalkera, a właściwie jego ożywiony trup. Bliscy Reda to anomalie Strefy, ale także część jego życia.

W Pikniku na skraju drogi Strugaccy przedstawiają swoje przemyślenia na temat obcych i ludzkości. O kosmitach w tej powieści nie wiadomo właściwie nic. Autorzy skupiają się na reakcjach ludzi na pozostałości Lądowania i przedstawiają teorie naukowców na ten temat. Jedna z nich zawarta jest w tytule powieści. Otóż kosmici na Ziemi byli niczym ludzie robiący piknik w lesie. Po imprezie odjeżdżają, zostawiając tony śmieci, których przeznaczenia mieszkańcy lasu – owady i zwierzęta – nijak nie potrafią odgadnąć. Tak samo jest z ludźmi, którzy nie rozumieją przeznaczenia przedmiotów znajdowanych w Strefie. Bawią się nimi jak dzieci, niekiedy udaje im się wykorzystać je do czegoś, ale o ich działaniu, a tym bardziej skopiowaniu nie ma mowy. Strugaccy kpią z antropocentryzmu i przekonania o wyjątkowości Ziemi i jej mieszkańców. Książki opisujące podbój naszej planety przez przybyszy z kosmosu jasno sugerują, że jesteśmy interesujący i wyjątkowi. Teoria pikniku na skraju drogi głosi coś skrajnie odmiennego. Rozmówca naukowca, który w książce przedstawia tę koncepcję, jest oburzony. Bo jakże to tak? Jak obcy mogliby nas nie zauważyć? Naukowiec uspokaja go więc, podając inne, lepiej świadczące o ludzkości teorie na temat Stref. A to że Lądowanie to wcale nie Lądowanie, a dopiero rozpoznanie przed nim, albo kosmici wcale nie odeszli, tylko ukrywają się i badają ludzkość. Jednak wybór tytułu powieści jasno mówi, jaki pogląd Strugaccy uważają za najbardziej prawdopodobny.

Piknik na skraju drogi poprzez opowieść o Lądowaniu obcych najwięcej mówi o ludzkości, która w ujęciu autorów nie jest niczym wyjątkowym, a co więcej nawet tak doniosłe wydarzenie nie jest w stanie jej zmienić. Ludzie adoptują się do nowych warunków, otaczają Strefy określoną aktywnością. Ciągną do nich niczym do wielkich miast w nadziei na lepsze życie i zdobycie majątku, a potem zostają kelnerami czy taksówkarzami.

Teraz już wiemy, że dla ludzkości, pojmowanej jako całość, Lądowanie przeszło w gruncie rzeczy bez śladu. Dla ludzkości zresztą wszystko mija bez śladu. Oczywiście, niewykluczone, że wyciągając na ślepo kasztany z tego ognia, koniec końców wyciągniemy coś takiego, co sprawi, że życie na naszej planecie stanie się w ogóle niemożliwe. To naturalnie będzie pech. Jednakże chyba zgodzisz się ze mną, że coś podobnego zagrażało ludzkości zawsze. (…) Widzisz, ja już dawno odwykłem od rozważań na temat ludzkości jako takiej. Ludzkość, pojmowana jako całość, jest zbyt stacjonarnym układem – nie ma sposobu, żeby ją ruszyć z miejsca (Piknik na skraju drogi, s.120).

Piknik na skraju drogi przybiera na koniec formę baśni. Red poszukuje w Strefie legendarnego artefaktu, Złotej Kuli spełniającej życzenia. By się do niej dostać, ktoś musi zginąć. Zakończenie powieści jest otwarte, każdy może je zinterpretować po swojemu. Trochę zaskoczyło mnie, gdy w posłowiu Lem zdradził, iż w rozmowie ze Strugackimi usłyszał, że zakończenie do baśni nie nawiązuje. Ale to tak na marginesie.

 


Ślimak na zboczu

Generalnie chodzi o Las. Przedziwny, niepojęty twór, który za nic ma prawa fizyki i w którym wszystko jest możliwe. Ubrania wyrastają jak rośliny, drzewa maszerują, a jeziora są pełne martwych kobiet. Ale w tym Lesie żyją także ludzie. A wśród nich Kandyd, który jako jedyny chce coś zmienić i wyrwać się z utartych kolein. Odejść do Miasta. Kandyd jest bowiem przybyszem z zewnątrz. Kiedyś należał do Zarządu – organizacji, która bada Las. Tam właśnie mieszka Pierec. Możliwość zbadania czegoś tak niezwykłego skłoniła go do podjęcia pracy w Zarządzie. Jednak rzeczywistość mocno rozminęła się z marzeniami i Pierec pragnie odejść, jednak nie jest to takie łatwe.

Oba wątki są luźno połączone, ale postaci Piereca i Kandyda wydają się analogiczne. Obaj zdecydowanie wyróżniają się wśród otaczających ich ludzi, pragną coś zmienić, co metaforycznie wyraża formuła wyruszenia w drogę. Obaj bohaterowie nieustannie drepczą w kółko, próbując ruszyć z miejsca. Ale poza tym i Pierec i Kandyd pragną jednak czegoś jeszcze innego – zrozumieć rzeczywistość, która ich otacza. Z tego powodu są skazani na samotność.

Żyję, widzę i nie rozumiem, żyję w świecie, który ktoś wymyślił, nie zadając sobie trudu, żeby go wyjaśnić mnie, a może nie tylko mnie, ale i sobie. Pragnienie zrozumienia, pomyślał nagle Pierec. Oto moja choroba – pragnienie zrozumienia (Ślimak na zboczu, s, 132).

Las jest przedziwny, niepojęty, obcy, a jednak bohaterowie przeczuwają, że rządzi się swoimi zasadami, których ludzie nie są w stanie pojąć. Jednak Zarząd, w którym pracuje Pierec, wcale nie jest mniej dziwny. Perypetie z biurokracją toną w oparach absurdu, przywodząc na myśl prozę Kafki i Bułhakowa. Strugaccy nawiązują tu do biurokracji radzieckiej, ale to trop już dość mocno dla współczesnego czytelnika niejasny. Innym jest imię Kandyd. Nieprzypadkowo bowiem takie samo nosi główny bohater najbardziej znanej filozoficznej opowiastki Woltera. Wolterowski Kandyd w trakcie swojej podróży porzucił optymistyczne poglądy. Wojny i nieszczęścia doprowadziły do tego, że wyrzekł się przekonania o celowości istnienia świata i porzucił swe idee na rzecz pracy dla samego siebie. Ta ścieżka wydaje się wspólna z Kandydem Strugackich. I on, gdy zaczyna rozumieć, co dzieje się w Lesie, odrzuca postęp, wielkie ideały i szumne hasła, wybiera życie tu i teraz, pracę w swoim ogródku, likwidując martwiaki.

Ślimak na zboczu to jedna z tych powieści, o których do końca nie wiem, co myśleć. Generalnie mi się podobało, ale jest to tak dziwne, pokręcone i psychodeliczne! Na moje oko nie da się jednak tego tekstu zinterpretować, a już na pewno nie w taki sposób, by interpretacja objęła całość powieści. Innym słowem, możliwości interpretacji jest wiele, ale żadna nie będzie w pełni zadowalająca, ponieważ Strugaccy nie dali w tekście klucza do rozwiązania zagadki. I tego mi właśnie w Ślimaku na zboczu trochę brakuje. Tej przysłowiowej kropki nad i, która pozwoliłaby wyczytać, o co autorom chodziło.

Wpis w ramach wyzwania Sylwki z bloga Unserious.pl – Przyzywam kosmitów z Unserious.pl. Czytamy książki, w których pojawiają się obcy. Szczegóły, link do strony wyzwania i moje postępy znajdziecie w zakładce Wyzwania.


Autor:  Arkadij i Borys Strugaccy        

Tytuł: Piknik na skraju drogi. Las

Tytuł oryginalny: Piknik na oboczinie. Les

Tłumaczenie: Irena Lewandowska  

Wydawnictwo: Literackie

Liczba stron: 289

Data wydania:  1977

 

Autor:  Arkadij i Borys Strugaccy       

Tytuł: Ślimak na zboczu

Tytuł oryginalny: Ulitka na sklone

Tłumaczenie: Irena Lewandowska  

Wydawnictwo: Alfa

Liczba stron: 256

Data wydania:  1985

Komentarze

  1. Kurde. Z jednej strony ja cięgle mówię, że boję się SF, potem czytam recenzje u ciebie i stwierdzam, że to książki brzmią mega spoko. A na koniec i tak wracam do punktu wyjścia i nie czytam SF, bo się go boje ><

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co bać, tylko spróbować - najwyżej rzucisz w kąt ;) Choć na początek przygody z science fiction to raczej Strugackich nie polecam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Mroczny świat elfów – Holly Black „Okrutny książę”