Gra o tron
Siedem rodzin szlacheckich walczy o panowanie nad
ziemiami krainy Westeros. Polityczne i seksualne intrygi są na porządku
dziennym. Pierwszorzędne role wiodą rodziny: Stark, Lannister i Baratheon.
Robert Baratheon, król Westeros, prosi swojego starego przyjaciela, Eddarda
Starka, aby służył jako jego główny doradca. Eddard, podejrzewając, że jego
poprzednik na tym stanowisku został zamordowany, przyjmuje propozycję, aby
dogłębnie zbadać sprawę. Okazuje się, że przejęcie tronu planuje kilka rodzin. Lannisterowie, familia
królowej, staje się podejrzana o podstępne knucie spisku. Po drugiej stronie
morza, pozbawieni władzy ostatni przedstawiciele poprzednio rządzącego rodu,
Targaryenów, również planują odzyskać kontrolę nad królestwem. Narastający
konflikt pomiędzy rodzinami, do którego włączają się również rody Greyjoy,
Tully, Arryn oraz Tyrell, prowadzi do wojny. W międzyczasie na dalekiej północy
budzi się starodawne zło. W chaosie pełnym walk i konfliktów tylko grupa
wyrzutków zwana Nocną Strażą stoi pomiędzy królestwem ludzi, a horrorem
kryjącym się poza nim.
Serial
„Gra o tron” to ekranizacja pierwszego tomu „Pieśni Ognia i Lodu” George’a R.
R. Martina. Fabuła skupia się właśnie na „grze o tron”, którą toczą między sobą
szlachetne rody. Intryga jest wielowątkowa, zbudowana z prawdziwie epickim
rozmachem, choć z serialu wycięto sceny bitew. Pewnie żeby nie nadwerężać
budżetu ;)
Gwiazdą
pierwszego sezonu jest niewątpliwie Sean Bean (znany choćby z roli Boromira we
„Władcy Pierścieni”) jako Eddard Stark. Bardzo przypadli mi też do gustu Peter
Dinklage (Tyrion Lannister), Maisie Williams (Arya Stark), Richard Madden (Robb
Stark) oraz Aidan Gillen (Petyr „Littlefinger” Baelish). Do pozostałych aktorów
nie mam większych zastrzeżeń, może z wyjątkiem Cersei z wiecznie skwaszoną miną
(Lena Headey) i jej brata – bliźniaka, wykreowanego na Kena (Jamie Lannister). A,
i nie podobał mi się Jason Momoa jako khal Drogo. Wciąż miałam w pamięci jego
rolę w „Staragte Atlantis” i po prostu mu nie uwierzyłam.
Serial
zrealizowano ze sporą starannością. Bardzo ładne plenery, widowiskowe ujęcia
Muru, Orlego Gniazda czy Królewskiej Przystani robią imponujące wrażenie. Fantastyki
za wiele nie zobaczyłam. Wilkory pokazywano rzadko i niewyraźnie, smoki
pojawiły się w finale, ale wszystko przed nimi, mam nadzieję.
Jednak
serial wyprodukowany przez HBO ma jedną sporą wadę. Został „napakowany” scenami
przeznaczonymi dla dorosłych. I to często widać, że upchanymi na siłę, bo dla
fabuły nie mają one większego (bądź nawet żadnego znaczenia). Dla jasności –
nie pojawiających się w książkowym oryginale. Jest wiele scen brutalnych. Mnie
do szczęścia naprawdę nie potrzeba widoku flaków wylewających się na zewnątrz i
zbliżeń na twarz człowieka krztuszącego się w agonii własną krwią. Ale nie
wierzę, że to się zmieni w następnym sezonie. Taka jest już charakterystyka
tasiemców produkowanych przez HBO, która odpowiada też za „Czystą krew” i
„Rzym”.
Po
„Władcy Pierścieni” oczekuję też, że po obejrzeniu sagi fantasy w głowie
zostanie mi wiele świetnych motywów muzycznych. A tu chyba doznałam największego
rozczarowania. Kompozytor (nazwę go tak z litości) Ramin Djawadi niby
zilustrował opowieść, ale w taki sposób, że nie pamiętam żadnego motywu, nic
nie utkwiło w mojej głowie. Przedsmak był już w czołówce, która powinna przykuwać uwagę,
a irytowała banalnością. Z serialu pamiętam tylko, że muzyka była przy wjeździe
króla Roberta do Winterfell i też tak przewidująca, że aż zęby bolą.
Mimo
to zachęcam wielbicieli fantasy (pełnoletnich, choć pewnie po recenzjach rzucą
się na niego wszyscy niepełnoletni, bo zakazany owoc smakuje najlepiej) do
obejrzenia. Ci, co nie znają książkowego pierwowzoru będą mieli dodatkową
frajdę z zaskakujących zwrotów akcji. Bo w „Grze o tron” nie ma miejsca na nudę
i oddech. No to czekam na drugi sezon, oddając się lekturze.
Zima
nadchodzi…
A mnie z kolei bardzo podobała się interpretacja khala Drogo, a już kompletnie zauroczyła mnie Daenerys, tak dokładnie sobie ją wyobrażałam, czytając książkę. Zupełnie za to w serialu nie wyszła im pierwsza scena miłosna pomiędzy Drogo a Dany, co do scen brutalnych, to nie wiem, bo dopiero jestem przy 4. odcinku, ale mnie również zniechęca zawsze nadmierne epatowanie okrucieństwem
OdpowiedzUsuńMnie Momoa już zawsze będzie się kojarzył z Rononem Dexem i nic tego nie zmieni. Do Dany nie mam zastrzeżeń.
OdpowiedzUsuńFakt, może scen brutalnych nie jest tak dużo, erotycznych z pewnością więcej, ale jak mówię, można było je zrealizować w inny sposób, a nie dręczyć wrażliwego widza zbliżeniami.
Co prawda najbardziej kibicowałam Starkom, ale Dany i Drogo byli fajni. Tyrion także mi się podobał.
OdpowiedzUsuńZima nadchodzi!
O tak, Starkowie rządzą.
OdpowiedzUsuńZima nadchodzi!