George R. R. Martin „Starcie Królów” – „Drzewa znowu mają oczy”
„Starcie królów” to drugi tom cyklu „Pieśń
Lodu i Ognia”, bezpośrednia kontynuacja wydarzeń zapoczątkowanych w „Grze o
tron”. Podobnie jak w pierwszym tomie narracja prowadzona jest z punktu
widzenia różnych bohaterów. Do postaci dzięki którym poznajemy świat dołączają
w tym tomie dwie nowe - Theon, który poprzednio był niezbyt rzucającym się w
oczy zakładnikiem na dworze Starków w Winterfell. W „Starciu królów” Theon postanowi
udowodnić, że wciąż jest godny miana następcy Lorda Żelaznych Wysp.
Drugi
z narratorów to zupełnie nowa postać – Davos, który o żeglowaniu wie wszystko, kiedyś
przemytnik, a teraz podniesiony do stanu rycerskiego z łaski Stannisa Baratheona.
W
Zachodnich Królestwach rozpoczyna się bezwzględna walka o władzę. Jest wielu
pretendentów do objęcia Żelaznego Tronu. Bracia zmarłego króla Roberta –
Stannis i Renly, którzy bynajmniej nie zamierzają walczyć wspólnie. Jest też
król Północy, Robb Stark oraz Joffrey, za którym stoi cała potęga rodu
Lannisterów. Wszystko zdaje się układać po myśli Stannisa, którego wspiera Melisandre,
kobieta w czerwieni, służąca Panu Światła. Akcja powoli zmierza ku wielkiemu
finałowi, który zmieni wszystko, a będzie to wielka bitwa o Królewską Przystań.
Świat
wykreowany przez G. R. R. Martina niewiele ma wspólnego z ideałami rycerskimi.
Tutaj „Life is brutal”, a kto da się uwieść kłamliwym opowieściom bardów, skończy
marnie (patrz – Sansa Stark). Brutalność świata pokrywa się z wulgarnością
języka. Uczuleni na tym punkcie powinni trzymać się z daleka. Ja nie jestem
uczulona, ale wydaje mi się, że momentami autor przesadza.
Magia
i elementy fantastyczne powoli uzyskują prawo bytu. Ci, którzy potrafią
patrzeć, widzą, że coś się zmienia. Choć niewielu wie o narodzinach smoków, magia
wraca do świata. Kończy się Lato, drzewa znów mają oczy, zaklęcia odzyskują
moc. To zwiastuje więcej elementów fantastyki w następnych tomach.
Istotne
stają się też kwestie wiary. Siedmiu i dawni bogowie Północy byli obecni już w
„Grze o tron”, ale gdzieś w oddali, jako element lokalnego kolorytu. Tymczasem
w „Starciu królów” Melisandre naprawdę dysponuje mocą, a Stannis czyni z wiary
w Pana Światła ważny element prowadzonej wojny. Walka o tron w jego przypadku
zaczyna mieć posmak religijny.
Cóż
mogę jeszcze dodać? Nie rozczarowałam się po pierwszym tomie. Mimo porażającej
objętości czyta się szybko i lekko. Oczywiście dalej najbardziej lubię Starków
– niepodzielnie Winter is coming! – ale coraz bardziej ciekawi mnie Tyrion,
chyba najbardziej charakterystyczna postać stworzona przez G. R. R. Martina. W
tym tomie pokaże nam niejedno swoje oblicze.
No cóż, czekam teraz z
czystym sumieniem na ekranizację „Starcia królów”, która na antenie HBO zagości
już od 2 kwietnia, i zabieram się za „Nawałnicę mieczy”.
Zima
nadchodzi!
A
dla niecierpliwych – zapowiedź drugiego sezonu serialu i polski plakat.
Autor: George
R. R. Martin
Tytuł: „Starcie
królów”
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 922
Data wydania: 2011
Jak to u nas mówią - rwie pape z dachu :)
OdpowiedzUsuńNie ma jak lokalny koloryt ;)
OdpowiedzUsuń