Snorri Kristjansson „Miecze dobrych ludzi”
Słabość do epoki historycznej może
nieraz zwieść na manowce. Od dawna interesuję się epoką wikingów (a właściwie
od kiedy w czeluściach rodzinnej biblioteki znalazłam „Sagę o jarlu Broniszu”
Władysława Grabskiego) więc staram się w miarę możliwości czytać nowości
związane z tym tematem. Dlatego nie mogłam oprzeć się „Mieczom dobrych ludzi”
Snorriego Kristjanssona. Na moje nieszczęście, zresztą, ale nie uprzedzajmy
faktów.
Jest
rok 996. Epoka wikingów w pełni. W Norwegii Olaf Tryggvason chrystianizuje
kraj, i to w ten mocno niechlubny sposób. Stara wiara, obyczaje i legendy wciąż
jednak trzymają się mocno, gotowe do walki na śmierć i życie. Ulfar i jego kuzyn
Geiri kończą dwuletnie wygnanie. Pozostało im do odwiedzenia tylko jedno
miejsce – Stenvik. I tam właśnie pakują się w sam środek wiatru historii. O
Stenvik zawalczą czciciele dawnych bogów pod nie byle jakim dowództwem, bo
samej Skuld – jednej z trzech sióstr – Norn strzegących jesionu Yggdrasill. Tu
natkną się też na niosącego nową wiarę króla Olafa Tryggvasona i jego armię. A
w samym mieście, między jego przywódcami aż kipi od emocji i skrywanych uraz.
Główna
wada „Mieczów dobrych ludzi” to poszatkowana fabuła. Zapewnie miało być jak w
„Grze o tron” – dużo bohaterów, dużo miejsc, kompletny obraz świata. Nie
wyszło. Czyta się źle i topornie. Akcja w ogóle nie ekscytuje. Jak zresztą ma
ekscytować, gdy jest jedna rozmowa, króciutka jak w streszczeniu lektury, i
zaraz dalej, następna notatka?
Kolejny
minus - bohaterowie – schematyczni do bólu i przewidywalni. Siłą Martina jest
wyrazistość bohaterów – tu tego nie znajdziemy. Niby coś robią, knują swoje
intrygi (według nich chytre – według mnie nie bardzo), ale wszystko to blade i
papierowe. I jeszcze ten trójkąt miłosny – uczucie obezwładniające jak grom z
jasnego nieba, mąż i porywacz z piekła rodem – litości, czy naprawdę nie można
było tego lepiej rozegrać?
Dobrym
pomysłem było przywołanie do świata Skuld, ale potencjał tkwiący w tym wątku
nie został wykorzystany. Złego wrażenia dopełnia zakończenie – Skuld, Norna i
olbrzymka powinna rozgnieść przeciwników bez żadnego problemu. Nie wspominając,
że przędzie ona nici przeszłości, a w wierzeniach wikingów nikt nie mógł oprzeć
się przeznaczeniu utkanemu przez Norny. Nawet bogowie, a co dopiero ludzie.
Dla zobrazowania sióstr Norn dwa obrazki. Ich wyobrażenie zaczerpnięte z mitologii
skandynawskiej:
A tu Skuld z mangi:
S.
Kristjansson ślizga się po powierzchni tematu, niby są wspomniane dawne
wierzenia, pojawiają się berserkowie, wikingowie rąbią toporami bez umiaru, ale
klimatu nie ma tu za grosz. Jestem bardzo rozczarowana. Odradzam. Nie
popełnijcie mego błędu. Ja Kristjanssona i jego twórczość będę omijać z daleka.
Autor: Snorri
Kristjansson
Tytuł: „Miecze
dobrych ludzi”
Tłumaczenie: Paweł
Laskowicz
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 350
Data wydania: 2014
Komentarze
Prześlij komentarz