Być zagadką, której nikt nie zdąży zgadnąć nim minie czas – Nathan Hill „Niksy”
Rok 2011. Życie Samuela Andersona
utknęło w martwym punkcie. Nie napisał powieści, która miała mu przynieść
sławę, a wszystko szło w dobrym kierunku – podpisał umowę na jej wydanie i
dostał zaliczkę, którą zresztą zdążył już wydać. Póki co wykłada literaturę na
niewielkim uniwersytecie w Chicago (studenci nie są zbytnio zainteresowani
przestarzałymi tekstami), a w wolnym czasie zamienia się w elfickiego rzezimieszka
Spryciarza w grze Elflandia. Jego
życie boleśnie naznaczyły dwa odejścia. Matka, Faye, zniknęła nagle i bez słowa
wyjaśnienia, stracił też ukochaną Bethany.
Tymczasem dochodzi do ataku (jeżeli
można tak nazywać obrzucenie garścią żwiru) na gubernatora Sheldona Packera. Okazuje
się, że odpowiedzialna za ten incydent jest matka Samuela, której ten nie
widział od dwudziestu lat. A media wyłapują kolejne smakowite kąski z jej
życiorysu (udział w protestach w Chicago w 1968 r. i aresztowanie za
prostytucję), uświadamiając bohaterowi, że tak naprawdę niewiele o niej
wiedział.
„Niksy” Natana Hilla są bardzo ciekawie skonstruowane. Znajdziemy w niej
bowiem aż trzy powieści, które z uwagi na to, że główny bohater jest pisarzem,
możemy potraktować nie tylko jako retrospekcje, ale trzy odrębne książki. Jedna to historia prawdziwa „zmory
gubernatora” (takim mianem media ochrzciły Faye) spisana przez jej syna. Drugą
jest opowiadanie, które uchyliło Samuelowi furtkę do świata wielkiej
literatury: czyli opowieść o upalnym lecie 1988 r. i relacji z parą bliźniaków
– Bishopem i Bethany. Trzecią są same „Niksy” traktowane jako całość. Był to
pomysł niełatwy w realizacji, ale Hillowi udało się wyjść z niego obronną ręką.
Narracja jest poprowadzona w taki
sposób, że stopniowo odkrywamy kolejne elementy przeszłości bohaterów i związki
między nimi, które w pełni ujawnią się dopiero w finale, udowadniając
Samuelowi, że jego życie było tylko grą pozorów, a on sam – manipulowaną przez
innych kukiełką.
Jak to zwykle bywa z książkami,
których bohaterami są pisarze, „Niksy” zawierają elementy autobiograficzne. Traktują
o literaturze przez duże „L” oraz typowo rozrywkowych dziełach bazujących na
chwilowym zainteresowaniu mediów, a pisanych przez ghostwriterów. I Samuel, i
Pwnage, od lat zabierają się do napisania genialnych powieści. Tyle że chcą to
zrobić nawet nie tyle dla pieniędzy i sławy, ale by pokazać kobietom, które
zniknęły z ich życia, że naprawdę są coś warci.
Poza tym „Niksy” to historia jednej
rodziny, przez pryzmat której obserwujemy największe problemy Ameryki – te
dawniejsze i te jak najbardziej współczesne. Hill przygląda się trudnym
relacjom rodzinnym i traumatycznym doświadczeniom, które warunkują całe
późniejsze życie. Kapitalne są fragmenty krytykujące system edukacyjny, a rozmowa
Samuela ze studentką Laurą to jedna z najlepszych scen całej powieści,
odsłaniająca miałkość współczesnej nauki, która ogranicza się tylko do
zdobywania punktów.
Nie mniej ciekawa jest postać
Pwnage’a, jednego z najlepszych graczy w Elflandii
i niespełnionego pisarza. Jego głowa jest pełna wielkich planów, ale wszelkie próby
wprowadzenia zmian (choćby przejścia na dietę i zrobienia zakupów w sklepie ze
zdrową żywnością) kończą się spektakularną katastrofą. Wybiera więc życie w
świecie wirtualnym, gdzie jest szanowany i podziwiany, a przede wszystkim
zauważany przez innych ludzi.
Nie brak w książce krytyki konsumpcjonizmu, który miał być lekiem na
egzystencjalne bolączki, ale zupełnie się nie sprawdza. Coraz to nowe
przedmioty, które reklamy wmuszają ludziom, nie przynoszą szczęścia. Zresztą trudno się cieszyć ze swego
stanu posiadania, gdy galopujący kryzys w jeden dzień potrafi obrócić wniwecz
pracę wielu lat. Ludzie są zwalniani z dnia na dzień, pieniądze odłożone na
emerytury topnieją, domy gwałtownie tracą na wartości, a raty kredytów rosną.
Mimo to wciąż nie brakuje osób, które
swoją wartość budują tylko i wyłącznie dzięki posiadanym pieniądzom, a
konkretniej – tym, co mogą za nie kupić. Bardzo wymowna jest scena, gdy Pwnage
maszeruje do sklepu ze zdrową żywnością. Sam fakt zakupienia modnych produktów jest
dla niego początkiem diety, a przy tym w swoim mniemaniu dołącza do modnych i
atrakcyjnych ludzi, jacy niewątpliwie kupują w sklepie 7-Eleven. Przynajmniej w
jego mniemaniu.
Pod ostrzałem znajdują się także media i dziennikarze, którzy
zafałszowują rzeczywistość nawet wtedy, gdy przekazują zwykłe relacje z
wydarzeń. Nie brak także odwołań do aktualnych konfliktów politycznych
trapiących Amerykę, wielkiego kryzysu gospodarczego, wojen w Wietnamie i Iraku.
Jak widać, łatwiejsze byłoby
napisanie o czym „Niksy” nie są, bo dotykają całego szeregu problemów. Ale przy
całej swojej wielowątkowości nie tracą z oczu głównej linii fabularnej – czyli
historii Samuela odkrywającego prawdę o swoim życiu i swojej rodzinie.
Posługując się terminologią zastosowaną przez Hilla, ludzi można klasyfikować
na cztery sposoby: jako zagadki, wrogów, przeszkody lub pułapki. Najkorzystniej
jest postrzegać w nich tajemnice. I tak
właśnie konstruuje autor większość swych bohaterów, a przede wszystkim Samuela,
Faye i jej ojca, Franka. Ich życie to zagadki, które rozwiązujemy krok po
kroku, by dopiero w finale powieści połączyć ze sobą wszystkie nitki.
Bo oprócz historii o Ameryce, „Niksy” są przede wszystkim opowieścią o
człowieku i dokonywaniu wyborów. Stąd wręcz obsesyjnie powraca pytanie – czy życie mogłoby
potoczyć się inaczej, gdyby podjęło się inne decyzje? Niestety, to nie
książeczka z serii Wybierz sobie przygodę,
w której można przewrócić kilka kartek do tyłu i zacząć wszystko od nowa, gdy
opowieść toczy się nie po naszej myśli. W życiu jest trudniej, ale nie znaczy
to, że nie warto próbować.
W „Niksach” najsłabiej wypada fantastyczna strona powieści. Tytułowe demony
wydają się dodane trochę na siłę i w sumie usunięcie ich z fabuły w zupełności
nie zmieniłoby biegu wydarzeń. Jest to o tyle irytujące, że po tytule spodziewałam się, że
odegrają większą rolę. Pomijam już milczeniem fakt, że mitologiczne niksy
niewiele mają wspólnego z tymi wykreowanymi przez Hilla, oprócz nazwy i
porywania nieostrożnych dzieci, by zatopić je w wodnych odmętach. Autor
proponuje nam jakąś hybrydę domowego skrzata, dis i fylgii skrzyżowanej ze
starogreckim fatum.
Podsumowując, „Niksy” Nathana Hilla
są bardzo ciekawą i wciągającą powieścią. Wiele
się z niej dowiemy o kondycji współczesnej Ameryki i zżerających ją problemach,
ale nade wszystko jest to historia o ludziach pragnących zwykłego, ludzkiego
szczęścia. Bohaterowie nie są ani dobrzy ani źli. Bo czy Charlie Brown, którego
łatwo byłoby przedstawić jako antagonistę, jest złym człowiekiem? Nie sądzę.
Zdarzyło mu się robić złe rzeczy, a to nie to samo. Jeżeli lubicie odkrywać
zagadki, które tkwią w człowieku, „Niksy” to zdecydowanie powieść dla was.
Autor: Nathan Hill
Tytuł: „Niksy”
Tytuł oryginalny: „The Nix”
Tłumaczenie: Jerzy
Kozłowski
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 862
Data wydania: 2017
Moje Niksy stoją na półce i czekają, aż nabiorą mocy urzędowej :-)
OdpowiedzUsuńTo chyba taki syndrom książkoholików :) Ale polecam, jak znajdziesz czas na taką cegiełkę, bo naprawdę warto.
UsuńZabieram się do mojego egzemplarza tak nieśmiało, że niedługo pokryje się kurzem ;) Dzięki Twojej bardzo ciekawej recenzji jest szansa, że wreszcie ulegnę i nastąpi pełna mobilizacja ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że zachęciłam do lektury. Warto :)
Usuń