W cieniu półksiężyca – Radosław Lewandowski „Kraina Proroka”
Erik Eriksson, młody wiking, syn
króla Szwecji i siostry Bolesława Chrobrego – Świętosławy, wraz z oddziałem
współplemieńców, na czele którego stoi Kolbjørn Krzywe Zęby, przebywa na
Półwyspie Iberyjskim. Wojownicy z Północy wplątali się w wojnę między chrześcijańskim
królestwem Leónu i Galicji oraz kalifatem Kordoby rządzonym przez Abd
ar-Rahmana. Jakby tego mało, zostają wmanewrowani w spisek mający na celu
obalenie władzy kalifa. A swoje interesy w tym rejonie ma także Bizancjum.
Młodemu Erikowi jest jeszcze
trudniej. Między jego rodem a rodem Kolbjørna, istnieje waśń, więc wódz
wypatruje okazji, by się go pozbyć. Czyhają też na niego inni wrogowie, o
których istnieniu nie ma pojęcia, a sam kalif składa mu niedwuznaczne
propozycje.
W czwartej części cyklu „Wikingowie” Radosława Lewandowskiego,
zatytułowanym „Kraina Proroka”, autor serwuje nam wartką historię o wikingach,
którzy tym razem zapuścili się na Półwysep Iberyjski i Sycylię. W poprzednich częściach mieliśmy
okazję zawitać między innymi do indiańskiego plemienia Beothuków, na Ruś i do
Bizancjum, w tym tomie opowieść koncentruje się wokół wyznawców Proroka. W intrydze nie brak mniejszych potyczek i
całkiem poważnych bitew, zdobywania miast, spisków oraz mniejszych i większych
układzików. Smaczku całości dodaje zawartość pewnych starożytnych tekstów oraz
jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic bizantyjskiego dworu. Jest zatem
wszystko, czego można oczekiwać w porządnej historii o wikingach. Ponadto
autorowi udało się uchwycić specyfikę wojowników, którzy, w przeciwieństwie do
chrześcijan czy Arabów, niespecjalnie przejmują się, pod czyim sztandarem
walczą. Zostali najęci przez chrześcijańskiego króla, potem gładko przeszli pod
rozkazy kalifa, by w końcu sprzymierzyć się z Bizancjum i chrześcijanami z
Sycylii. Ważne, by złoto się zgadzało, a zadowolony z ich wyczynów Odyn wpuścił
swe wierne sługi do Walhalli.
Choć dowódcą wyprawy był Kolbjørn, to
kluczowych decyzji nie podejmował samodzielnie. Zwoływał thing, na którym
wszyscy z drużyny mogli wyrazić swoje zdanie. Wódz musiał nieustannie
udowadniać swoją wartość poprzez odwagę w boju i zdobywanie bogatych łupów.
„Kto z was zaprzeczy, że mam wojenne szczęście?! (…) Kto się nie zgodzi ze słowami, że bogowie kochają Kolbjørna, syna Thjordmara i chętnie słuchają jego próśb?! (s. 305).
W przeciwnym wypadku szybko straciłby
popularność, a przy okazji i głowę. Wikingowie nie tolerują słabości.
Podobnie jak we wcześniejszych
tomach, Lewandowski postarał się o
pokazanie czytelnikowi czegoś więcej niż tylko świata wikingów, konfrontując
ich z innymi kulturami. Tym razem padło na przeżywający rozkwit świat arabski. Autor
przypomina fakt, o którym często się zapomina – że kiedyś to ich cywilizacja dominowała
nad zachodnią, jeżeli chodzi o postęp cywilizacyjny i rozwój nauk. Kordoba
olśniła swym bogactwem, przepychem i wielkością przybyszów z Północy. Nie zabrakło
także śmiesznych rodzajowych scenek. Na przykład po przybyciu do Kordoby
wikingowie zapragnęli skorzystać z łaźni, a wówczas zakłopotany szmaciany łeb
(takim mianem ochrzcili miejscowych) wyjaśnił, że właśnie ugasili pragnienie
wodą wypełniającą przeznaczony do takich celów basen.
Głównym bohaterem „Krainy Proroka”
jest młody Erik, który wyruszył na swoją pierwszą wyprawę. Niewiele jeszcze
widział, niewiele doświadczył, a młodzieńcze pragnienia i impulsy biorą górę
nad rozsądkiem. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wiedząc o niechęci Kolbjørna, otwarcie sprzeciwił się jego
rozkazom? Pierwsza wyprawa jest zatem prawdziwym chrztem bojowym, zdobyciem
nowych umiejętności, a także gorzkich życiowych doświadczeń, na czele ze stratą
i zdradą. Erik próbuje też zrozumieć kobiety, co, jak wiadomo, jest niezwykle
trudną sprawą.
Historia Erika sama w sobie nie jest zła. Sęk w tym, że stanowi część
większego cyklu. I tu zaczynają się schody. Jego wątek pojawił się w pierwszym tomie, a kolejne
dwa poświęcone były tylko Oddiemu Asgotssonowi. W „Krainie Proroka” widzimy go
tylko w króciutkim epizodzie. Ewidentnie zawiodła tutaj kompozycja. Wątku Erika
jest albo za dużo, albo za mało. Mógł być pełnoprawnym bohaterem poprzednich
części jak Oddi, lub pojawić się, ale jako postać drugoplanowa w losach
Asgotssona. Dlatego przecięcie wątków, w gruncie rzeczy logiczne i dość mocne,
z pewnością nie wybrzmiało z pełną siłą. Tym bardziej, że trudno tak naprawdę
powiedzieć, by autor domknął wszystkie wątki. Z pewnością nie Erika, który ma
przecież swoją wendetę do wypełnienia. A co z ukochaną Oddiego i jego towarzyszami?
To też pytania, na które nie poznałam odpowiedzi.
Nie mogę ocenić „Krainy Proroka” bez
spojrzenia na tę książkę przez pryzmat całego cyklu „Wikingowie”. I gdyby
potraktować tę historię indywidualnie, byłabym bardziej zadowolona, bo jest to
krwista, pełna intryg i bitew opowieść, lecz jako finał serii nie robi aż tak
dobrego wrażenia.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Wydawnictwu Akurat.
Autor: Radosław Lewandowski
Tytuł: „Kraina Proroka”
Cykl: „Wikingowie”
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 510
Data wydania: 2018
Mam w planach cały cykl, sprawdzę na własnej skórze pomysły Autora :)
OdpowiedzUsuńJest już komplet, więc można brać się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńCiekawy cykl się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz wikingowskie klimaty i powieści historyczne, polecam :)
Usuń