George R. R. Martin „Nawałnica mieczy” – „Gdy miecze się budzą, czas śpi”
„Nawałnica mieczy” to trzeci tom
cyklu „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R. R. Martina. W Polsce został on dodatkowo
podzielony na dwie części: „Stal i śnieg” oraz „Krew i złoto”. Dlaczego nie
wiem, choć podejrzewam, że być może wydawca nie chciał przekroczyć magicznej
liczby 1000 stron. A tak, trzeba dwa razy sięgnąć do portfela ;) Recenzja
dotyczy całości „Nawałnicy mieczy”, gdyż uważam, że nie ma sensu dzielić jej na
dwie części.
W
tym tomie pojawiają się nowi narratorzy, ale nie są oni nowymi postaciami. Głos
zabiera zatem Jaime Lannister oraz Samwell, nieporadny i tchórzliwy brat z
Nocnej Straży. Akcja dalej rozwija się wielotorowo. Gra o tron możnych rodów
przeplata się z perypetiami pojedynczych bohaterów. W „Starciu królów” walka
toczyła się raczej na polach bitew, w tym przenosi się do zamków wysokich
rodów, a orężem staje się małżeństwo. Broń, jak się okazuje, śmiertelnie niebezpieczna.
Jak stwierdził słusznie Tyrion, po opisie wesel w „Nawałnicy mieczy” zaczniecie
bać się własnego ślubu ;)
Bardzo
podoba mi się u Martina fakt, że nie pozwala swoim postaciom trwać w miejscu.
Oni się zmieniają, nie jest tak, że wydarzenia nie wywierają na nich żadnego
wpływu. Otrzepują buty i idą dalej, jakby nic się nie stało. Tu jest inaczej. To
sprawia, że moja sympatia do Tyriona, która pojawiała się w trakcie lektury
poprzedniego tomu, narasta, ale to jeszcze nic. O zgrozo, polubiłam także
Jaimie’ego. Jeszcze trochę, a przeniosę się z obozu Starków do Lannisterów.
Żartowałam ;)
Tak
jak podejrzewałam, kontekst religijny zaczyna mieć większe znaczenie. Pojawia
się bowiem nieśmiało konflikt między dwoma bogami. Odwieczne dobro i zło. R’hllor,
Pan Światła, Serce Ognia, Bóg Płomieni i Cienia po jednej stronie, a po drugiej
Wielki Inny, którego imienia się nie wymawia, Pan Ciemności, Dusza Lodu, Bóg
Nocy i Strachu, po drugiej. Oto prawdziwa wojna. Zresztą R’hllor wspiera nie
tylko Melisandre, ale jego moc zaczyna sięgać gdzie indziej, do zapomnianego
bractwa Berica Dondarriona.
Zakończenie
tomu naprawdę wbija w fotel i powoduje wzmożony apetyt na kolejną część.
Tytułem zakończenia napiszę krótko coś, czego czytelnicy przed lekturą
„Nawałnicy mieczy” absolutnie czytać nie powinni, bo niespodzianki nie będzie.
No to tak: kocham babcię Margaery Tyrell. Jak można było uśmiercić Robba? I czy
jakiś Stark w ogóle dożyje do końca? (W jednym kawałku, oczywiście) – zadaję
sobie to pytanie. Dlaczego musiał zginąć książę Oberyn? Polubiłam tę Czerwoną
Żmiję ;) A, i dobrze tak Joffrey’owi. Strasznie zapracowana ostatnio kostucha w
Siedmiu Królestwach.
Zima nadchodzi!
PS. U mnie to nie hasło, a
rzeczywistość.
Autor: George
R. R. Martin
Tytuł: „Nawałnica
mieczy” t. 1. – Stal i Śnieg, t. 2 – „Krew i Złoto”
Wydawnictwo: Zysk i S - ka
Liczba stron: 608, 574
Data wydania: 2011
Powiem lakonicznie - książki Martina rwą papę z dachu, wciskają czytelnika w fotel, wciągają jak bagna po deszczu i sprawiają, że ma się chęć złapać jakiś item i pobiec walczyć pod odpowiednim znakiem niezaleźnie czy to wilkor, czy smok, czy lew
OdpowiedzUsuńW istocie było lakonicznie ;) Ale nie mów, sztandar też ma znaczenie.
OdpowiedzUsuń