Rodzina Borgiów (The Borgias)
Nazwisko Borgia jest
owiane szczególnie złą sławą. Fakt, że w ich watykańskich apartamentach nikt
nie mieszkał przez stulecia, co najwyżej wykorzystywano je jako toalety, mówi
sam za siebie. Borgiów oskarżano o najgorsze grzechy. Rodrigo (papieża
Aleksandra VI) nawet o podpisanie kontaktu z diabłem. Ową mroczną legendę
postanowili wykorzystać twórcy serialu historycznego „Rodzina Borgiów”, który
miał przyciągnąć przed telewizory „osieroconych” fanów „Dynastii Tudorów”.
Akcja rozpoczyna się w
momencie, gdy Rodrigo (Jeremy Irons) najzwyczajniej w świecie kupuje godność
papieską. Pomaga mu w tym syn Cezar (François Arnaud). To jedno z czterech
dzieci papieża, zrodzonych z nieprawego związku z długoletnią kochanką Vanozzą
Cattanei (Joanne Whalley). Rodrigo zresztą wszystko doskonale zaplanował. Cezar
jest kardynałem, drugi syn, Juan (David Oakes) dowódcą wojsk papieskich, a
małżeństwa córki Lukrecji (Holliday Grainger) i najmłodszego syna Jofre (Aidan
Alexander) służą umocnieniu wpływów papiestwa. Aleksander VI nie grzeszy bowiem
zbytnią pobożnością i jawnie żyje z najpiękniejszą w cały Rzymie Giulią
Farnesse (Lotte Verbeek).
Akcja ogniskuje się
oczywiście wokół walki o władzę, którą Borgiowie toczą z innymi wysokimi rodami
Włoch, a swoje trzy grosze wtrącają też Francuzi. W szczęśliwiej i zgodnej (na
początku) rodzinie dochodzi do coraz większych tarć. I tu pozwolę sobie na
wymienienie ogromnej zalety tego serialu – obsady. Jeremy Irons w roli
Aleksandra VI jest znakomity. I ten jego głos – absolutnie nie polecam wersji z
lektorem. Irons stworzył postać niejednoznaczną, z jednej strony pławiącą się w
luksusie i rozpuście, ale należy pamiętać, że w renesansie takich dostojników kościelnych,
ba, nawet papieży było wielu. Co w dzisiejszych, określanych często jako
rozwiązłe, czasach mimo wszystko jest nie do pomyślenia. Ale Borgia to także
mecenas sztuki, walczący o polepszenie doli najuboższych. Cóż w tym zresztą
dziwnego, że stara się za wszelką cenę chronić swoją rodzinę? W jego przypadku
przegrana oznacza dla najbliższych jeśli nie śmierć, to z pewnością wygnanie.
U boku ojca dzielnie
trzyma się David Oakes, który zwrócił moją uwagę już w „Filarach ziemi”. Tu gra
równie niesympatyczną postać, ale jest bardzo przekonywujący. Że już nie
wspomnę jak wygląda ;
Miłym zaskoczeniem okazał
się dla mnie aktor, którego zupełnie wcześniej nie kojarzyłam - François Arnaud jako Cezary Borgia. Nieodrodny
synalek tatusia powoli dojrzewa do tego, by stać się takim, jakim zapamięta go
historia.
Zaskoczyła mnie Lukrecja
– zupełnie nie taka, jaką kojarzyłam z legendy Borgiów. Zamiast rozpustnej i
zbrodniczej niewiasty zobaczyłam nieśmiałe i naiwne dziewczę. A jej serialowe
losy w dużej mierze wyjaśniają, dlaczego w jej życiu pojawiła się chęć
zabijania i zdrady. Mogę nawet napisać, że zaczęłam ją rozumieć.
Cieszę się też z powrotu
dawnej przeze mnie nie widzianej Joanne Whalley.
Scenografia także
prezentuje się dobrze. Zwłaszcza suknie kobiet, co ja poradzę, że zawsze
zwracam na to uwagę? Wnętrza są jak najbardziej smakowite, trochę gorzej z tym,
co na zewnątrz. Widać ograniczenia budżetowe. Pewnie dlatego zrezygnowano także
z bitew. Na szczęście twórcy nie epatują okrucieństwem, co w serialu o tak
krwawej rodzince łatwo mogło się przytrafić. Może nawet więcej w serialu seksu
niż śmierci, ale nie jestem pewna, nie przeliczałam na minuty. Ale cóż,
Borgiowie świętoszkami nie byli.
Podoba mi się też muzyka
(napisał ją Trevor Morris, ten sam co do „Filarów ziemi”) i czołówka, ciekawe
połączenie fresków i obrazów z migawkami z serialu. Jednym słowem – dobra
robota i cieszę się, że będzie trzeci sezon.
Scenariusz: Neil Jordan, Michael
Hist.
Muzyka: Trevor Morris
Zdjęcia: Paul Sarossy
Komentarze
Prześlij komentarz