Miłość zapisana na wodzie - „Jaśniejsza od gwiazd” („Bright Star”) 2009
Moje pierwsze zetknięcie
z twórczością Johna Keatsa było przypadkowe. I dokonało się – tym razem
klasycznie, choć nie do końca – przez literaturę. Chodzi oczywiście o
recenzowany już na tym blogu „Hyperion” Dana Simmonsa, który był inspirowany
twórczością Johna Keatsa. Tak że przed obejrzeniem filmu miałam pojęcie
(mgliste) kto zacz. Ale po kolei.
„Jaśniejsza od gwiazd” to
film wyreżyserowany przez Jane Campion, która ma na koncie taki hit jak
„Fortepian”. Osią fabuły jest miłość romantycznego angielskiego poety Johna
Keatsa i Fanny Brawne. Miłość jak przystało na epokę wszechogarniająca,
niezwykła, łamiąca wszelkie konwenanse i – co dość nietypowe dla współczesnego
kina - platoniczna. Do tego doprawiona nutką tragizmu i cieniem śmierci. Tyleż
jest to bowiem opowieść o miłości, co o śmierci.
Można traktować
„Jaśniejszą od gwiazd” jako film biograficzny, gdyż Fanny Brawne rzeczywiście
była muzą Keatsa. Ważnym zapisem tej miłości jest poezja, choćby piękny sonet,
od którego wziął tytuł film.
Jane
Campion korzystała także z zachowanych listów Keatsa i Fanny, ale pokazała
historię ich związku z kobiecego punktu widzenia. Na ekranie to Fanny gra
pierwsze skrzypce, to w jej orbitę wchodzi młody poeta. Muzę Keatsa w bardzo
przekonujący sposób zagrała Abby Cornish. Na początku rzeczywiście była to
„białogłowa – pustogłowa” pochłonięta dwoma życiowymi pasjami jak najbardziej
właściwymi dla młodej damy w tamtych czasach – filtrowaniem z mężczyznami (no
bo przecież uboga, ładna dziewczyna powinna znaleźć sobie męża z odpowiednim
dochodem i pozycją) i modą. Fanny uwielbiała wymyślać, szyć i nosić stroje,
jakich nikt jeszcze nie miał. Właściwie na tym skupiało się jej życie. Dopiero
pod wpływem miłości do Keatsa, uczucia, którego przez długi czas nie potrafiła
nawet nazwać, przeszła przemianę.
Ben Whishaw urodził się
chyba po to, by grać poetów i szaleńców. W sumie jak się zastanowić od jednego
do drugiego całkiem niedaleka droga ;) Zapadł mi w pamięć jako Ryszard II z
„Hollow Crown”, a w roli Keatsa spisał się nie gorzej. Nadwrażliwy, zupełnie
niezaradny życiowo, pogubiony w realnym świecie, bez perspektyw i majątku,
poeta, którego nikt nie chce czytać – wszystkie te emocje Whishaw udanie
przełożył na ekran. Jego Keats jest romantyczny do szpiku kości, biedny,
chuderlawy, a mimo to pełen twórczego zapału. Lubi wyjść na drzewo i patrzeć w
niebo…
Kontrapunktem dla
romantycznej pary głównych bohaterów jest głos zdrowego rozsądku – Paul
Schneider w roli Charlesa Armitage Browna. Też poeta, ale o zadziwiająco
praktycznym podejściu do życia. W filmie przypadła mu rola „strażnika” Keatsa,
któremu bardzo się nie podoba jego uczucie do Fanny. Brown uważa ją za nic
niewartą kokietkę.
„Jaśniejsza od gwiazd” to
opowieść o miłości splecionej ze śmiercią. Ona od zawsze towarzyszyła Fanny.
Najpierw straciła ojca, potem brata Keatsa, a w końcu jego samego. Dlatego tak
ważna wydaje się dla tego filmu maksyma „Carpe diem”. Szczęście jest ulotne,
krótkie jak życie motyla, ale i piękne. Świetnie oddaje to trochę
surrealistyczna scena, gdy Fanny i jej rodzeństwo zbierają i zamykają w pokoju
motyle. Przez chwilę oszałamiają pokój swą urodą, by zaraz potem zakończyć
życie.
Także sposób obrazowania
podkreśla celebrację chwili - niespieszne, przedłużone ujęcia, skupienie na
niezbyt istotnych detalach. Piękno jest wszędzie – to podkreślają kolejne nasycone
kolorem ujęcia. Niektóre wyglądają jak żywcem wyjęte z obrazów. Wrażenie
potęgują kostiumy – oczywiście bryluje w nich trendsetterka swoich czasów –
Fanny. Są piękne, kolorowe, a w połączeniu z sielskimi krajobrazami – bajeczne.
Film Jane Campion nie
jest wbrew pozorom historią w stylu Jane Austen, choć mogłoby się tak wydawać
na pierwszy rzut oka. Jest o wiele „cięższy”, mniej komercyjny. Przedstawia
historię miłości niemożliwej, naznaczonej od początku do końca cieniem śmierci,
którą przeżył „ten, którego imię zapisano na wodzie” (epitafium na nagrobku
Johna Keatsa).
Oglądałam "Jaśniejszą od gwiazd" i bardzo mi się podobała, uwielbiam filmy brytyjskie, które są powiązane z literaturą. I choć Keatsa nie znam zbyt dobrze, to zachwycałam się podejściem do tematu, strojami, samą postacią Fanny.
OdpowiedzUsuńJa też - jak widać po blogowych recenzjach - mam słabość do brytyjskich produkcji, zwłaszcza kostiumowych. Poezji Keatsa nie znam niemal w ogóle, ale film broni się sam. Zgadzam się, że Fanny i stroje to niebagatelna zaleta - zresztą zawsze zwracam uwagę na te rzeczy. W końcu jestem kobietą :)
OdpowiedzUsuń