5 powodów dla których warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”) plus kilka uwag o dziesiątym sezonie
Dziś wpis jubileuszowy, będzie w nim dużo okrągłych liczb ;)
Dziesiąty sezon „Supernatural”, dwusetny odcinek… Wbrew krążącym plotkom ta seria
nie okazała się ostatnią, gdyż niebawem bracia Winchester powrócą. A zatem:
5 powodów dla których
warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”). Kolejność absolutnie
przypadkowa.
1. Aktorzy – Nie ma co się oszukiwać,
to w dużej mierze oni decydują o sukcesie. Tak się jakoś składa, że po pewnym
czasie wielu aktorów odchodzi z serialu, który przyniósł im popularność i
próbuje swoich sił gdzie indziej. Czy ktoś wyobraża sobie „Supernatural” bez
Jareda Padaleckiego i Jensena Acklesa w roli Sama i Deana Winchesterów? Ja na
pewno nie. I cieszę się, że oni po dziesięciu sezonach wspólnego grania nie
zamierzają uciekać. Na ekranie widać, że po prostu zwyczajnie się lubią i to
fajnie przekłada się na filmowe relacje braci.
Kolejną
niezastąpioną postacią jest Misha Collins w roli anioła Castiela. Od kiedy
pojawił się w serialu miałam okazję ujrzeć wiele jego twarzy, był już tym złym,
nawet bogiem, ale zawsze wypadał równie dobrze. Bez jego beżowego trenczu
„Supernatural” nie byłby taki sam ;)
Podobnie
jak bez Marka Shepparda w roli Króla Piekieł Crowley’a. Brytyjski akcent,
świetnie skrojony garnitur i cięta riposta – czegóż można chcieć więcej? W 10
sezonie trochę złagodniał, ale jak trzeba było, zebrał się w sobie i jego oczy
na nowo zapłonęły czerwienią.
Ta
czwórka aktorów to oczywiście nie wszyscy, którzy decydują o wyjątkowości tego
serialu. Wspomnę jeszcze mojego ulubionego bohatera, który nie dotrwał niestety
do czasu obecnego. Choć, jak to ujął Dean, śmierć w ich pracy nie zawsze bywa
pożegnaniem, więc może kiedyś wróci.
Chodzi
o Richarda Speighta Jr., który genialnie wcielił się w postać archanioła
Gabriela. W jego postaci świetnie widać typowe dla „Supernatural” żonglowanie elementami
różnych religii i mitologii. Gabriel ukrył się bowiem na ziemi pod postacią…
nordyckiego boga Lokiego. Jest tricksterem, archetypowym przedstawieniem boga
kłamcy i przechery. A zatem kradnie, kłamie, oszukuje, zwodzi, ale także
potrafi zadrwić z siebie i innych. I wszystkie te cechy oddał Richard Speight
Jr z szelmowskim uśmiechem i wdziękiem.
2. Najważniejsza jest rodzina –
„Supernatural” to przede wszystkim serial o braterskiej więzi. Winchesterowie
może i kłócą się na potęgę, ale zrobią dla siebie wszystko, bez wahania oddadzą
życie, zawrą pakt z samym diabłem, nie oglądając się na konsekwencje. A przy
tym mają świadomość, że rodzina to nie tylko banalna nazwa osób związanych
więzami krwi.
3. Szacunek dla fanów – żaden serial
bez fanów nie istnieje i nie ma szans przetrwać. Twórcy „Supernatural”
doskonale o tym wiedzą. Teraz standardem są konta gwiazd na portalach
społecznościowych, ale nie o to mi chodzi. Ten serial jak żaden inny podjął grę
z własną fabułą. Kapitalny pod tym względem był odcinek „French Mistake”, w
którym Sam i Dean przenieśli się do naszego świata. Kpiny z filmowej kariery
Jensena Acklesa, szok Deana po usłyszeniu, że jego brat jest Polakiem, czy
tweetujący Misha. Odcinek jest przezabawny.
Podobnie
jak utrzymany w podobnym tonie jubileuszowy dwusetny odcinek. Winchesterowie
trafiają na próby młodzieżowego przedstawienia w szkole dla dziewcząt,
realizowanego na motywach mało popularnych powieści Chucka z cyklu
„Supernatural”. Który, jak wiemy, wiernie opisał perypetie Sama i Deana.
Reżyserka
Marie ma jednak swoją własną wizję i choć początkowo bracia są sceptyczni, z
czasem ich nastawienie się zmienia. Zwłaszcza, gdy wysłuchają wzruszającej
wersji słynnego „Carry on my wayward son”. Piękny ukłon w stronę fandomu
serialu i tworzonej przez nich wizji.
4. Zanurzenie w religiach,
mitologiach i popkulturze – „Supernatural” słynie także z tego, że chętnie
żongluje motywami zaczerpniętymi z religii, mitologii, a także popkultury –
przede wszystkim klasycznej muzyki rockowej i horrorów. Wszystkie te elementy,
pozornie nie do pogodzenia, tworzą charakterystyczny klimat. A co dostaliśmy w
10 sezonie? Oczywiście anioły i demony, ale to już było, baśń o Jasiu i
Małgosi, krwiożerczą muzę, intrygę rodem z kryminałów Agaty Christie, wampiry,
zmiennokształtnych, Frankensteina…. A resztę znajdźcie sobie sami ;)
5. Na przekór modom – Winchesterowie
to stara gwardia, która gwiżdże sobie na zmieniające się mody. Nadal biegają we
flanelowych koszulach, jeżdżą impalą, słuchają klasycznego rocka (choć widać
powiew nowości, bo zaczynają im się podobać piosenki Taylor Swift) i w nosie
mają, że to już niemodne. I za to ich cenię.
Sezon 10
Całkiem
mi się podobał. Słyszałam wiele opinii, że „Supernatural” wypalił się na piątym
sezonie i potem jest równia pochyła. Nie do końca, ale fakt faktem apokalipsę
trudno przebić. Zawęziło się pole manewru. Największym problemem tego sezonu
jest brak jednej głównej linii fabularnej. Z początku myślałam, że będzie to
przemiana Deana w demona, ale ten wątek nie został dobrze wykorzystany. Dean w
wersji demonicznej wypada blado. Bardzo blado. Oczekiwałam, że będzie szalał, a
on był grzeczniutki. Jak na niego oczywiście ;)
Poza tym było trochę odcinków zabawnych,
trochę w starym, dobrym stylu (jedziemy do zabitej dechami dziury i
rozwiązujemy sprawę), trochę związanych z postaciami, które znamy z poprzednich
sezonów. Pewną nowością jest pojawienie się rodziny Jimmy’ego Novaka. Dla
niewtajemniczonych – to jego ciało przejął Castiel.
Pojawił
się także mały, ale znaczący wątek polski. I ci, którzy narzekają, że jesteśmy
przedstawiani negatywnie, tym razem powinni być zadowoleni.
Uwaga – spoiler
Niezłym
pomysłem było wprowadzenie wątku potężnej, wpływowej rodziny, która posiada
niezwykłą księgę i dzięki niej włada światem. Nawet ich pochodzenie od
Frankensteina w świetle mozaikowej mitologii „Supernatural” byłabym w stanie
przełknąć, ale rozwiązanie tego wątku to istny koszmar. Jak taka potężna, ba,
nawet podrasowana rodzina, dała się Deanowi wykończyć w kilka chwil, pozostaje
słodką tajemnicą scenarzystów.
No
to do następnego sezonu!
Uwielbiam "Supernatural", ale przyznam, że raczej jakoś do siódmego/ósmego sezonu. Do kolejnych nie mogę się przekonać. :/ Może kiedyś dam im drugą szansę. :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wrócisz do tych sezonów. Mimo pewnych wad myślę, że warto :) No i każdy zasługuje na drugą szansę ;)
UsuńWedług mnie Supernatural zaczęło rozkręcać się dopiero od 5 sezonu xD
OdpowiedzUsuńJak widać, ilu widzów, tyle opinii :) Pierwsze sezony koncentrowały się na nieco innych sprawach, a po Apokalipsie pozbierać się raczej trudno.
Usuń