Życie ponad śmiercią. Siła ponad słabością. Podróż ponad celem. – Brandon Sanderson „Droga królów”


Takich powieści jak „Droga królów” Brandona Sandersona dziś już się prawie nie wydaje. Pokaźna bryła, licząca niemal tysiąc stron i to w dodatku zadrukowanych dość drobną czcionką. Tak długie powieści (a nieraz i znacznie krótsze) wydawcy mają w zwyczaju dzielić na dwie części. Jednak nie w tym przypadku.
         „Droga królów”, pierwszy tom cyklu „Archiwum Burzowego Światła” zaczyna się podwójnym prologiem. Rycerze postanawiają zdradzić jednego ze swoich braci, porzucić Ostrza i złamać przysięgę.
4500 lat później Szeth-syn-syn-Vallano, Kłamca z Shinovaru, zabija Gavilara Kholina, władcę Alethkaru. Z polecenia Parshendich, którzy właśnie zawarli z Gavilarem pokój. To nie mogło skończyć się inaczej, jak krwawą wojną.
„Droga królów” koncentruje się na losach czterech postaci. Kaladin nosił niegdyś przydomek Burzą Błogosławiony. Zasłynął jako wojownik, choć ojciec pragnął, by przejął jego praktykę i został chirurgiem. Ale to dawne dzieje. Zdradzony i oszukany Kaladin jest niewolnikiem. Trafia na Strzaskane Równiny, gdzie lud Alethkaru toczy wojnę z Parshendimi, by pomścić śmierć swego króla. Nie jest jednak wojownikiem, bardziej pasowałoby określenie „żywe mięso”. Życie niewolników nie ma wartości, gdyż łatwo ich zastąpić. A dobrego żołnierza trzeba długo szkolić. Dlatego do najbardziej parszywej roboty, przerzucania mostów nad rozpadlinami, bez żadnych osłon, wysyła się niewolników. Takich jak Kaladin.
Shallan, utalentowana rysowniczka, przebyła długą drogę, by zostać uczennicą słynnej uczonej Jasnah Kholin. Ale jej celem nie jest wcale zdobywanie wiedzy. Nieśmiała dziewczyna skrywa w sobie o wiele więcej tajemnic, niż się wydaje. Jak na razie moja ulubiona bohaterka.

Dalinar Kholin zwany Czarnym Cierniem to wielki wojownik, który jednak dni największej chwały wydaje się mieć już za sobą. Walczy na Strzaskanych Równinach, by pomścić Gavilara – króla i swego brata. Żyje według niemodnego wśród innych możnych Alethkaru Kodeksu i czytuje starożytne dzieło „Drogę królów”. W czasie arcyburz nawiedzają go dziwne wizje, a wrogowie zaczynają szeptać, że traci zmysły.
Szeth-syn-syn-Vallano, Kłamca z Shinovaru, podąża ścieżką, jaką wyznaczyli mu jego panowie. Nie chce wykorzystywać swoich niezwykłych umiejętności i zabijać, ale musi wykonywać rozkazy. Nawet jeżeli płacze, mordując.
Do tego dochodzą Interludia, w których autor przedstawia pobocznych bohaterów. Wraca także do przeszłości jednej z głównych postaci – Kaladina. Świat Rosharu się zmienia, a ludzie przed śmiercią zaczynają wypowiadać bardzo dziwne i niepokojące słowa, które możemy sobie poczytać jako wstęp do wielu rozdziałów.

Kartka z notatnika Shallan. Ilustracje do „Drogi królów” pochodzą ze strony:  http://brandonsanderson.com/

Brandon Sanderson popełnia błąd, który często zarzuca się twórcom fantasy. Bez przygotowania wrzuca czytelnika w świat, którego on nie rozumie. Rzuca nazwami, imionami i określeniami, które nic jeszcze nie znaczą. Dla mnie początek „Drogi królów” był ciężki. Jakieś Burzowe Światła, Ostrza Odprysku, Wiązania, Odpryskowi – opis zamachu na Gavilara czytało mi się naprawdę fatalnie. Na tyle, że zastanawiałam się, czy kontynuować.
I taka zagubiona byłam gdzieś do dwusetnej strony, gdy odkryłam, że wreszcie zaczynam wciągać się w świat Rosharu. I rozumieć instynktownie, co jest co i z czym to się je. Bo świat wykreowany w „Drodze królów” ma naprawdę specyficzny smak. Co na początku jest wadą, ale jeżeli dobrnięcie nieco dalej, staje się zaletą.
Alethi to dziwny lud, w którym wyznacznikiem statusu są… oczy. Tak, tak. Jasnoocy górą, to tamtejsza arystokracja, a ciemnoocy są pogardzani. Mężczyźni nie potrafią czytać ani pisać, robią to za nich kobiety. One także są uczonymi. Potrawy dzielą się na damskie i męskie. Kobiety ukrywają jedną dłoń jako wstydliwą część ciała. I tak dalej.
Do tego wszechobecne spreny występujące w wielu odmianach – wiatrospreny, chwałospreny, strachospreny i tak dalej. Krem zamiast deszczu. Potężne chulle, które wyglądają jak żywe kamienie. Glify zamiast run. Łączoctrzciny służące do kontaktowania się na znaczne odległości. I jeszcze dziwaczne rośliny – łupkokora czy skałopąki. Tłumaczka, Anna Studniarek, musiała napracować się przy „Drodze królów”. Ale efekt okazał się wart zachodu.
Przy takiej objętości autor nie ustrzegł się dłużyzn. Jest wiele scen niepotrzebnych i rozciąganych w nieskończoność. Szczególnie przegadany wydawał mi się wątek Kaladina. Złościło mnie to zwłaszcza na początku, trochę mniej na końcu, gdy zaczęły się wyjaśniać niektóre zagadki. Ale tylko niektóre. Cykl „Archiwum Burzowego Światła” ma liczyć bowiem dziesięć tomów, a wszystkie po tysiąc stron. Na razie ukazały się tylko dwa, więc do końca historii przyjdzie nam jeszcze poczekać. Pewnie z trzydzieści lat. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Czy warto przeczytać „Drogę królów”? Myślę, że dla fanów fantasy to pytanie czysto retoryczne. Ten świat ma swoją historię, legendy, języki, zwyczaje i jako całość smakuje wyjątkowo, nawet jeżeli większość z tych składników już znamy. Po trudnym początku zanurzyłam się w świat wykreowany przez Brandona Sandersona i z ciekawością śledziłam losy bohaterów.
Pomogły mi w tym ilustracje przygotowywane nie jak zazwyczaj przez jednego, ale kilku rysowników. Kartki ze szkicownika Shallan, mapy, strony ze starych map - one także budują niezwykły klimat tej opowieści.

Autor:  Brandon Sanderson  
Tytuł:  „Droga królów”  
Cykl: Archiwum Burzowego Światła
Wydawnictwo: Mag  
Liczba stron: 960
Data wydania: 2014

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Mroczny świat elfów – Holly Black „Okrutny książę”