Donna Tartt „Szczygieł”


Theo Decker miał trzynaście lat, gdy pojawił się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Wraz z mamą szedł na spotkanie z dyrektorem szkoły. Po drodze wstąpili do Metropolitan Muzeum w Nowym Jorku. W zamachu terrorystycznym Theo stracił matkę, sam przeżył cudem. Wychodząc, kierowany niezrozumiałym impulsem, zabrał ze sobą bezcenny obraz – „Szczygła” pędzla Carela Fabritiusa (ulubiony obraz matki) oraz pierścień starszego pana, który poprosił, by zaniósł go pod wskazany adres.

W tym jednym momencie, w nowojorskim muzeum, miały miejsce zdarzenia, które pokierowały całym życiem Theo. Śmierć matki, kradzież bezcennego malowidła, poznanie Pippy i pierścień, który przywiódł go do poczciwego Hobiego, antykwariusza. Wskutek zaskakującego zbiegu okoliczności został on opiekunem chłopca.
„Szczygieł” to historia burzliwego życia Theo, opisana z jego punktu widzenia. Chłopiec (a potem mężczyzna) próbuje jakoś radzić sobie z traumą, często sięgając po narkotyki i alkohol. Narastają w nim obsesje. Jedna, związana z ulubionym obrazem matki, „Szczygłem”, i druga, której obiektem jest rudowłosa Pippa, miłość jego życia.

Wydawca zalicza powieść Donny Tartt do Bildungsroman i faktycznie, traktuje ona o dorastaniu i kształtowaniu się głównego bohatera. Kryminału tu mniej, a w każdym razie ci, którzy nastawiają się na rozwiązanie jakiejś skomplikowanej zagadki, raczej po „Szczygła” sięgać nie powinni.
Dla mnie to powieść trochę retro, w takim stylu, jaki stosowali pisarze dziwiętnastowieczni. Długie, rozbudowane zdania, niespieszna narracja, skupienie na szczegółach. Dziś tak się już nie pisze, poprawka, mało kto tak pisze. Oczywiście, można by się spierać, czy wszystkie fragmenty są potrzebne, czy „Szczygłowi” nie wyszłoby na dobre, gdyby go trochę skrócić. Czy rozpisana na ponad osiemset stron historia jednego życia, w której co i rusz pojawiają się te same postacie, tyle że w różnych konfiguracjach (kolejny element rodem z dziwiętnastowiecznej prozy) to jednak trochę nie za dużo? W moim odczuciu – nie. Dzieło Tartt czytało mi się bardzo dobrze, nie odczuwałam zniecierpliwienia, no może z wyjątkiem samego zakończenia, które niespecjalnie autorce wyszło. Z tym że to powieść bardziej do smakowania niż łapczywego połykania.

Można „Szczygła” traktować tylko jako historię Theo, ale tak naprawdę ma ona innego bohatera. Nietrudno się domyślić, że chodzi o obraz holenderskiego malarza. Nieprzypadkowo tytułem książki jest „Szczygieł”, a nie „Theo”. Obraz, którego dzieje są burzliwe i poplątane, podobnie jak historia jego twórcy. I gdy zaczniemy dopasowywać kolejne elementy układanki – śmierć Carela Fabritiusa w wyniku wybuchu w prochowni i zaginięcie „Szczygła”, który przez lata przechodził z rąk do rąk, nagle okazuje się, że jest to ta sama historia, tyle że rozgrywająca się w innym czasie i innej przestrzeni.


W ogóle powieść Tartt jest wdzięcznym materiałem do wyłapywania odniesień do dzieł malarskich i literackich. Na przykład tytuł pierwszego rozdziału, opisującego atak terrorystyczny – „Młodzieniec  z czaszką”. To obraz, który jest alegorią przemijalności ludzkiego życia. Doszukiwano się w nim nawet przedstawienia Hamleta, co koresponduje z historią Theo. A w końcu warto wspomnieć o  podobieństwie obrazu do dzieł Rembrandta, którego uczniem był Carel Fabritius. A niektórzy twierdzą, że to on był mistrzem, a nie Rembrandt, albo nie, to Fabritius malował zamiast Rembrandta. Istny galimatias i rozbudowana piramida znaczeń.
To tylko jeden z przykładów, a jest ich o wiele więcej, na czele z nawiązaniami do „Idioty” Fiodora Dostojewskiego i „Ziemi, planety ludzi” Saint-Exupery’ego. Odrębną sprawą są aluzje do „Harry’ego Pottera” i nie kończą się one tylko na tym, że Boris ochrzcił głównego bohatera nazwiskiem czarodzieja. Theo przypomina Pottera fizycznie, są też elementy wspólne w ich biografiach, na czele z osieroceniem. Nawiasem mówiąc, Fabritius namalował portret kupca Abrahama de Pottera. I tak właśnie, zbierając kolejne odniesienia, buduje się wielowarstwowość prozy Tartt.

Bo „Szczygieł” jest także dywagacją o sztuce, jej wartości, której nie można przeliczyć na pieniądze. Obcowanie ze sztuką uszlachetnia, otwiera na piękno, ale może także być źródłem obsesji. „Szczygieł” niewątpliwie w jakiś sposób uzależnił Theo. Złożyło się na to wiele czynników. W umyśle chłopca w przedziwny sposób obraz został powiązany z utraconą matką. Jej śmierci bohater nigdy nie zaakceptował i nigdy się z nią nie pogodził. I choć Theo bał się złapania i wyjścia prawdy o kradzieży na jaw, przeżywał katusze, rozmyślając o tym, czy „Szczygieł” przechowywany jest w odpowiednich warunkach, to jednak nie potrafił się z nim rozstać. A to jest istotą obsesji.
Drugim kluczowym zagadnieniem powieści jest wymykanie się swojemu przeznaczeniu. Całe życie Theo z pewnością potoczyłoby się inaczej, gdyby nie znalazł się w muzeum w chwili wybuchu. To zmieniło wszystko, skierowało go na ścieżki, którymi na pewno by nie podążył, zdeterminowało życiowe wybory, określiło ludzi, w których towarzystwie się obracał.

Każdy psychoterapeuta, każdy doradca zawodowy, każda disnejowska księżniczka zna odpowiedź: „Bądź sobą”. „Idź za głosem serca”.Tylko że jest coś, co bardzo, ale to bardzo bym chciał, żeby ktoś mi wyjaśnił. Co zrobić, jeśli jest się akurat posiadaczem serca, któremu nie można zaufać…? Co zrobić, jeśli to serce z własnych, niezgłębionych powodów uparcie, w obłoku nieopisanego blasku, odciąga cię od zdrowia, domu, odpowiedzialności obywatelskiej, silnych więzów społecznych i wszystkich bezkrytycznie wyznawanych powszechnych cnót prostu ku pięknym światłom ruiny, samospalenia, katastrofy? (s. 828).

Historia Theo wciągnęła mnie i zafrapowała. To prawda, że w przypadku „Szczygła” Donny Tartt najciekawiej jest, gdy zacznie się wyłapywać dodatkowe znaczenia ukryte pod powierzchnią. Tartt świetnie gra z czytelnikiem, podrzucając mu kolejne intertekstualne tropy.
Jeżeli macie ochotę na powieść kontynuującą tradycje dziewiętnastowiecznej prozy, z niespieszną akcją i licznymi kulturowymi odniesieniami, to z pewnością się nie zawiedziecie.

Autor:  Donna Tartt   
Tytuł:  „Szczygieł”
Tytuł oryginalny: „The Goldfinch”
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 844
Data wydania: 2015

Komentarze

  1. "Szczygieł" wciąż czeka na swoja kolej na półce z książkami "przeczytaj jak najszybciej". Za mną jak na razie jedyna przeczytana przez mnie powieść Donny Tartt, jest nią "Tajemna historia", którą serdecznie polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy zachwalają "Tajemną historię", muszę w końcu przeczytać :)

      Usuń
  2. Świetna, wyczerpująca recka. :) Nie wiem, czy kiedyś sięgnę po Szczygła, ale mam go na uwadze, jak i w ogóle twórczość autorki, bo wiele osób ją chwali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ni zawsze książki chwalone są dobre, ale tą akurat polecam z czystym sumieniem. Ponoć "Tajemna historia" tej autorki jest jeszcze lepsza. Planuję to sprawdzić :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

„Poldark” – recenzja sezonu czwartego (ze spoilerami)

Mroczny świat elfów – Holly Black „Okrutny książę”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”