„W pułapce” („Ófaerð”/„Trapped”)



„W pułapce” to dziesięcioodcinkowy serial kryminalny rodem z Islandii. Nawiasem mówiąc, najdroższa produkcja w historii tamtejszej telewizji. Ale po obejrzeniu nie mam wątpliwości, że były to pieniądze świetnie zainwestowane.
Seyðisfjörður to niewielkie miasteczko we wschodniej Islandii. Spokojne, senne, takie, w którym wszyscy się znają. Pewnego dnia z wody zostają wyłowione potwornie okaleczone ludzkie zwłoki. W porcie cumuje akurat duński prom, więc policja podejrzewa, że ofiara zginęła właśnie na nim.
Zamiecie śnieżne i fatalna pogoda uniemożliwiają przylot z Reykjaviku policjantów kryminalnych. Miejscowi stróże prawa muszą więc radzić sobie sami. Pogoda więzi ich w pułapce razem z mieszkańcami oraz pasażerami i załogą promu. A gdzieś wśród nich prawdopodobnie ukrywa się zabójca. Atmosfera gęstnieje, a na jaw wychodzą mniejsze i większe sekrety mieszkańców.


„W pułapce” jest serialem, który śmiało korzysta ze schematów charakterystycznych dla produkcji rodem ze Skandynawii. Nie bez przyczyny określa się je wspólnym mianem nordic noir. Morderstwo, małe miasteczko, grupa podejrzanych, odcięcie od świata i sprawa, której korzenie tkwią w przeszłości. To wszystko było, ale w przemyślanej intrydze, którą zafundowali nam twórcy, jest jednak pewna świeżość. To historia skomplikowana, ale logiczna, bez nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności. Takie wydarzenia naprawdę mogły mieć miejsce. Do tego w zagadkę kryminalną zgrabnie wkomponowano walkę o władzę, nielegalne interesy, a wreszcie osobiste tragedie i traumy.
„W pułapce”, jak na serial z nurtu nordic noir przystało, poruszono także szereg zagadnień społeczno-obyczajowych. Sporo tu wątków dotyczących przemocy wobec kobiet, która przyjmuje różne formy, ale finał jest ten sam: rzekomo opiekuńcze państwo z całym rozbudowanym aparatem nadzoru nie jest w stanie zapobiec patologiom.
Znalazło się także miejsce na obce nam, ale jakże ważne dla Skandynawów, antagonizmy. Otóż na początku burmistrz wścieka się na wieść, że prawdopodobnie morderca i ofiara pochodzili z duńskiego promu. Nie jesteśmy śmietnikiem na ich ciała – zżyma się. A cała napięta atmosfera między duńskim kapitanem a Islandczykami wynika z czegoś więcej niż tylko wydarzeń przedstawionych na ekranie. Nie należy zapominać, że Islandia ogłosiła swoją niepodległość dopiero w 1944 r., co nie spotkało się z życzliwym przyjęciem w Danii, oględnie rzecz ujmując. A zaszłości historyczne dodają smaczku historii, jaką oglądamy na ekranie.


Niesamowity klimat serialu budują przepiękne ujęcia majestatycznych, ośnieżonych gór, posępnego fiordu z wodą czarną jak węgiel i przemykających chyłkiem zmarzniętych ludzi, którzy nie mają szans w walce z klimatem. Islandia w tym serialu jest nie tylko piękna, ale przede wszystkim śmiertelnie niebezpieczna. Z ekranu emanuje chłód, który przenika do szpiku kości.
Do tego cała historia nie zapewnia widzowi katharsis. Gdy wszystkie karty zostają odkryte, okazuje się, że sprawcy są bardziej ofiarami niż zbrodniarzami. Złapanie winnych nie przynosi także niczego dobrego prowadzącemu śledztwo Andriemu (Ólafur Darri Ólafsson). To kolejny z detektywów z przeszłością i nieuporządkowanym życiem osobistym. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się kimś w rodzaju sympatycznego, trochę niezaradnego życiowo sąsiada, któremu ewidentnie brak życiowej samodzielności, to jednak pozory mylą.
O ile jednak Andri jest doświadczonym śledczym to lokalni policjanci, którzy pierwszy raz zetknęli się z podobną sprawą, popełniają szereg błędów. Hinrika (Ilmur Kristjánsdóttir) i Ásgeir (Ingvar Eggert Sigurðsson) mają dobre chęci, ale nimi, jak wiadomo, piekło wybrukowano. Jest to jednak prawdziwe, gdyż gdzie policjanci z nudnej, spokojnej mieściny mogli nabrać doświadczenia?


W tym serialu akcja nie gna szaleńczo do przodu, sporo tu spokojnych, statycznych ujęć, skupienia na ludziach i pozornie nieistotnych zdarzeniach, które jednak koniec końców, gdy wszystkie elementy układanki wskakują na miejsce, okazują się mieć znaczenie. „W pułapce” nie poprzestaje tylko na rozwiązaniu zagadki, ale próbuje także odpowiedzieć na pytanie o to, jak rodzi się zło. Co popycha zwykłych ludzi do zbrodni? Czy każdy jest w stanie zabić, wystarczy tylko odpowiednia „dźwignia”?

„W pułapce” to serial, który przykuł mnie do telewizora na kilka wieczorów. Nordic noir w najlepszym wydaniu. Jeżeli szukacie produkcji, która zmrozi was do szpiku kości, polecam.

Komentarze

  1. Uwielbiam skandynawskie seriale kryminalne, tak samo jak książki z tego nurtu, ten serial na pewno zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno się nie zawiedziesz - jest świetny :)

      Usuń
  2. Lubię seriale kryminalne. Zadałam już do mojej Netfixowej listy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam - fenomenalny!!! i ta piosenka w czołówce. Polecam zawsze i wszędzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się obiema rękami :) Ciekawe, jak im wyjdzie drugi sezon.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

„Poldark” – recenzja sezonu czwartego (ze spoilerami)