Krew starych opowieści – Tad Williams „Wieża Zielonego Anioła” część 1 i część 2
Uwaga! Recenzja zawiera spoilery do poprzedniego tomu.
Na całym świecie panuje zima. Burze
śnieżne docierają nawet do krain, gdzie od lat śniegu nie widziano. Miasta i
wsie pustoszeją. Z głębin morskich i nieprzebytych bagien wypełzają ghanty i kilpy,
by nękać ludzi. Tancerze Ognia, czciciele Króla Burz, sieją zamęt i strach. Książę
Josua wraz z poplecznikami, do których należą między innymi Simon i troll
Binabik, dotarli do Kamienia Rozstania. Zmienili go w fortecę, szykując się do
odparcia ataku Fengbalda wysłanego przez Eliasa, który raz na zawsze chce
zniszczyć brata.
Miriamele i Cadrach poznają prawdziwe
oblicze Aspitisa, który więzi ich na swoim statku. Udaje im się uciec i dotrzeć
do gospody „Puchar Pelippy”, gdzie czekają już książę Isgrimnur i Tiamak, a
także uważany za zmarłego, największy rycerz swoich czasów – Camaris. Oni
również podążają do obozu Josui. Sithowie także wyruszają do walki, by spłacić
dług wdzięczności wobec Hernystirczyków.
Zło nie śpi. Elias i Pryrates
realizują swoje plany, za którymi stoi złowroga królowa Nornów i sam Ineluki,
Król Burz. Zamek Hayholt zmienia się i popada w ruinę, a w jego podziemiach
kryją się Rachel Smok i oślepiony Guthwulf. Burza dotarła nad Osten Ard.
Wieża Zielonego Anioła Tada Williamsa to finał cyklu Pamięć, Smutek i Cierń. W wydaniu, które mam, jest ona podzielona
na dwie części (w poprzednim było ponoć cztery), ale nie widzę sensu w
opisywaniu ich osobno, gdyż to jedna historia. Już na wstępie napiszę – ależ to było dobre! Tad Williams finałem cyklu
udowodnił, że świetnie panuje nad skomplikowaną, wielowątkową fabułą, co w
przypadku tak pokaźnych tomiszczy wcale nie było łatwe. Tym, co mnie zachwyca,
jest poprowadzenie bohaterów, przede wszystkim tych drugoplanowych, którzy
często giną gdzieś w tłumie. Ale nie tutaj. Każdy dostaje swój finał, ma swoją
rolę do odegrania. Postacie poboczne i niby niewiele znaczące jak Leleth czy
Guthwulf okazują się kluczowe, co dowodzi dobrego rozplanowania historii. Ich
losy są bardzo różnorodne: szczęśliwe, inne trochę mniej, niektóre wręcz
tragiczne, ale widać, że nie byli tylko po to, by pałętać się w tle.
Głównym wątkiem cyklu, jak na
klasyczne fantasy przystało, jest walka dobra ze złem. Ale w przeciwieństwie do
Tolkiena Williams zdecydował się trochę
skomplikować swoich bohaterów. Zło nie jest złem ot tak, po prostu. Główni
antagoniści – Ineluki, Elias i Pryrates – zostali wyposażeni w odpowiednie
motywacje i jestem w stanie zrozumieć, dlaczego postępowali tak, a nie inaczej.
Czasem zło rodzi się z poczucia straty albo jakże ludzkich błędów. Williams
o tym nie zapomina. Wprowadza także postacie niejednoznaczne, jak Cadrach.
Trudno określić, po której stronie stoi mnich, dobra czy zła, ale z pewnością
nie jest pozbawiony uczuć i docenia dobro, jakim obdarzyła go Miriamele.
Pamięć, Smutek i Cierń to także, a może przede wszystkim, opowieść o dojrzewaniu pary głównych
bohaterów – Simona i Miriamele. Wiele przeszli, w sensie dosłownym i metaforycznym,
a do tego odkryli prawdę o sobie i swoich rodzinach. Przekonują się, że dziecięce
marzenia i życzenia (Simon chciał być rycerzem, walczyć z potworami i ratować
księżniczki) wcale tak dobrze nie sprawdzają się w prawdziwym życiu. O ile do
historii takich jak Simona jesteśmy przyzwyczajeni (ale pamiętajmy, że dzieło
Williamsa ma już swoje lata i wtedy jeszcze pewne motywy nie były tak
rozpoznawalne), to jednak bardzo
podobało mi się wplecenie w nią wątków z legendy arturiańskiej – o Królu Rybaku
i Ziemi Jałowej. Bo upadek Hayholt idealnie się w ten motyw wpasowuje.
A
jak już przy nawiązaniach do legend arturiańskich jesteśmy, to nie mogę
nie wspomnieć o Camarisie, który jest williamowską wariacją na temat Lancelota.
Camaris to bohater złamany, który jest najlepszy w tym, czego nienawidzi robić
– czyli walce i zabijaniu. Autor w
subtelny sposób pokazuje nam, jak bardzo ethos rycerski nijak się ma do
prawdziwego życia i walki, która ani trochę nie jest szlachetna i przez to
nikogo szlachetnym nie czyni. O tym właśnie myśli Simon, walcząc w bitwie i
postrzega ją jako piekło stworzone przez człowieka na Ziemi.
Simon nie rozumiał ludzi, którzy sami chcieli znaleźć się w takim miejscu, tak jak nie rozumiał jaszczurki czy pająka – a nawet jeszcze mniej, gdyż nawet te małe stworzenia zawsze unikały niebezpieczeństwa. Zdał sobie sprawę, że tacy ludzie to szaleńcy i oni stanowią najmroczniejszy problem świata, polegający na tym, że szaleńcy są na tyle silni i pozbawieni lęku, by narzucić swoją wolę słabym i miłującym pokój (część 1, s. 363).
W Wieży
Zielonego Anioła wracamy do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło – i
nie chodzi tylko o początek cyklu, ale i całą historię Inelukiego. Williams po mistrzowsku łączy stare
opowieści, przepowiednie i strzępki wiadomości, jakie zostały uzyskane na
Ścieżce Snów. Wszystko miało swój sens i cel. I piękne zakończenie, nie
przesłodzone, ale słodko-gorzkie, w stylu tolkienowskim, naznaczone
smutkiem i pożegnaniem z tymi, którzy zginęli w walce (i choć Williams to nie
Martin, to także nie oszczędza swoich bohaterów).
Czytałam, że w opinii niektórych cykl
Pamięć, Smutek i Cierń jest
przegadany, ale ja nie mam takiego wrażenia. Z wielką przyjemnością zanurzałam
się w świecie stworzonym przez Williamsa, bogatym i niezwykle plastycznie
opisanym, i absolutnie nie odczuwałam nudy. Mogłabym zostać znacznie dłużej w
Osten Ard, bo oferowało mi dokładnie to, co lubię w fantasy. Przebogaty i
rozbudowany świat, ciekawych bohaterów, tajemnice, które powoli wypełzają na
światło dzienne, przeszłość łączącą się z teraźniejszością – to jest
zdecydowanie to. Dlatego jeżeli lubisz
fantasy, gorąco polecam. Bo na mojej osobistej liście ulubionych cykli fantasy Pamięć, Smutek i Cierń Tada Williamsa
plasuje się bardzo wysoko.
Te stare opowieści są jak krew. Płyną w ludziach, choć oni nie wiedzą o tym, nie zdają sobie z tego sprawy. Rozważał tę kwestię przez chwilę. Nawet jeśli nie myślisz o nich, gdy nadchodzą złe czasy, stare opowieści pojawiają się ze wszystkich stron. Jak krew, są jak krew (część 1, s. 92).
Autor: Tad Williams
Tytuł: Wieża Zielonego Anioła
część 1, Wieża Zielonego Anioła część 2
Tytuł oryginalny: To Green Angel Tower
Cykl: Pamięć, Smutek i Cierń
Tłumaczenie:
Paweł Kruk
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 750, 744
Data wydania: 2015, 2017
Tym razem to zupełnie nie mój gatunek czytelniczy, ale recenzję przeczytałam z przyjemnością. 😊
OdpowiedzUsuńCieszę się ;)
UsuńChyba przestanę wchodzić na twojego bloga. Zbankrutuje. Serię mam w planach. Starałam się tę recenzję tylko prześledzić, by nie trafić na spoiler. Szczegółowo przeczytam ją jak będę już po lekturze.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Jak bankrutować, to tylko na książkach ;)
Usuń