Okienko – Listopad 2020

 


Rok 2020 zbliża się do końca i coś tak czuję, że nie bardzo będę za nim tęsknić. Czas biegnie, ale to i dobrze, może wreszcie to całe szaleństwo się skończy. Tak czy siak, uwielbiam grudzień i jak co roku liczę na białe święta. Nawet listopad na koniec sypnął śniegiem, od razu zrobiło się jak z bajki, więc jest nadzieja.

Ikonką wpisu tradycyjnie jest najpopularniejsze zdjęcie na moim Instagramie w minionym miesiącu. Stara książka, liście i mgła – to listopad w czystej postaci. Moja aktywność na blogu nie była oszałamiająca, ale spokojnie, coś tam udało mi się przeczytać i obejrzeć.

Książkowo:

W listopadzie przeczytałam trzy książki.

1. John R. R. Tolkien Listy, wybrał i opracował Humphrey Carpenter przy współpracy Christophera Tolkiena 

To jedna z książek, na którą polowałam od dłuższego czasu. Nie kupiłam poprzedniego wydania, nakład się wyczerpał, a ceny przyprawiały o zawrót głowy. Na szczęście wydawnictwo Zysk i S-ka zdecydowało się na wznowienie i to jakie piękne. Teraz absolutnie nie żałuję, że przegapiłam poprzednie.

Czytanie Listów Johna R. R. Tolkiena jest trochę jak rozmowa z pisarzem. Znalazłam tu odpowiedzi na wiele pytań – jak powstawały jego książki, jak układała się współpraca z wydawnictwami, co sądził o pierwszych przekładach na inne języki i adaptacjach.
Tolkien stworzył nie tylko fascynujący świat, był również niezwykle ciekawym, mądrym człowiekiem, przykładającym wielką wagę do słów i procesu tworzenia.
Z jego korespondencji promieniuje wielka pasja, dzięki której powstało Śródziemie.
Książka dla fanów pisarza, wiadomo.

2. Tomi Adeyemi Dzieci prawdy i zemsty

Z tą książką mam niemały kłopot. To taki dziwny przypadek powieści, w której wiem, co autorka miała na myśli, wyłapuję przesłanie, ale kłopot w tym, że nie bardzo zgrywa się ono z fabułą i bohaterami. Pierwszy tom Dziedzictwa OriszyDzieci krwi i kości – to była fajna, choć nieco schematyczna młodzieżówka, z ciekawymi nawiązaniami do mitologii afrykańskiej. Nie wiem, czy to słynna klątwa drugiego tomu, ale nie jest dobrze. Fabuła to właściwie powtórka z pierwszej części, tylko zmienił się główny zły i artefakt do zdobycia. Adeyemi ma ogromny problem z postaciami męskimi, w jej świecie są strasznie papierowi. Nieźle rokujący Roën niestety dopasował się do pozostałych. Na plus dobrze nakreślone narastanie spirali nienawiści, pokazanie, jak wojna zmienia ludzi, zwracanie uwagi na rasizm i dyskryminację. Liczyłam jednak na znacznie więcej.

3. Jennifer Donnelly Przyrodnia siostra 

Bardzo przyjemny retelling baśni o Kopciuszku skupiony na postaci jednej z wrednych przyrodnich sióstr Isabelle. Mimo że akcja osadzona jest w osiemnastowiecznej Francji, to jest to bardzo umowne i tak naprawdę to baśniowa kraina, w której nie brak magii i niezwykłych istot. Z tym, że jest bardziej mrocznie i zdecydowanie mniej bajkowo. Isabelle na własnej skórze doświadcza prześladowań i upokorzeń ze strony innych. Jeżeli chce zmienić swój los, musi odnaleźć to, co zabrał jej świat. A że dziewczyna nie pasuje do niego jak Ella, nie jest piękna ani dobra, musi się sporo namęczyć. To mądra historia o samoakceptacji i dojrzewaniu do tego, by podążać własną ścieżką. By nie poddać się Przeznaczeniu narzucanemu przez świat, ale wybrać niełatwą Szansę na coś innego.

Jeżeli w zestawieniu pojawia się Tolkien, jestem nieobiektywna. Polecam Listy. 

Serialowo:



1. The 100 – sezon 7

Finałowa odsłona serialu od CW, kontynuująca wątki rozpoczęte w poprzedniej serii. Przede wszystkim jest to sezon bardzo nierówny. Przez większość czasu dostałam to, co lubię w The 100 – szybką, dynamiczną i dobrze poprowadzoną akcję sprawiającą, że chce się włączyć od razu kolejny odcinek, nowe zagadki i zagrożenia. Znalazło się też miejsce dla dorzucenia nowej cegiełki do historii ludzkości. Oczywiście, dziury logiczne też są, no ale to taki serial i albo to kupiliście w poprzednich sezonach, albo nie.

Niestety, im bliżej do wielkiego finału, tym gorzej. Akcja zaczyna niemiłosiernie się wlec, a twórcy coraz mocniej uciekają w stronę taniego sentymentalizmu, który ma wycisnąć łzy z oczu widzów. Kumulacja tego następuje w finałowym odcinku, do którego obejrzenia zbierałam się przez kilka dni. Może i w innym serialu takie chwyty nie byłyby tak rażące, ale nie w The 100. Tu nigdy się z bohaterami nie cackano, dlatego wzbudzało to tylko moją irytację. I jeszcze ta upozorowana śmierć – ojej, zginął, wielka żałoba, a kilka odcinków później, o, jednak nie zginął, żyje – jak ja nie lubię takich rozwiązań.

Ostatecznie, The 100 kończy się dziwnie i w stylu nie pasującym do całości. Naprawdę szkoda, że twórcy nie mieli dobrego pomysłu na finał i poszli w stronę taniego sentymentalizmu i patosu, który miał chyba wzruszyć, a bardziej mnie rozbawił. A zakończenia wątku Bellamy’ego nie wybaczę. Nigdy.

2. Przeklęta (Cursed)

Kolejna wariacja na temat legend arturiańskich, tym razem skupiona wokół postaci Nimue i pewnego niezwykłego miecza. Jeżeli w tym momencie myślicie o Excaliburze, no to nie, jesteście w błędzie. Uwielbiam legendy arturiańskie i różne wariacje na ich temat, ale w przypadku tego serialu znajomość kanonu w niczym nie pomaga, a wręcz powiedziałabym, że przeszkadza. Jestem w połowie i na razie nie jest dobrze.  

 

A jak Wam minął listopad?


Komentarze

  1. Listy Tolkiena mnie oczarowały, tym bardziej, że dostałam poprzednie wydanie w prezencie urodzinowym już jako białego kruka. A pamiętam, jak widziałam to wydanie parę lat temu za dwie dychy chyba jeszcze w Martasie na promocji nie nie wzięłam, choć rozważałam. W każdym razie lektura jest świetna, oczywiście wymyka się wszelkiej ocenie, a wręcz budzi lekki dyskomfort, bo to jednak zaglądanie do prywatnej korespondencji (nawet, jeśli z wydawcą, ale przecież nie tylko, bo też i z synem czy z Lewisem). Perełka jakby nie patrzeć, choć faktycznie dla kolekcjonerów dzieł autora i dla pasjonatów samej sylwetki autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie prywatnej korespondencji pisanej jednak nie z myślą o wydrukowaniu zawsze budzi pewne obawy. Na szczęście, myślę, że w dużej części za sprawą Christophera Tolkiena, książka uwzględnia tylko te listy, które dotyczą dzieł autora, jego światopoglądu i koncepcji filozoficznych, zostawiając z boku bardziej osobiste sprawy. Całkowicie uciec od nich nie można, jednak zbiór przygotowano z pełnym szacunkiem dla pisarza.

      Usuń
    2. To jasne, ale jeszcze mnie zawsze przy okazji tych listów nachodzi refleksja, czy jeżeli współcześnie pojawi się/już się pojawił autor na miarę Tolkiena to czy kiedyś będą drukować zapis jego rozmów z messengera i maili? :) Trochę to przewrotne i nie do pomyślenia, a jednak... :)

      Usuń
    3. A dlaczego nie? To też korespondencja tylko inna forma.

      Usuń
  2. O Conelly słyszałam dużo dobrego, a ostatnio polubiłam się z retellingami, więc książka ląduje na mojej liście! Listy masz rację - wydanie jest cudowne!
    Z seriai też walczyłam z setką w listopadzie, ale sezonem chyba trzecim i ja już tam mam problem z fabułą, więc boję się, co będzie dalej. A o przeklętej niestety słyszałam tak dużo złego w okolicy premiery, że odpuściłam sobie ten serial.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. The 100 to specyficzny serial, ma swoje głupotki i nielogiczności, i jeżeli nie przymkniesz na to oka, no to nie ma zabawy ;) Ale ja lubiłam ten serial i jestem rozczarowana zakończeniem. W grudniu nachodzi mnie ochota na klimaty fantasy lub baśniowe i postanowiłam sprawdzić, czy "Przeklęta" jest tak zła jak piszą.

      Usuń
  3. ,,Listy" sobie dawkuję. ,,Dzieci krwi i kości" zaczęłam czytać i na chwilę odłożyłam. Jeszcze do nich wrócę. ,,Przyrodnie siostry" czytałam i mi się podobała. The 100 jak już raz wspominałam porzuciłam na trzecim sezonie i raczej już do tego serialu nie wrócę. ,,Przeklętej" jeszcze nie widziałam. Pewnie sprawdzę pierwsze dwa odcinki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeklęta zaczyna się słabo - taki mały spoiler ;)
      "Listy" to naprawdę wyborna lektura, ale też dobra do tego, by dawkować ją sobie po trochu.

      Usuń
  4. Sporo udało Ci się przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Choć wielbię Tolkiena, to listy jakoś mnie nie pociągają. ;) Cieszę się, że Tobie przypadły do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś wielbicielką Tolkiena :) Może kiedyś i na "Listy" się skusisz.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Mroczny świat elfów – Holly Black „Okrutny książę”