Na drabinie światów - Anna Kańtoch „Przedksiężycowi” T. I
„Przedksiężycowi” Anny Kańtoch to
kolejna książka, która poleżała trochę na półce, zanim po nią sięgnęłam. Tak
się jakoś złożyło, choć wcześniejsze doświadczenia z twórczością Kańtoch miałam
dobre. „Zabawki diabła” bardzo mi się podobały. Ale w ramach czytania tego, co
mam na półkach, przyszedł czas i na „Przedksiężycowych”.
Akcja
powieści prowadzona jest na dwóch planach. W pierwszym załoga statku
kosmicznego odnajduje starożytne, dziwaczne miasto. Z całej załogi przeżywa
tylko Daniel. Ale poznając lepiej sekrety świata, w którym się znalazł, zaczyna
się zastanawiać, czy przetrwanie to rzeczywiście szczęście. Jak widać, pierwszy
plan to klasyczna historia science fiction.
Drugi
wątek opowiada losy Finnena, młodego beztroskiego malarza i Keiry, dziewczyny z
dobrego domu więzionej przez ojca, która decyduje się na desperacki krok, by
zmienić swoje życie.
Prosta
historia – powiecie. Nie do końca, gdyż szczególnego smaku dodaje jej miejsce w
którym została osadzona i pomysł autorki na wykreowanie świata. Akcja toczy się
w Lunapolis, mieście artystów, którym rządzą tytułowi Przedksiężycowi. Lunapolis
co jakiś czas dokonuje Skoku. Ci, którzy zdaniem Przedksiężycowych nie są
wystarczająco dobrzy, by zasługiwali na dalsze życie, zostają w Lunapolis
przeszłości. A po Skoku to paskudne miejsce, w którym wszystko błyskawicznie
ulega rozpadowi.
By
zapewnić dzieciom przetrwanie Skoku i doczekanie Przebudzenia, rodzice
zamawiają odpowiednie pakiety genów u duszoinżynierów. Szkopuł w tym, że nikt
nie wie, czym kierują się Przedksiężycowi w swoich wyborach. Dlaczego odrzucają
niektóre wynalazki, a inne uznają za przybliżające do Przebudzenia? Zagadka
Przedksiężycowych to oprócz kreacji świata największa zaleta książki. Bo sam
świat pomyślany jako drabina, w której każdy szczebel to Lunapolis z kolejnego
Skoku, działa na moją wyobraźnię. Prawie tak bardzo jak to, że Przedksiężycowi
mieszkają w studni. A wiadomo, że do studni się nie zagląda, gdyż na jej dnie
czyhają paskudne rzeczy.
Oczywiście,
losy Daniela, Finenna i Kairy zaczynają się powoli zazębiać, wszak to jedna
historia. Cenię w tej książce także pewną kameralność. To przede wszystkim
historia o ludziach dość przypadkowo wplątanych w ważne wydarzenia, które mają
szansę (a jakże) zmienić świat.
Klimat
jest świetny. Melancholia, rozpad, beznadzieja – wszystko to wyziera z kart
książki, a fałszywa radość mieszkańców Lunapolis zdanych na łaskę
Przedksiężycowych tym bardziej pogłębia to wrażenie.
Niebagatelną
zaletą jest też fakt, że cykl został już ukończony i nie trzeba się denerwować,
czekając na kolejną część, tylko od razu można się zabrać za czytanie
następnej.
Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: „Przedksiężycowi” t. I
Cykl:
Przedksiężycowi
Wydawnictwo: Powergraph
Liczba stron: 432
Data wydania: 2013
Komentarze
Prześlij komentarz