Początek końca świata - Tomasz Kołodziejczak „Biała reduta” t. I
Czasem potrafię samą siebie
zaskoczyć. I to nie zawsze w miły sposób. Nie wiem, jak to się stało, ale
przegapiłam premierę kolejnej książki Tomasza Kołodziejczaka z cyklu „Ostatnia
Rzeczpospolita”. Cyklu, którego jestem wierną fanką, od kiedy natknęłam się na opowiadanie
„Piękna i graf”. „Ostatnia Rzeczpospolita” to niesamowity tygiel fantasy, SF,
historii alternatywnej oraz polskich tradycji i mitów narodowych. Jeżeli po tym
entuzjastycznym wstępie wydaje się wam, że recenzentka popadła w zachwyt, nawet
nie otwierając książki, macie rację. Ale spokojnie - potem zaczęłam ją czytać,
więc nie poprzestanę na zachwytach nad okładką ;)
Na dobry początek „Reduta Ordona” w Trzecim
Wymiarze:
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.
Skojarzenie powieści T.
Kołodziejczaka z wierszem Mickiewicza było automatyczne. W końcu nauczyłam się
go na pamięć jeszcze w podstawówce, i nawet gdybyście mnie obudzili o trzeciej
w nocy, wyrecytuję całość bez zająknięcia. Zresztą odwoływanie się do tradycji
powstańczych i walk beznadziejnych, z góry skazanych na porażkę, świetnie
wpisuje się w klimat cyklu „Ostatnia Rzeczpospolita” T. Kołodziejczaka. Dla
niewtajemniczonych kilka słów wstępu.
Europa i świat, jaki
znacie, już nie istnieją. Kosmiczna inwazja stała się rzeczywistością i to
wyjątkowo mroczną. Z obcego Planu przybyły balrogi, istoty niszczące światy i
przystąpiły do dzieła. Szczęście w nieszczęściu, na Ziemi pojawiły się także
elfy, odwieczni wrogowie balrogów. Za swoją bazę obrały kraj nad Wisłą, a jeden
z nich został nawet królem Polski. Ostatki wolnego świata rozpaczliwie bronią
się przed inwazją balrogów z Zachodu i Czerwoną Mgłą, nadciągającą ze Wschodu.
„Biała reduta” jest
napisana zgodnie ze słynną regułą Alfreda Hitchcocka – „Na początku trzęsienie
ziemi, a potem napięcie rośnie”. Czarni przejmują rakietę, która miała wesprzeć
ziemską kolonię na Marsie.
Tak właśnie zaczął się koniec świata.Potem było tylko gorzej.
Akcja została podzielona
na cztery wątki. Bohaterem pierwszego jest Karl, dziecko, któremu przyszło
dorastać w Gehennie, pod złowrogim butem Panów. Nie zna innego świata, niż
piekło, które zgotowali ludziom balrogowie. Wizja Gehenny nawiązująca do
hitlerowskich obozów zagłady jest przerażająca. Zło w czystej postaci i śmierć
czyhająca na każdym kroku. Ludzie, którzy ludźmi są tylko z nazwy. A wśród nich
Karl, dziecko, które samo nie wie, jak bardzo jest wyjątkowe.
Drugi wątek rozgrywa się
w Warszawie, stolicy wolnej Polski. Co prawda pozostaje ona w stanie
permanentnej wojny, ale ludzie żyją w miarę normalnie. Robert Gralewski i elf
Barg’O’Dar prowadzą śledztwo w sprawie zabójstwa matematyka Krzysztofa
Daleckiego. Początkowo nic nie wskazuje na udział Czarnych, ale im dalej w
śledztwo, tym więcej pojawia się zagadek.
Na Marsie ludzka kolonia
dogorywa, próbując poradzić sobie bez pomocy z Ziemi. Posłuszeństwo wobec
ojczystej planety i starszyzny jest coraz częściej negowane przez młodych. Bunt
wisi w powietrzu.
Kajetan Kłobudzki,
królewski geograf, wciąż bada nowe światy, nowe Plany. Nie traci nadziei, że w
końcu odnajdzie siostrę.
Wszystkie wątki zgrabnie
łączą się pod koniec i zostawiły mnie z ogromnym apetytem na dalszy ciąg tej
historii.
Jestem fanką cyklu T.
Kołodziejczaka. Jedyne, czego trochę mi dotąd brakowało, to epickości. W tej
książce także i to dostałam. Bo mało znaczące potyczki toczone na Kresach
skończyły się. Nadciąga ostateczne starcie. Jeżeli ktoś planuje rozpocząć
przygodę z „Ostatnią Rzeczpospolitą” od „Białej reduty” to odradzam.
Oczywiście, akcja jest tak skonstruowana, że także nowy czytelnik zorientuje
się w tym uniwersum, ale serie mają to do siebie, że czytając je od środka
sporo się traci. Nie będziecie wiedzieli, jak Kajetan zdobył Klucz Przejścia
oraz dlaczego tak rozpaczliwie poszukuje siostry. Nie dowiecie się też
wszystkiego o elfce z Zakonu Łabędzia. Poza tym dobrze wsiąknąć trochę w ten
świat, zanim zacznie się jego koniec ;)
T. Kołodziejczakowi udała
się rzecz pozornie niemożliwa. Z tak różnych klocków jak nazewnictwo rodem z Tolkiena
(nawet palantirki są), typowe dla SF motywy: walki z kosmicznym najeźdźcą i
kolonizowania obcych planet; magia znana z fantasy, a wszystko spięte polskim
patriotyzmem i narodowymi symbolami, stworzył spójny świat. Uniwersum
szczególnie mi bliskie, ponieważ odwołuje się do naszej narodowej tożsamości,
symboli i mitów. Znów Polska jest przedmurzem wolnego świata, zaporą, która
chroni innych przed upadkiem. W historii jest to rola, w którą wpisani jesteśmy
od dawna, będąc państwem z wyraźnym „syndromem pogranicza”; rozpiętym między
Wschodem a Zachodem, między dwoma potęgami, które przerastały nas swoim
potencjałem i stanowiły zagrożenie. T. Kołodziejczak odwołuje się do historii,
czarnego i czerwonego totalitaryzmu, które wywarły tak wielki wpływ na nasze
dzieje. U niego zło nie jest banalne, jest złem przez duże Z. A jednak można mu
się oprzeć – przez narodowe symbole, dobro, nawet piękne wspomnienia. Zło wlało
się na Ziemię z powodu ułomnej natury ludzkiej, ale tylko dobro może nas
ocalić. Wartości, jakie nosimy w sobie. Pod tym względem T. Kołodziejczak jest
nieodrodnym synem Tolkiena. Zło jest złem, dobro dobrem. Nie ma w tym względzie
wątpliwości ani szarości.
W tym na pozór ponurym
świecie nie brak także przebłysków humoru. Przodują w tym elfy (obawiam się, że
zupełnie nieświadomie). Jeżeli zastanawialiście się kiedyś, co powiedziałby
Elrond czy Galadriela, gdyby przebyli do naszego świata, wizja T.
Kołodziejczaka może udzielić wam odpowiedzi na te dręczące pytania. Do tego
trochę scenek rodzajowych na temat naszej polskiej natury rozcieńcza ciężką
atmosferę świata, który musi walczyć o przetrwanie.
Ptaki ćwierkają, że
„Biała reduta” ma liczyć trzy tomy. Pozostaje tylko uzbroić się w cierpliwość…
Autor: Tomasz
Kołodziejczak
Tytuł: „Biała
reduta” t. I
Cykl: Ostatnia
Rzeczpospolita
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 480
Data wydania: 2014
Komentarze
Prześlij komentarz