W poszukiwaniu śpiącego króla - Maggie Stiefvater „Wiedźma z lustra” („Blue Lily Lily Blue”)
Glendower jest pod ziemią. Ja również. Maura, „Złodzieje snów”
Podobnie
jak w przypadku poprzedniej części „The Raven Cycle” Maggie Stiefvater,
ostatnie zdanie jest nie tylko mocnym i zaskakującym zwrotem akcji, ale także
pokazuje kierunek, w którym podąży następny tom.
W
„Wiedźmie z lustra” (luźne i mimo wszystko łopatologiczne tłumaczenie
angielskiego tytułu „Blue Lily Lily Blue”, które działa na tej samej zasadzie,
co polski tytuł filmu Guillermo del Toro „Crimson Peak”) wracamy do głównego
wątku cyklu – czyli poszukiwań Glendowera. Nabierają one tempa, gdyż gdzieś pod
ziemią jest również Maura, matka Blue i czas zaczyna zdecydowanie się liczyć.
W
poszukiwania Glendowera, które dotychczas były przede wszystkim ekscytującą
przygodą, wkradają się mroczniejsze tony. Okazuje się, że pod ziemią nie śpi
tylko dobry król, ale także istota, której pod żadnym pozorem obudzić nie
wolno. Do tego nadejdzie czas pożegnania postaci, która towarzyszyła nam od
pierwszego tomu. Oczywiście, nie zdradzę tożsamości. To jednak uświadomi młodym
bohaterom, że śmierć nie jest wcale abstrakcyjna i odległa, przychodzi
niespodziewanie i bez fajerwerków.
Trzeci
tom to także rozwój umiejętności bohaterów. Adam coraz lepiej radzi sobie z
więzią z mistycznym Cabeswater. Blue dowiaduje się, kim jest, a co więcej, że
istnieją inni o podobnych zdolnościach. Ronan o którym sporo było w poprzednim
tomie, udowodni, że chowa jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu. Noah coraz
mocniej przechodzi na drugą stronę, co wyraża się m. in. w niebezpiecznych
wybuchach. Tylko Gansey zdaje się pozostawać taki sam.
W
„Wiedźmie z lustra” pojawia się także bohater, który dotychczas był tylko
tajnym źródłem informacji – profesor Malory z Anglii. I jest dokładnie takim
stereotypowym wyobrażeniem angielskiego profesora, jakiego moglibyście się
spodziewać. Stiefvater mogłaby się bardziej postarać przy jego kreowaniu i
nadać mu więcej cech indywidualnych.
Ten
sam zarzut dotyczy postaci Piper. Właściwie nic o niej nie wiemy, nic nie
wskazuje na to, że zachowa się w ten sposób. Typowe deus ex machina.
Poza
tym „Wiedźmę z lustra” czytało mi się bardzo dobrze. Po zanurzonym w świecie
marzeń sennych drugim tomie, bohaterowie wracają do rzeczywistości i ruszają na
poszukiwania grobowca Glendowera. Jest też kilka zwrotów akcji, do których
przyzwyczaiła nas Stiefvater. I oczywiście piorunujące zakończenie, które każe
w napięciu oczekiwać na ostatni tom. Oj, będzie się działo.
I
szybki rzut oka na okładkę. Tym razem zazieleniło się, zarosło i lekko
pobłękitniało (gdzieniegdzie). Z radością stwierdzam, że cykl trzyma poziom.
Autor: Maggie Stiefvater
Tytuł: „Wiedźma z lustra”
Tłumaczenie: Piotr
Kucharski
Cykl: The
Raven Cycle
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 416
Data wydania: 2016
Komentarze
Prześlij komentarz