Dzisiejszy wpis został
zainspirowany notką Ninedin z Legendum est
na temat książek z gatunku fantastyki, które wyszły spod pióra kobiet. A cała
sprawa zaczęła się od angielskiej listy 100 najlepszych tytułów Lista
Ja jednak w swoim wpisie skupię
się na polskich autorkach. Oczywiście, wybór jest jak najbardziej subiektywny,
a kolejność alfabetyczna.
1.
Białołęcka Ewa
Autorka cyklu fantasy
„Kroniki Drugiego Kręgu”, na który składają się tomy: „Tkacz iluzji” (powiązany
fabularnie zbiór opowiadań), powieści: „Kamień na szczycie”, „Piołun i miód”
oraz tom, który pojawił się w zapowiedziach dawno temu, ale do tej pory nie
został opublikowany – „Czas złych baśni”. Niestety, nie wiem, czy kiedykolwiek
się go doczekamy.
Ale przejdźmy do rzeczy
przyjemniejszych. Ewa Białołęcka, jak to zwykle w fantasy bywa, na potrzeby
„Kronik Drugiego Kręgu” wykreowała własny świat i własną koncepcję magii. A
więc naczelna zasada jest prosta – za wszystko trzeba zapłacić. Za magię
również. A cena jest bardzo wysoka i proporcjonalna do talentu magicznego. Im
większy talent, tym znaczniejsza ułomność fizyczna. Na przykład Kamyk, któremu
samowolnie przyznaję funkcję głównego bohatera, jest głuchoniemy. Inni
bohaterowie mają nierozwinięte nogi, są albinosami albo porośli sierścią. Łatwo
przewidzieć, że każde takie odstępstwo od normy nie przysparza społecznej
aprobaty.
W uniwersum Białołęckiej
czarodzieje nie mogą korzystać z różnych rodzajów magii, tylko jednej,
konkretnej specjalizacji. Wspomniany już Kamyk jest Tkaczem Iluzji. A są także m.
in. Wędrowcy czy Stworzyciele.
Cykl „Kronik Drugiego
Kręgu” wyróżnia przede wszystkim klimat. Nie ma w nim szaleńczego tempa akcji
ani głupiego machania różdżkami. Jest za to grupa nastoletnich, dobrze
wykreowanych bohaterów, którzy po wpływem przeżytych wydarzeń zmieniają się i
dorastają. A droga do dorosłości nie jest ani przyjemna ani łatwa. Urzekły mnie
też tak zdawałoby się powszechne w literaturze fantastycznej smoki. Bo smoki u
Białołęckiej są, cholibka, zmyślne, ale to akurat nikogo dziwić nie powinno.
Lecz poza tym zmieniają kształty, są porośnięte futrem, a ich sposób myślenia
jest bardzo ciekawy. Waszej uwadze polecam relacje Kamyka z Pożeraczem Chmur.
Ten cykl mnie oczarował i
mam nadzieję, że doczekam się (wreszcie) zakończenia, bo jak wiadomo koniec
wieńczy dzieło.
2.
Brzezińska Anna
To z kolei autorka, która
świetnie pasuje do dzisiejszej tematyki, ponieważ swego czasu podejrzewano, że…
jest mężczyzną ukrywającym się pod pseudonimem, bo przecież żadna kobieta nie
może pisać w ten sposób. Oddam głos autorce:
Jako czytelnik właściwie się nie zastanawiam, jakiej płci
jest autor, dla mnie to pomijalne. Pamiętam, że kiedy napisałam 'Zbójecki
gościniec', pojawiły się opinie, że muszę być mężczyzną pod pseudonimem, bo to
niemożliwe, żeby kobieta pisała w ten sposób, a jeśli już - to na pewno
pokręcona i paskudna. Zresztą, zawsze w takich okolicznościach przypomina mi
się dowcip, który swego czasu krążył po amerykańskim fandomie - mianowicie, że
mężczyźni pisują najlepszą fantastykę, a już szczególnie James Tiptree Jr (dla
niewtajemniczonych wyjaśnię, że to pseudonim Alice Sheldon)*.
Z
jej twórczości polecam Cykl o Twardokęsku składający się z czterech tomów:
„Plewy na wietrze”, „Żmijowa harfa”, „Letni deszcz: Sztylet” i „Letni deszcz:
Kielich”. Wyróżnia go mroczna, ciężka atmosfera w niezwykły sposób połączona z
poetyckimi wstawkami i rubasznym, dosadnym humorem. Krainami Wewnętrznego Morza
niepodzielnie rządzą bogowie: okrutni, złośliwi, mściwi i kompletnie
niezrozumiali dla ludzi.
W
tym paskudnym świecie próbują przetrwać bohaterowie. Szarka, wojowniczka
norhemnów. Twardokęsek, dowódca bandy zbójów terroryzującej Góry Żmijowe i
najbardziej poszukiwany przestępca w Krainach Wewnętrznego Morza. Koźlarz,
dziedzic bez królestwa, jeżdżący w kohorcie boga Org Ondrelssena i władający
niezwykłym mieczem żalnickich kniaziów.
Już
tak krótki opis pokazuje bogactwo inspiracji autorki. Weźmy Koźlarza, króla
tułacza, którego prawo do tronu uprawomocnia niezwykły miecz. Podobny motyw
znamy z „Władcy Pierścieni”, a ma on swoje źródła w skandynawskiej „Sadze o Wölsungach”
czy legendzie o królu Arturze. A kohorta Orga Ondrelssena przypomina złowrogi
Dziki Gon. Anna Brzezińska jest z wykształcenia mediewistką i świetnie potrafi
przekuć swoją wiedzę w tkankę fabuły.
Wyróżnikiem
kreowanych przez nią bohaterów jest to, że są oni antybohaterscy. W cyklu o
Twardokęsku nie ma podziału na dobro i zło, są bohaterowie i ich pragnienia, a
najważniejszym jest wyrwanie z roli określonej przez przeznaczenie.
W
ten ponury klimat wpisuje się sposób traktowania magii w świecie Krain Wewnętrznego
Morza. To nie dar, lecz przekleństwo, nad którym śmiertelnicy nie panują.
Symbolem tego jest jaśminowa wiedźma, która sprowadziła okrutną śmierć na swoją
rodzinę, a była zbyt głupia, by za pomocą czarów ich uratować.
Ten,
kto nie zna cyklu o Twardokęsku, koniecznie powinien nadrobić zaległości. A
jeżeli tematyka wydaje mu się dość przytłaczająca, polecam lżejszą odmianę,
choć nadal pozostaniemy w Krainach Wewnętrznego Morza – cykl opowiadań o
przygodach Babuni Jagódki: „Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” i „Wiedźmę z
Wilżyńskiej Doliny”. A Babunia Jagódka to nie byle kto, ale najważniejsza
persona w okolicach Gór Żmijowych i nie tylko.
W opowiadaniach autorka
podejmuje zabawę z popularnymi motywami baśniowymi, które jednak w świecie
zwykłych ludzi, kierujących się niezbyt szlachetnymi pragnieniami, nigdy nie
kończą się dobrze.
Podobne
założenia – podjęcia gry z baśnią, legendą i mitem oraz pokazanie procesu
przemiany historii w mit – legły u podstaw konstrukcji mojej ulubionej książki
Anny Brzezińskiej, którą zostawiłam sobie na deser: zbioru opowiadań „Wody
głębokie jak niebo”. Już sam tytuł daje pojęcie o poetyckości języka, którym
zostały one napisane. Całości stylizacji dopełniają śródziemnomorskie
nawiązania. „Wody głębokie jak niebo” to książka tak piękna jak jej tytuł. To
nie oznacza: wesoła, bo tragizm i smutek są w niej wszechobecne. Nad wszystkim
unosi się ponure widmo historii: nawet największe uczucia po latach i tak okazują
się tylko cieniem. Co więcej, cieniem zniekształconym i okaleczonym przez
kruchą ludzką pamięć.
3.
Kańtoch Anna
Z twórczości tej autorki
szczególnie polecam recenzowaną już na tym blogu trylogię „Przedksiężycowych”. To cykl, w którym twarde science fiction płynnie
przenika się z magią. Anna Kańtoch z tak znanych motywów jak kosmiczna
ekspedycja odkrywająca zaginione miasto, wybraniec, rewolucja i sztuczne
inteligencje tworzy mieszankę o zupełnie nowym smaku. Jej Lunapolis jest
zarazem piękne, dekadenckie i obłąkane.
A poniżej linki do recenzji
poszczególnych tomów:
4.
Kossakowska Maja Lidia
Z twórczości autorki
polecam cykl „Zastępy anielskie”, na który składa się tom opowiadań „Żarna
niebios”, powieści: „Siewca wiatru”, dwa tomy „Zbieracza burz” i świeżynka
wydawnicza – pierwszy tom „Bram światłości”.
Bóg odszedł, ale
pozbawieni jego opieki mieszkańcy niebios i piekieł muszą sobie jakoś radzić. A
na początek – zawrzeć sojusz i ukryć fakt odejścia Pana przed postronnymi. W
cyklu Kossakowskiej anioły nie są anielskie, a diabły diabelskie.
Powiedziałabym, że i jedni i drudzy są po prostu ludzcy, mają swoje wady,
zalety, słabości i dążenia. I nieustannie zmagają się z zagrożeniami. Wojnami,
buntami, a nawet majaczącą w tle apokalipsą.
Lubię bohaterów
Kossakowskiej. I to zarówno tych z Głębi, jak Lampkę i Zgniłego Chłopca, jak i
niebiańskich – niespokojnego Tańczącego na Zgliszczach czy czterech młodych
wilków – archaniołów, którzy przejęli władzę w niebie.
Ale nie martwcie się, z
kart książki wieje nie tylko śmiertelną grozą. Jest zabawnie, przewrotnie i
gęsto od popkulturowych nawiązań. W mojej głowie cykl Kossakowskiej zawsze stoi
obok serialu „Supernatural”. Jeszcze nie czytałam „Bram światłości”, ale ponoć
Pan ma powrócić. Nie dziwię się – w „Supernatural” już wrócił. A co innego może
zaskoczyć czytelników po Apokalipsie?
5.
Krajewska Marta
Autorka, której
debiutancką powieść „Idź i czekaj mrozów” recenzowałam na blogu niedawno. Myślę,
że tkwi w niej duży potencjał, a poza tym cztery wymienione wcześniej autorki
debiutowały znacznie wcześniej, a Marta Krajewska jest (mam taką nadzieję)
przedstawicielką nowej fali w polskiej fantastyce.
W „Idź i czekaj mrozów”
autorka świetnie splata inspiracje z mitologii słowiańskiej z tą, wymyśloną na
potrzeby wykreowanego w swojej książce świata.
2022 – aktualizacja
Agnieszka Hałas Teatr Węży
Na cykl Teatr Węży składa się pięć tomów: Dwie karty, Pośród
cieni, W mocy wichru, Śpiew potępionych i Czerń
nie zapomina. Doskonałe światotwórstwo to jeden z czynników, który wyróżnia
prozę Agnieszki Hałas. Stworzone przez nią uniwersum ma swoją historię, jasno
określone prawidła funkcjonowania i jest zamieszkiwane przez całe zastępy
niezwykłych istot. Innymi
słowy – jest w nim głębia. Autorka inspiruje się wieloma mitologiami, tworząc
ciekawy tygiel. Gatunkowo jest to
zdecydowanie dark fantasy. Dużo w tej prozie szarości i
niejednoznaczności. W szarość tej opowieści doskonale wpisuje się Brune Keare,
główny bohater. Hałas bawi się w tym przypadku motywem wybrańca, bo z
jednej strony Krzyczący w Ciemności zdecydowanie nim jest, ma odziedziczone po
przodkach wyjątkowe moce (plus pewien paskudny cyrograf). Z drugiej jednak to
człowiek służący tym złym. Nie brakuje w jego życiu upadków i słabości, bywa,
że nie radzi sobie z nałogiem.
Pełne
recenzje znajdziecie tutaj:
Dwie karty
Teatr Węży
Czytałam książki Ewy Białołęckiej, Anny Brzezińskiej i Mai Lidi Kossakowskiej. Najlepszy był cykl o zbóju Twardokęsku i bardzo dziwi mnie, że pani Brzezińska jest tak mało znana, naprawdę pisze świetnie i zasługuje na większą popularność. W planach mam debiut Marty Kraszewskiej, a cykl Przedksiężycowi własnie dopisuję sobie do listy.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię Annę Brzezińską, to jedna z moich ulubionych pisarek. Wydaje mi się, że kilka lat temu była bardziej popularna. Jednak już od jakiegoś czasu nic nie opublikowała i tak jakby popadła w zapomnienie. A wielka szkoda, gdyż jej twórczość jest absolutnie warta poznania.
Usuń"Przedskiężycowych" serdecznie polecam. Nie zawiedziesz się :)
Bo u nas pisarze fantasci i inni, to amatorzy. Lepszu, gorsi, ale ludzie, ktorzy maja swoje zawody i zycie i bardzo rzadko moga w pelni poswiecic sie pisaniu i zarabianiu na tym, bo pieniadze wciaz prawie zadne w porownaniu z takimi fantastami z zachodu, ktorzy nie musza juz w zyciu nic robic, a najmniej dokanczac cykli heh. Brzezinksa miala swoje piec minut i czas na pisanie pod koniec lat 90 i na poczatku 2000. Byla to tez literatura dosc ambitna na tle innych, pisana pieknym, ale trudnym jezykiem dla wiekszosci odbiorcow, ktorzy nawet takiego wyksztalcenia nie maja, a czytaja te ksiazki. Zapewne pozmienialo jej sie w zyciu, wena poszla, podobnie jak z Sapkowskim. Kossakowskiej strasznie zal, mimo ze niektorzy jej nie cenili, jej stylu czy strasznie sie czepiali, ze nie plynie z nurtem progresywnosci i smie bronic niewygopodnych obecnie opinii, ze nie kazda lewicowosc jest dobra i nie kazda prawicowosc nietolerancja i zlem.
OdpowiedzUsuńOczywiście, polski rynek jest mniejszy, więc i trudniej dobrze na nim zarabiać, choć jak widać po przykładzie Sapkowskiego nie jest to niemożliwe. Dokańczanie cykli nie jest modne tylko na Zachodzie, bo wspomniany w tekście cykl Białołęckiej wciąż nie doczekał się finału. Brzezińska wróciła i pisze książki, ale już w bardziej historycznym klimacie i odniosła spory sukces.
Usuń