Kilka chwil, kilka słów pośród ciemności – Winston Graham „Cztery łabędzie”

Kolejna, szósta już odsłona „Sagi rodu Poldarków” nosi tytuł „Cztery łabędzie”, a jej akcja toczy się oczywiście w Kornwalii w latach 1795-1797. Tytułowe „Cztery łabędzie” to kobiety ważne w życiu Rossa Poldarka: jego żona Demelza, młodzieńcza miłość Elizabeth, ukochana jego przyjaciela Caroline, a wreszcie Morwenna Chynoweth, wielka i nieszczęśliwa miłość brata Demelzy.
O ile pod względem materialnym życie Rossa i jego rodziny wkroczyło na bezpieczne tory, to zawirowania rodzinne i polityczne nie odpuszczają. Nad małżeństwem Rossa zbierają się czarne chmury, tym razem nie z powodu miłostek krewkiego kapitana, lecz zauroczenia jego żony pewnym przystojnym poetą.
Ziarno niepokoju zasiane w końcówce poprzedniego tomu przez ciotkę Agathę wydaje owoce. George Warleggan robi się coraz bardziej podejrzliwy względem Elizabeth, a ich zgodne dotychczas małżeństwo przechodzi kryzys.
Caroline próbuje odnaleźć się w nowej roli – żony. Jej małżeństwo z Enysem wcale nie jest sielanką, choć nie ma wątpliwości, że oboje się kochają. Jednak najtrudniejszy los przypadł w udziela Morwennie Chynoweth. Zakochana w pochodzącym z niższej warstwy społecznej Drake’u, dziewczyna uległa namowom rodziny i wyszła za mąż za wielebnego Ossiego Whitwortha. Mąż regularnie ją gwałci i Morwenna popada w coraz większą depresję. Ossie jest postacią tak odrażającą, że bije Warleggana na głowę. Zresztą ja zawsze miałam do George’a słabość odkąd zobaczyłam w tej roli Jacka Farthinga.
Sercowe rozterki dopadają także brata Drake’a – Samuela. I znowu jest to miłość nieodpowiednia, gdyż poważany przywódca ruchu metodystów nie powinien się wiązać z kobietą upadłą. I nie ma tu znaczenia, czy rzeczywiście jest ona grzesznicą. Wystarczy, że krążą o niej gorszące plotki. Opinia ludzka jest ważniejsza od prawdy.

Czytając „Cztery łabędzie” zwróciłam uwagę na pewną rzecz. Podstawowym motywem jaki stosuje Winston Graham dla uatrakcyjnienia akcji jest – niczym w klasycznym melodramacie – mezalians. Przy czym jest on rozgrywany na wiele różnych sposobów. Ross i Demelza. Caroline i Dwight. Elizabeth i George. Morwenna i Drake. Rowella i Arthur. Motyw jest ten sam, ale jakże różnie przedstawiony i jak różnie wpływa na życie bohaterów. Najtragiczniejsze są losy tych, którzy posłuchali zdrowego rozsądku i zrezygnowali z zakazanej miłości. Perypetie wszystkich pozostałych wydają się dość szczęśliwe, choć jak to w życiu bywa, nie brak lepszych i gorszych momentów. Zagadką pozostaje dla mnie postać Rowelli. Głównie dlatego, że jej wątek został przedstawiony z punktu widzenia Ossiego, a ten, z wiadomych względów, nie miał o szwagierce najlepszego zdania. Graham celowo stosuje tutaj niedopowiedzenie, pozwalając czytelnikowi wysnuć własne wnioski na temat dziewczyny. Ja obstawiam, że ukartowała całą intrygę, by zdobyć jak najwięcej pieniędzy.
Jak zwykle u Grahama na zawirowaniach miłosnych i rodzinnych świat się nie kończy. W tym tomie mamy okazję przyjrzeć się bliżej wyborom do Izby Gmin. I nie jest widok napawający zbytnim optymizmem, ale przede wszystkim kolejne pole rozgrywki między Rossem i George’m.
Mamy też nakreślenie sytuacji w Europie, w której rozgłos zdobywa młody i utalentowany Napoleon Bonaparte. Jego sukcesy niepokoją rzecz jasna Anglię, a wydatki wojenne stają się przyczyną coraz liczniejszych niepokojów społecznych. Mieszkańców Kornwalii nadal dręczą te same problemy co zawsze – nędza, głód, bezrobocie i choroby.

Winston Graham zdobył wcale nie tak częstą zdolność pisania w taki sposób, że czytelnik autentycznie przejmuje się losami stworzonych przez niego bohaterów. Nie są oni papierowi, mają swoje wady i zalety. Zmieniają się pod wpływem przeżyć i okoliczności, ale zarazem pozostają w głębi ducha sobą. Świetnie zostało to pokazane w końcówce powieści. Mieliśmy wzmianki o tym, że Ross się zmienił, uspokoił, ale w końcówce, wracając po wyborach, doświadcza swoistego deja vu. Niby wszystko się zmieniło od kiedy wiele lat wcześniej wrócił do zrujnowanej Nampary, ale nie do końca. Los kpi sobie z ludzkich planów.

Życie to w najlepszym razie efektowna błyskotka, prawda? Kilka chwil, kilka słów pośród ciemności (s.141).

„Cztery łabędzie”, szósta już część „Sagi rodu Poldarków” nie obniża poziomu ani trochę, wręcz przeciwnie. Coraz więcej bohaterów, coraz bardziej pogmatwane ścieżki życiowe i trudne wybory. I jak się to wszystko czyta! Aż żal, że tak szybko dotarłam do końca. Ale nic to, przecież jest jeszcze całe sześć tomów do końca, czyli to dopiero połowa historii.   

Autor:  Winston Graham
Tytuł:  „Cztery łabędzie”
Tytuł oryginału: „The Four Swans”
Cykl: Dziedzictwo rodu Poldarków    
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 604

Data wydania: 2017

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Top 5 książek fantastycznych z motywem zimy

Strzeż się węża – H. P. Lovecraft, Zealia Bishop „Kopiec”

Życie ponad śmiercią. Siła ponad słabością. Podróż ponad celem. – Brandon Sanderson „Droga królów”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)