Gdzie ci kosmici? – „Colony”


„Colony” to serial science-fiction, który jednak wielu fanom gatunku może nie przypaść do gustu. Ja też spodziewałam się czegoś innego, gdy zabrałam się za jego oglądanie. Dlaczego? Bo jak na science-fiction o kosmitach, którzy podbili Ziemię, jest ich tam zaskakująco mało. A właściwie – to nie ma ich wcale. Czy to oznacza, że „Colony” jest serialem złym? Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć w swojej recenzji.

„Colony” to przede wszystkim historia rodziny Bowmanów. Willa, Katie i trójki ich dzieci. Zaczyna się standardowo – poranek w zwykłej, amerykańskiej rodzinie. Wspólne śniadanie, a ojciec spieszy się do pracy. Jednak widz szybko orientuje się, że coś jest nie tak. Niektóre wieżowce są uszkodzone, na ulicach panoszą się dziwnie umundurowani funkcjonariusze, obce symbole, reglamentacja żywności. Okazuje się, że Los Angeles jest teraz kolonią oddzieloną murem i podbitą przez tajemniczych kosmitów. Wiadomo o nich niewiele i szczerze mówiąc, nawet po obejrzeniu dwóch sezonów serialu, nie jestem wiele mądrzejsza niż na początku.
Niedopowiedzenie to słowo – klucz dla serialu „Colony”. Twórcy wrzucają widza w zupełnie nowy świat, niczego nie tłumacząc, a co więcej – nie udzielając odpowiedzi. Samemu trzeba się domyślać, o co chodzi.
Serial skupia się wcale nie na kosmitach, ale na ludziach postawionych w zupełnie nowej dla nich sytuacji. Nie da się tutaj uniknąć porównań z „Lost”, słusznych zresztą, gdyż głównego bohatera gra Josh Holloway, pamiętny Sawyer, a oba dzieła mają tego samego scenarzystę. „Colony” koncentruje się zatem na bohaterach i ich postawie wobec rzeczywistości. Mamy ludzi żyjących pod okupacją i postawionych przed poważnym dylematem: „Jak walczyć z wrogiem, który w sekundzie może obrócić w perzynę całe miasto?” Czy współpraca, no nazwijmy rzecz po imieniu, kolaboracja to nie jedyne wyjście? Czy tylko tak ludzkość może przetrwać, a ruch oporu to samobójstwo?
„Colony” świetnie rozgrywa te dylematy, dodając choćby sceny w których Czerwoni, bezwzględna siła zbrojna okupanta, są pokazywani jako zwykli ludzie, którzy chcą chronić rodzinę, zapewnić jej większe racje żywnościowe itd. Nie są wcielonym złem, robią to, co uważają za słuszne, wybierają mniejsze zło. Świetnym przykładem jest pełnomocnik Alan Snyder, który autentycznie martwi się przyszłością Los Angeles i wygląda po prostu na dobrego człowieka, starającego się utrzymać bezpieczeństwo w dzielnicy i ochronić populację przed skutkami działań ruchu oporu.
Serial stara się ukazać pewne prawdy o ludzkiej naturze. I gdy jedna z postaci stwierdza, że kosmici nie muszą likwidować ludzkości, bo ludzie zrobią to sami, jest w tym wiele gorzkiej prawdy. Ludzie jak to ludzie, pragną po prostu urządzić się jak najlepiej w nowej rzeczywistości. Jaskrawym przykładem jest Zielona Strefa. Mieszkający tam dygnitarze żyją o niebo lepiej niż pozostali członkowie populacji. Czyż zatem można winić siostrę Katie, Madeleine, która na dodatek jest matką ciężko chorego synka, że zrobi wszystko, by się tam urządzić? Tak, „Colony” serwuje widzowi naprawdę poważne dylematy moralne.  

Najważniejsza w tym wszystkim jest jednak rodzina Bowmanów – relacje między Willem, byłym agentem FBI, który pracuje dla okupantów, by odzyskać syna, a przy tym przeciwny jest terrorystycznym sposobom działania ruchu oporu, a Katie, która w tajemnicy przed mężem należy do grupy walczącej o wyzwolenie spod jarzma kosmitów. No i ich układy z dziećmi – Bramem, który jak to młody i naiwny chce walczyć z okupantami, nie oglądając się na ryzyko i koszty; Charliem, który przez długi czas musiał radzić sobie bez rodziny oraz Grace, poddanej indoktrynacji przez nauczycielkę. Wszystkie te role są dobrze zagrane, a im dalej w serial, tym postacie nabierają większej psychologicznej głębi.
Tu nie ma bieli ani czerni. Wszystko jest szare. Bohaterowie mają swoje motywy, by postępować tak, a nie inaczej.

Dwa sezony minęły, a kosmitów nadal nie widać. Zasadne jest więc pytanie, czy to aby na pewno są najeźdźcy z kosmosu? Bo dla mnie odpowiedź wcale nie jest taka oczywista i jestem ciekawa, jak twórcy z tego wybrną. Rozbudzili wielkie oczekiwania, klucząc przez dwa sezony, ale kiedyś nadejdzie czas odpowiedzi. Owo unikanie jakichkolwiek fabularnych rozwiązań jest cechą, która trochę mnie w „Colony” drażni. Nie może być tak, że widz nie dostaje żadnych wyjaśnień. Musi być zachowana równowaga między tajemnicą, a jej odkrywaniem. Z tego powodu serial był dla mnie momentami męczący. Do tego stopnia, że zaczęłam oglądać stare, dobre „Stargate Atlantis” i wcale nie byłam pewna, czy dotrę do końca. Ostatecznie dotarłam i wcale nie żałuję, bo pod koniec drugiego sezonu serial nieco przyspieszył, a i zakończył się ciekawym cliffhangerem.
Jeszcze jedną wadą serialu jest porzucanie pewnych wątków, które są kluczowe dla kreowania świata przedstawionego. Tak było z Fabryką. Od początku był to podstawowy straszak – „jak nie będziesz posłuszny władzy, skończysz w Fabryce”. Oczywiście, nikt nie wyjaśnił, czym jest Fabryka. Na początku jeden z bohaterów został tam zesłany. A potem przez kilka odcinków, nic, cisza, wielki powrót i jedna kluczowa informacja, a przez cały drugi sezon wątek leży odłogiem. 

Podsumowując, „Colony” jest dla mnie serialowym średniakiem. Z pewnością ma potencjał na coś więcej, ale twórcy zbytnio zagubili się w sieci swoich tajemnic, nie chcąc się nimi podzielić z widzem. Niebawem jednak startuje sezon trzeci, więc jest szansa na poprawę. 

Komentarze

  1. To skupienie na bohaterach rzeczywiście przypomina "Lost-ów". Serial mógłby mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli podobało ci się "Lost", to "Colony" także powinno się sprawdzić.

      Usuń
  2. Jest super, powinni pomyslec o 3-4 sezon, ktory moze byc kluczem do wszystkich rozpoczetych watkow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co wiem, jest jeszcze jeden sezon, ale nie kończy całej historii, co skutecznie zniechęciło mnie do oglądania.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”

A zaczęło się od kotła – Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”

Raz na zawsze król – Bernard Cornwell „Zimowy monarcha”

Gdzie się podziała Klementyna Kopp? - Katarzyna Puzyńska „Dom czwarty”