Narodziny cywilizacji – Margaret Atwood „MaddAddam”


Apokalipsę przetrwała garstka ludzi – należące do Bożych Ogrodników Toby, Ren i Amanda, MaddAddamowcy – naukowcy niegdyś pracujący pod kierunkiem Derkacza, Jimmy-Yeti oraz psychopatyczni paintbólowcy. Na świecie pozostali także Derkaczanie – nowy gatunek istot, które w zamyśle swego stwórcy miały zastąpić ludzkość, oraz świniony – świnie obdarzone ludzką inteligencją.
Jimmy-Yeti jest poważnie chory. Derkaczanie mruczą nad nim, wierząc, że w ten sposób przywołają duszę z dalekiej podróży. Tymczasem Toby przejmuje jego obowiązki względem nowego gatunku i opowiada historie o ich stwórcy, świecie, a wreszcie Zebie, mężczyźnie, który wobec nieobecności Derkacza staje się ich nowym idolem.

Fabuła „MaddAddam” Margaret Atwood, ostatniej części trylogii o postapokaliptycznym świecie, konstrukcją przypomina „Rok potopu”. Tutaj także nie mamy do czynienia z jednotorowym rozwojem akcji. W narrację zostały wplecione retrospekcje, tym razem dotyczące życia Zeba, oraz historie, jakie Toby przekazuje Derkaczanom. Notabene, inspirowane tym, co wcześniej opowiedział jej Zeb. Toby nie chce kłamać, ale musi opowiadać w taki sposób, by niewinni Derkaczanie zrozumieli sens jej przekazu. I nie przerazili się zanadto.
Jesteśmy Ludźmi Księgi. Dzięki Toby Derkaczanie też się nimi stali. Na razie nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, czy to dobrze, czy źle. Mamy za to okazję przyjrzeć się, jak powstaje księga objaśniająca świat Derkacza. Toby sporo przemilcza, idealizuje stwórcę, ale niejako skazana jest na kontynuację linii wyznaczonej przez Jimmy’ego. Czy jednak wyjawienie prawdy o miłosiernym Derkaczu, który ma na rękach krew milionów ludzi czy Yetim, byłoby łaską czy zbrodnią? W końcu opowieści w dużej mierze są tylko przedstawieniem pewnego punktu widzenia.

Jest opowieść, jest prawda, na której opowieść się opiera, i wreszcie jest opowieść o tym, jak doszło do tego, że opowieść została opowiedziana. No i jest jeszcze to, co w opowieści pomijasz. Co też jest częścią opowieści (s. 76).

„MaddAddam” nie jest już historią o zagładzie, lecz o tym, co nastąpi później, o narodzinach nowej cywilizacji. A ona, jak zawsze, zaczyna się od opowieści. Atwood w niezwykle ciekawy sposób pokazuje, jak historia życia jednego zwykłego człowieka urasta do rangi mitu i prawdy objawionej. Zeb, opowiadając Toby o sobie, przekazuje ukochanej informacje o człowieku, który jest jej drogi. Ale te same wiadomości przekazane w odpowiedni, ściśle określony, sposób (nałożenie czapki Yeti’ego i zjedzenie ryby) stają się pierwszym rytuałem Derkaczan, zaczątkiem religii.
Tym bardziej, że Toby szybko zyskuje ucznia. Młodego, ciekawskiego Derkaczanina o imieniu Czarnobrody. Przekazuje mu wyjątkową umiejętność – pismo.

Co ja właściwie zrobiłam? – myśli Toby. Jaką puszkę Pandory otworzyłam? Te dzieci są takie pojętne: opanują tę umiejętność i nauczą wszystkich pozostałych.
Co przyjdzie potem? Reguły, dogmaty, prawa? Testament Derkacza? Jak prędko pojawią się prastare teksty, a oni uznają, że muszą im być posłuszni, choć nie będą pamiętali, jak je interpretować? Czy sprowadziłam ich na złą drogę? (s. 266 – 267).

Ale raz wprawionej w ruch maszyny nie można zatrzymać. Ostatnie historie w książce przekazuje nam Czarnobrody. Jest miejsce na „Opowieść o Toby”, która nauczyła go wszystkiego, a potem odeszła, choć nikt nie wie, co się z nią stało.

W ostatniej części swej trylogii Atwood skupia się na pytaniach o duchowość, naturę religii i o to, co właściwie znaczy „być człowiekiem”. Mało tu akcji, jest za to namysł nad tym, jak ocalałe ze starego porządku resztki ludzkości radzą sobie w świecie, który już do nich nie należy. Przyszłość to czas Derkaczan. I właśnie – czy to jeszcze ludzie, tyle że wyprani z naszych pierwotnych instynktów, czy już nie? Czy mają rację naukowcy twierdząc, że skoro mogą się z nami krzyżować, to sprawa jest przesądzona? Czy jest coś więcej, czego nie potrafimy zdefiniować?
Kluczową sprawą jest tajemniczy śpiew Derkaczan, zagadka, której nie rozwiązał nawet ich stwórca. Czemu miał służyć? Glenn próbował go wyeliminować, ale hybrydy pozbawione tej zdolności nie były w stanie przetrwać.

Ludzie zmienili Derkaczan, a krzyżówki tych dwóch gatunków z pewnością odziedziczą cechy i jednych, i drugich. Weszli na drogę kultury, położyli podwaliny pod religię, ale co będzie dalej? O dziwo, „MaddAddam” kończy się dość optymistycznie. Wielka bitwa między siłami dobra i zła, rozgrywająca się w Jaju, kolebce nowego gatunku, ma oczywiście dwa wymiary. Jeden, to zamknięcie pewnych wątków, rozpoczętych w poprzednich częściach, drugi – wydarzenie na rangę kosmiczną, wyeliminowanie zła plamiącego świat.
Ludzie w jakiś sposób wypaczyli Derkaczan, uczynili ich na swój obraz i podobieństwo, ale zakończenie jest pełne nadziei, że jednak wszystkie gatunki połączą siły i wspólnie stworzą nowy, lepszy świat.

Zanim jednak do dojdziemy do utopii, jeszcze trochę o antyutopii. Wspomnienia Zeba pozwalają rzucić nowe światło na pewne wydarzenia. Nie są może tak ważne jak retrospekcje z poprzedniego tomu, ale dzięki nim trochę więcej wiadomo o Adamie Pierwszym i jego relacjach z Zebem, Derkaczu czy Pilar. „MaddAddam” mimo że rozgrywa się już po apokalipsie, dorzuca swoje cegiełki do zrozumienia tego, co doprowadziło do zagłady ludzkości oraz uzupełnia brakujące elementy powiązań między bohaterami. To bowiem ludzie, konkretne jednostki, ich indywidualne doświadczenia, przeżycia i wybory są tym, co interesuje Atwood najbardziej.

„MaddAddam” jest godnym zwieńczeniem trylogii. I choć książka sama w sobie jest odrębną opowieścią i można ją czytać niezależnie od znajomości dwóch poprzednich części, to jednak wtedy nie będzie smakowała tak dobrze. Bardzo ciekawe jest bowiem obserwowanie, jak Atwood dodaje kolejne nitki do nakreślonych wcześniej wątków. I dopiero ta całość pozwala na docenienie kunsztu pisarskiego autorki. Poza tym, gdy nie jest się już zżytym z bohaterami, to wracanie do postaci i wydarzeń, których się nie zna, może być zwyczajnie nużące.  
W „MaddAddam” autorka snuje doprawioną gorzkim humorem opowieść o świecie po apokalipsie, w którym ludzie są reliktami przeszłości, a nowe hybrydy – Derkaczanie i świniony zaczynają dominować. Ale czy gatunek stworzony przez człowieka i wkraczający na wytyczoną przez ludzkość ścieżkę może ostatecznie stworzyć coś innego niż świat radośnie pędzący ku samozagładzie?
Atwood nie odpowiada na to pytanie, ale zakończenie trylogii ma optymistyczny wydźwięk. Widać światełko w tunelu.

Autor:  Margaret Atwood   
Tytuł:  „MaddAddam”
Tytuł oryginalny: „MaddAddam”
Cykl: MaddAddam
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 501
Data wydania: 2017

Komentarze

  1. Ostatnio mam ochotę na takie tematy i postapokaliptyczne klimaty, więc bardzo chętnie przyjrzę się bliżej książce. Chociaż okładkę to ona ma paskudną...

    Pozdrawiam i zapraszam:
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atwood to klasa sama w sobie, choć nie jest to typowe postapo. Okładka nie jest cudowna, ale jedno trzeba jej oddać - pasuje do powieści.

      Usuń
  2. Ja do tej pory czytałam tylko pierwszą część, ale z Twojego opisuj czuję, że jednak warto by było kiedyś kontynuować. Historia zapoczątkowana w "Oryks i Derkaczu" jest fascynująca, niepokojąca i wielowątkowa; wpadłam w nią jak w zimną wodę, ale musiałam czytać dalej. Okładka mi nie przeszkadza;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, gdyż dopiero po przeczytaniu całej trylogii ma się pełny ogląd sytuacji :)

      Usuń
  3. Nie słyszałam o tej serii.na razienje będę się na nią decydować. Nie jestem pewna czy by mi się spodobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek przygody z Atwood polecam np. "Opowieść podręcznej". Jeden krótki tom, a tematyka podobna jak w trylogii "MaddAddam".

      Usuń
  4. Recenzja świetna, ksiązka fajnie brzmi, ale ta okładka mnie odpycha, wygląda strasznie :D
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/04/pan-wyposazony-lauren-blakely.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrażaj się okładką, bo treść świetna :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Raj zepsuty – Stanisław Lem „Eden”

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)