Zmęczeni bohaterowie i nowa wojna – Tad Williams „Korona z czarodrzewu” („The Witchwood Crown”)


Minęło trzydzieści lat od tragicznej wojny, w której został pokonany Król Burz, Ineluki. Simon i Miramiele wspólnie władają Osten Ard. Po latach ze snu budzi się największa sojuszniczka Inelukiego, królowa Nornów, Utuk’ku. Bynajmniej nie zamierza składać broni, lecz raz jeszcze zmierzyć się z wrogami. I oczywiście zwyciężyć. Pomóc ma jej w tym tajemniczy artefakt – tytułowa korona z czarodrzewu.

Korona z czarodrzewu Tada Williamsa to pierwszy tom serii Ostatni król Osten Ard, nowego cyklu osadzonego w tym samym świecie co Pamięć, Smutek i Cierń. Autor powrócił do niego po wielu latach (w międzyczasie ukazała się jeszcze króciutka powieść Serce Świata Utraconego, która pokazywała kierunek, w jakim Williams zamierza podążyć), co zawsze wzbudza we mnie pewne obawy – czy aby na pewno autor ma nową, ciekawą historię do opowiedzenia i nie zamierza tylko odcinać kuponów od sukcesów z przeszłości? Na szczęście zdaje się, że Williams ma pomysł na nowy cykl, tylko że w pierwszej części brakło mu miejsca, by zaprezentować go czytelnikom.
Korona z czarodrzewu to fantasy pełną gębą, dodatkowo dla wszystkich, którzy czytali cykl Pamięć, Smutek i Cierń to sentymentalny powrót do przeszłości. Ja jestem w trochę innej sytuacji, bo przeczytałam go dopiero niedawno, ale zaliczam się do grona fanów i ucieszyła mnie nowa historia z Osten Ard. Przyjemnie powrócić do bohaterów po latach, zobaczyć jak się zmienili i co przyniosło im życie. W książce Williams rozprawia się z wyobrażeniami o triumfie dobra nad złem, które przynosi koniec trosk i niekończące się szczęście. Nawet po pokonaniu zła w życiu bohaterów wciąż nie brakuje trosk i nieszczęść, także w bardzo osobistym wymiarze. A czyny opiewane w pieśniach i obrosłe legendą niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Bohaterowie znani ze starego cyklu starzeją się i zbliżają do śmierci, która jest ostatecznym końcem dla wszystkich, nawet herosów.

Bo widzisz, chłopcze, jest świat z pieśni i legend i jest ten prawdziwy, który się dzieje wokół ciebie. A to nie to samo. Nawet te, które opowiadają o rzeczach prawdziwych… to znaczy przynajmniej po części opisują ten prawdziwy świat… są tylko owocem późniejszych rozmyślań. (…) Bo w pieśni ktoś tam rusza ubić smoka i serce ma pełne szlachetnych idei, pięknych dziewic do ratowania i tak dalej. Ale w realnym świecie on jedzie ratować własną skórę, błąka się tu i tam i przytrafiają mu się dziwne, czasem bezsensowne przygody. I wcale nie zamierza uganiać się za smokiem; to smok nagle się na niego rzuca, a on tylko próbuje nie dać się zabić. Jeśli dopisze mu szczęście… albo jest naprawdę dobrym rębajłą… udaje mu się (s. 360-361).

Williams jak zwykle kreśli szeroki obraz sytuacji, pochylając się nie tylko nad głównym konfliktem na linii Simon i Miriamiele – Nornowie, ale wiele miejsca poświęca innym wątkom – sytuacji w Nabbanie, na stepach Thrinthingów, w Hernystirze czy u samych Nornów. Zgodnie bowiem z tym, co zaprezentował w Sercu Świata Utraconego, nie są oni już tylko złowrogą, enigmatyczną siłą, ale sporo się o nich dowiadujemy. Nie są także przedstawieni jako jednoznacznie źli, bo poznajemy różnych przedstawicieli tej rasy. Ciekawą bohaterką jest z pewnością Nezeru, która jest efektem nowej polityki Nornów polegającej na płodzeniu dzieci z ludźmi, by szybko zwiększyć liczebność populacji.
Większość wątków Korony z czarodrzewu oceniam na plus, a moim ulubieńcem póki co jest Pasevalles, po którym spodziewam się absolutnie wszystkiego i to jest bardzo fajne. Jednak zdecydowanie najsłabszym wątkiem jest ten powiązany z Simonem, Miramiele oraz ich wnukami – Morganem i Lilią. Po pierwsze, jest obłędnie wręcz nudny (piszę to z przykrością, bo Simona i Miriamele bardzo lubię) i coś zdecydowanie poszło nie tak. Raz po raz autor powtarza ten sam schemat – Morgan pakuje się w kłopoty (związane z rozrywkowym trybem życia), ktoś go z nich wyciąga, a dziadkowie są niezadowoleni. I tak w kółko. Najciekawsze w tym wątku są niejasne wzmianki dotyczące syna pary królewskiej. W pamięci jego królewskich rodziców i Morgana jawi się on zgoła inaczej.
Koronie z czarodrzewu brakuje także epickiego zacięcia. Wszystkie wydarzenia, jakie Williams przedstawia w tym tomie, są powiązane raczej z jednostkowymi losami bohaterów. Nie brakuje oczywiście emocji i przygód, ale to jeszcze nie to.


Simon i Miriamele

Mam trochę mieszane uczucia po lekturze Korony z czarodrzewu Tada Williamsa. Jak zwykle jest to bardzo dobrze napisane, ale oprócz ciekawych wątków i intrygujących bohaterów znalazło się także miejsce dla irytującego i nudnego Morgana. Autor nieźle rozgrywa świat po wielkim zwycięstwie, w którym wiele rzeczy nie poszło tak idealnie, jak mogłam sobie wyobrażać. Bo zawsze znajdą się nowe problemy, nowe wojny do wygrania, a zło znów zaczyna podnosić łeb. Trudno oceniać cykl po jednym tomie, liczę, że dalej się rozkręci, bo na pewno historia ma wielki potencjał.

Autor:  Tad Williams               
Tytuł: Korona z czarodrzewu
Tytuł oryginalny: The Witchwood Crown
Cykl: Ostatni Król Osten Ard
Tłumaczenie: Janusz Szczepański   
Wydawnictwo: Rebis  
Liczba stron: 895
Data wydania: 2019

Komentarze

  1. Ostatnio dużo ciekawych cyklów przedstawiłaś. Z tym wstrzymam się do twojej recenzji drugiego tomu. Nie lubię irytujących bohaterów.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze do usług :) Morgan niestety irytujący, ale są inni ciekawi bohaterowie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”

A zaczęło się od kotła – Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”

Raz na zawsze król – Bernard Cornwell „Zimowy monarcha”

Gdzie się podziała Klementyna Kopp? - Katarzyna Puzyńska „Dom czwarty”