Madeline Miller „Pieśń o Achillesie” („The Song of Achilles”)

 

Któż nie zna dziejów dzielnego Achillesa, któremu przeznaczone było zdobyć nieśmiertelną sławę, ale przy tym umrzeć młodo? Madeline Miller podjęła się napisania na nowo jednej z najbardziej znanych historii z mitologii greckiej. Niestety z nie najlepszym skutkiem. Czytałam inną powieść autorki opartą na greckiej mitologii – Kirke (recenzję możecie przeczytać TUTAJ ) i przypadła mi ona do gustu. Dlatego oczekiwania miałam spore. Pieśń o Achillesie, jak to często w retellingach bywa, przedstawia całą historię z punktu widzenia postaci, która w oryginalnym micie znajduje się na drugim planie – Patroklosa. Towarzysza, najlepszego przyjaciela, a wreszcie kochanka Achillesa. To on jest narratorem. Ta książka jest w istocie romansem i ten wątek przesłania wszystko inne. Miller połaszczyła się na temat, który ewidentnie jej nie leży – czyli wojnę i poniosła porażkę. Bo w Pieśni o Achillesie najgorsze są właśnie końcowe opisy zmagań pod Troją. W co trudno uwierzyć, ale wieje nudą. Autorka próbowała ugryźć historię z innej strony, ale o wojnie trojańskiej nie da się opowiedzieć bez wojny. A tymczasem mamy tu kwiatki typu: nadchodzi pojedynek Achillesa z Hektorem. Jest więc pościg, Skamander próbuje zatrzymać Greka, w końcu bohaterowie stają twarzą w twarz. I co? Rzut, i po sprawie.

Ale sława chadza dziwnymi drogami. Niektórzy zyskują sławę po śmierci, inni gasną. To, co podziwia jedno pokolenie, następne może wymazać (s. 369).

Nie mam problemów z wyciąganiem z mitów rzeczy nieoczywistych i przenoszeniem akcentów. Jednak w tym wypadku nie wyszło. Również z tego powodu, że bohaterowie zupełnie mnie do siebie nie przekonali. Patroklos to taka gorsza wersja Kirke z późniejszej powieści Miller. Pomysł był niezły – wyrzutek pozbawiony dziedzictwa, którego los łączy z największym bohaterem. Jednak w Pieśni o Achillesie to nie zagrało. Nie lubię jednego i drugiego. Patroklos myśli właściwie tylko o Achillesie i trudno powiedzieć, co go poza tym określa. Achilles, któremu wszystko się udaje, jest arogancki, a przy tym naiwny.

Istnieje jednak w Pieśni o Achillesie bardzo ciekawy bohater, przy którym jest wszystko – tajemnica, inteligencja i humor. Jest nim Odyseusz. To on trafnie punktuje rzeczywistość, świat i bogów. I on też trafia w samo sedno, wypominając Achillesowi, że przez jego postępowanie i unikanie przeznaczenia, cierpią inni.

Udało ci się sprytnie uciułać dziesięć dodatkowych lat życia, i moje gratulacje. Ale reszta nas…  – Odyseusz wykrzywia usta. – Reszta jest zmuszona czekać, aż będziesz miał dosyć. Zatrzymujesz nas tutaj, Achillesie. Miałeś wybór i wybrałeś. Musisz teraz w zgodzie z tym żyć (s. 312).

Książka jest pięknie napisana, Miller ma poetycki styl, który dobrze pasuje do opisywanych wydarzeń. Całkiem nieźle wypadają początkowe partie książki, a najgorzej wspominam wojnę trojańską. Natomiast jeżeli chodzi o wydanie, Albatros zasługuje na wyrazy najwyższego uznania. Jest pięknie i gustownie. Niestety, Pieśnią o Achillesie jestem rozczarowana. Liczyłam na więcej.


Autor:  Madeline Miller         

Tytuł: Pieśń o Achillesie

Tytuł oryginalny: The Song of Achilles

Tłumaczenie: Urszula Szczepańska  

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 384

Data wydania:  2021


Komentarze

  1. Nie przepadam za mitologicznymi klimatami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat nie jest książka, która mnie zachwyciła, więc nie masz czego żałować.

      Usuń
  2. Nie ciągnie mnie do tej historii póki, ale jeśli w ogóle zacznę, to tak, jak radziłaś - od Kirke. Nigdy nie lubiłam Achillesa i nie wiem, czy dedykowana mu opowieść mogłaby to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie po tej książce nie polubisz Achillesa ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Raj zepsuty – Stanisław Lem „Eden”

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”